***
Według teorii Einsteina czas był względny i choć wielkiemu uczonemu chyba nie do końca o to chodziło, to Yuuri Katsuki doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy po finale Grand Prix w Sochi przeżywał swoje największe pasmo porażek, oddałby wiele, żeby przyspieszyć płynące dni, które jak na złość wlekły się niemiłosiernie, pogłębiając tylko frustrację przegrywającego raz za razem japońskiego zawodnika. Potem jednak kiedy sam Viktor Nikiforov, w tamtej chwili niedościgniony wzór i niemal bóstwo, przyjechał go trenować, każdy dzień nawet najbardziej wymagających treningów był spełnieniem marzeń, które przelatywały przez palce niczym sen. Chciałby krzyknąć "chwilo, trwaj!", ale u jego boku nie chciał pojawić się żaden Mefistofeles, któremu mógłby sprzedać za to duszę.
Yuuri siedział na ławce przed zamkiem Hasetsu, wspominając ostatnie dni, a w szczególności miniony konkurs... Odetchnął głęboko. Pojedynek przeciwko Yurio nie był końcem znajomości z Viktorem, to było najważniejsze. Na myśl o zawodach za każdym razem czuł ogromną ulgę, a jednocześnie strach, że to niczego nie zmienia, bo pędzące godziny wcale nie zamierzały się poddać. Był zły, że nie wykorzystuje tego czasu na sto, nie, na tysiąc procent, że życie jest tylko życiem, a on zwykłym łyżwiarzem, może i zawodowym, ale tylko łyżwiarzem. Człowiekiem.
- Yuuri, co ty tam robisz?
Znalazł go. Zawsze znajdywał. Często zastanawiał się nawet, czy nie ma gdzieś przyczepionego nadajnika GPS, ale to w ogóle nie było w stylu Viktora. Za to w jego stylu było znać Yuuriego na wylot.
- Nic takiego. - W pierwszym odruchu cofnął telefon, ale zaraz zorientował się, że nie ma nic do ukrycia. Uśmiechnął się, po czym pokazał ekran trenerowi. - Przeglądam zdjęcia.
- O, Instagram. Dzieje się coś ciekawego?
Nie czekając na odpowiedź czy pozwolenie, Viktor przysiadł się na ławce, a potem dotknął palcem ekranu i przesunął panel.
- Nawet nie wiedziałem, że Chris ma takiego kota. Wygląda zupełnie jak on.
- Czytałem, że właściciele upodabniają się do swoich pupili. A może to było odwrotnie? - Yuuri zaśmiał się, kiedy pomyślał o ufnym i lgnącym do pieszczot Makkachinie.
- A to kto?
- Masz absurdalnie słabą pamięć. To Michele i Sara. Piszą, że są we Florencji na warsztatach. - Japończyk westchnął. - Też chciałbym się tak dogadywać ze swoją siostrą.
- Przecież się dogadujecie. W miarę. Chyba. - Viktor z każdym zdaniem przekrzywiał głowę coraz bardziej w bok.
Zupełnie nie znał się na rodzeństwach, więc nie drążył dalej tego tematu. Podciągnął jedną nogę do siebie i mocniej przylgnął do Japończyka.
- Widzę, że Phitchit niezmordowanie zasypuje swoją ścianę zdjęciami. Co tym razem? Naleśniki?
- Podobno znalazł jakieś nowe, świetne miejsce - przytaknął młody łyżwiarz. - Nawet chciał mnie na nie wyciągnąć, ale jakoś nie było okazji.
- Okej. Wybierzemy się tam następnym razem - odparł Viktor beztrosko, a Yuuri poczuł jakieś przyjemne uczucie rozlewające się po jego klatce piersiowej. Czas zafalował, niezdecydowany, czy ma się spieszyć, niszcząc resztę cennych dni, czy zwolnić, aby nie pozwolić na zbyt szybkie nadejście upragnionego wspólnego wyjścia na naleśniki.
Potem Viktor przeskoczył do kolejnego zdjęcia, na którym JJ pozował w otoczeniu trzech zgrabnych par nóg z nie mniej pięknymi kobiecymi przyległościami. Powieka nawet nie drgnęła Rosjaninowi, kiedy bez najmniejszego choćby komentarza przełączył podgląd na następną wiadomość.
CZYTASZ
Sonata: Na wyciągnięcie ręki
FanfictionYuuri jeszcze nie do końca odnajduje się w nowej rzeczywistości - choć pojedynek przeciwko Yurio utwierdził go, że chce, aby jego trenerem był Viktor, to jeszcze nie do końca rozumie jak ma postępować. Czas biegnie nieubłaganie, a przecież życie to...