Bucky
Otworzyłem oczy, mrugając powoli. Niemrawe światło wpadające przez okno, raziło mnie w oczy tak bardzo, jakby ktoś świecił mi latarką prosto w źrenice. Uniosłem prawą rękę i przyłożyłem ją do rozpalonego czoła. Głowa pękała mi z bólu, jakbym dostał czymś twardym i ciężkim. Całe ciało zdawało się wykazywać zupełną niechęć do jakiejkolwiek współpracy z moim mózgiem. Suchość w ustach powodowała ból gardła, a kręcenie w głowie nieprzyjemne mdłości.
Nie wiedziałem, co się dzieje. Ani co się stało. Tak jakbym miał dziurę w pamięci. Zamknąłem oczy i lekko zacisnąłem powieki, próbując przypomnieć sobie ostatnie godziny mojego życia.
Nic.
Pustka.
Ostatnio coś podobnego przytrafiało mi się, gdy byłem pod wpływem Hydry.
I wtedy sobie przypomniałem.
Zemo.
Był tutaj. Znalazł mnie i wbrew mojej woli wypowiedział te okropne kilka słów, które za każdym razem zamieniają moje życie w piekło. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem oczy. Chciałem jeszcze raz rozejrzeć się po pomieszczeniu, żeby dokładnie zlokalizować miejsce swojego pobytu.
Miałem nadzieję, że jestem daleko od Avengers Tower, najlepiej w jakimś odosobnionym budynku, na bezludnej wyspie, na końcu świata. Miałem nadzieję, że nikt nie widział mnie, jako Zimowego Żołnierza. Miałem nadzieję, że nikogo nie skrzywdziłem.
Jakże się myliłem.
Uniosłem powieki i spojrzałem na pokój, uważnie badając każdy jego zakamarek. Wziąłem głęboki wdech, czując jak zaczyna brakować mi powietrza.
Bo znałem ten pokój. Znałem go, aż za dobrze, wręcz doskonale. Znajome łóżko, na którym tyle się działo, nawet pamiętny parapet. To wszystko były miłe wspomnienia, dlatego miałem nadzieję, że Elissy tu nie ma i nie było przez cały dzień.
Rozglądałem się dalej, niemal oddychając z ulgą, gdy nie zauważyłem niczego niepokojącego.
Aż ją zobaczyłem.
Jej drobne ciało leżało bezwładnie na podłodze, po drugiej stronie pokoju. Włosy kaskadami ułożyły się wokół głowy, sprawiając wrażenie jakby brunetka po prostu spała.
Jednak ja wiedziałem, że tak nie było. Jeżeli znajdowała się tu w momencie, gdy nie byłem sobą, nie miała szans by przeżyć.
Przestałem oddychać na jakiś czas, nie mogąc wciągnąć powietrza do płuc. Gardło zacisnęło się w pętle, gdy nadludzką wręcz siłą, na klęczkach, podszedłem do Elissy. Dotknąłem zdrową dłonią tych miękkich, brązowych włosów i wplotłem w nie palce, lustrując wzrokiem resztę ciała. Moje oczy zaszły łzami, a z ust wydobył się dźwięk przypominający szloch, gdy zauważyłem odcisk metalowej ręki wokół jej szyi. Tak drobnej i kruchej, że najmniejszy dotyk mógłby ją złamać. I ja to zrobiłem.
Zabiłem ją.
Zabiłem jedyną osobę, która trzymała mnie przy życiu.
Jedyną osobę, która coś dla mnie znaczyła.
Jedyną osobę, przy której zapominałem, kim byłem.
Jedyną osobę, którą naprawdę kochałem.
Zabiłem ją.
Jestem mordercą.
Nie zasługuję na egzystencję.
Zasługuję na najgorsze.
Patrząc na jej martwe ciało, totalnie się rozkleiłem. Pierwszy raz w życiu płakałem tak, że łzy nieprzerwanie ciekły mi po policzkach. Delikatnie dotknąłem jej dłoni i zamknąłem ją w swojej, przykładając do ust i szepcząc przepraszam.
Nie wiem jak długo tak siedziałem, minutę, dwie, godzinę, czy cały dzień. Klęczałem przed nią, trzymałem za rękę i płakałem, cały czas przepraszając za to, co zrobiłem.
I w takiej pozycji znalazł mnie Steve.
Woah, no i tak oto kończy się ta opowieść. Jest smutno, ale mam nadzieję, że nie zawiodłam Waszych oczekiwań, jeśli chodzi o całość. Ta książka miała być inna. Miała być moją perełką i chyba nią była. Ja jestem zadowolona, bo wyszło tak jak miało wyjść.
Tak więc dziękuję Wam za to, że tu byłyście, czytałyście, komentowałyście i wspierałyście mnie, gdy w pewnym momencie zwątpiłam, że to co robię ma sens.
Jesteście najlepsze, dziękuję ❤
CZYTASZ
A najgorsze było to, że uzależniał... | Bucky Barnes
Historia Corta"You know I need you, just like you need me" Opowieść o poszukiwaniu zrozumienia, akceptacji, bliskości oraz miłości przykryta sporą dawką seksu. Okładka wykonana przez @hoodcutie