2. Żółć i pomarańcz

47 7 6
                                    



Otwieram szafę. Tak jak myślałam, mama zmusiła mnie do wyjścia na to przyjęcie pożegnalne, a do tego jeszcze do znalezienia jakiejś sukienki. Rozumiem, że nie wypada iść tam w zwykłych dżinsach i bluzie, ale sukienka? Nie posiadam żadnej, bo po co, więc mama powiedziała mi, że mogę wybrać coś z garderoby Melanie. Ona natomiast skrzywiła się, lecz zbytniego wyboru nie miała.

Tematem tegorocznego balu są wszelkie odcienie żółci i pomarańczu. Na szczęście nie są to ulubione kolory mojej siostry, więc szybko znajduję coś odpowiedniego. Sukienka nie jest na tyle długa, abym miała problemy z chodzeniem i nie jest też, jak większość ubrań Melanie, zbyt wzbudzająca sensację. No cóż, nie wierzę, żeby to ona ją kupiła. Pewnie dostała tę sukienkę od jakiegoś z adoratorów, a potem od razu wrzuciła na sam tył szafy.

Szybko zabieram sukienkę i jakieś pudełko z czarnymi butami na, co najważniejsze, płaskim obcasie do łazienki, gdzie bez zbędnych ceregieli zakładam to na siebie, a włosy rozczesuję i stwierdzam, że jakaś bardziej ambitna fryzura byłaby zbyt wielkim poświęceniem. Wychodzę z łazienki, a przed drzwiami widzę niezadowoloną Melanię.

- No wreszcie - mówi, a zza błyskawicznie zamykających się drzwi dobiega mnie jeszcze - I nie myśl sobie, że w mojej sukience wyglądasz lepiej niż zwykle. Jestem pewna, że i tak nikt nie zaprosi cię do tańca.

Mam ochotę odkrzyknąć jej, że mi na tym nie zależy, ale stwierdzam, że to i tak nie zmieni jej poglądu na sprawę. Idę na zewnątrz, tam spotykam moją mamę. Jest tak samo jak Melanie szarooką blondynką. Ja natomiast jestem do niej całkowicie niepodobna. Moje włosy, jak zresztą i oczy, są brązowe, mój nos zadarty i mam dość jasną karnację jak na tę część świata.

- Wyglądasz  naprawdę zniewalająco - słyszę po chwili ciszy.

- Możesz oszczędzić sobie tych nieprawdziwych pochwał - prycham. - Przecież wiesz, że wcale tak nie jest.

- Nie mów tak - odpowiada ze słyszalną troską w głosie. - Pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, i tak jesteś śliczna. Nieważne czy w sukni czy w dresie.

- Ech, no dobrze.

W tym momencie z domu wychodzi Melanie ubrana w oszałamiającą kreację i przerywa nam konwersację.

- Musimy już iść, rodzice Lisy obiecali mi, że nas podwiozą - mówi wyraźnie rozkazującym tonem. Tak jakby to ona musiała czekać na mnie.

Macham na pożegnanie do mamy i zaczynam podążać za siostrą.

                                ***

Przyjęcie trwa, a ja chowam się w łazience. Okazało się, że Melanie nie miała racji. Jednak ktoś chce ze mną zatańczyć. Henrick, największa oferma w szkole, ubzdurał sobie, że mnie kocha, aby całkowicie zniszczyć moją, i tak nieistniejącą, reputację. Od początku balu śledzi każdy mój krok i dopiero gdy jakiś chłopak o coś go spytał, co skutecznie odwróciło jego uwagę, zdołałam mu umknąć. Od tamtej pory jestem tutaj, ale szczerze mówiąc mam już tego serdecznie dosyć.

Nagle słyszę głos mówiący przez megafon:

- Proszę wszystkich o uwagę, za chwilkę będziemy mieli zaszczyt ogłosić króla i królową tegorocznego balu absolwentów.

To moja okazja, na paluszkach wykradam się z toalety. Pilnie obserwuję tłum, aby stworzyć sobie dalszą trasę ucieczki, lecz nagle odbijam się od czegoś i z hukiem upadłam na posadzkę. Owo ,,coś" okazało się nawet przystojnym (to, że nie zachowuję się jak Melanie, nie oznacza, że w ogóle nie podobają mi się mężczyźni) brunetem. Ma on prawie tak bladą karnację jak ja i hipnotyzująco niebieskie oczy. Uśmiecham się do niego przepraszająco i ze zdziwieniem zauważam, że go nie poznaje, a nasza szkoła raczej do dużych nie należy. Moim kolejnym celnym spostrzeżeniem jest to, że wszyscy zaczęli się na nas gapić. Zamieram, w duszy modląc się o bycie niewidzialną, gdy Henrick odwraca głowę w naszą stronę, ale (co dziwne) tylko mruży oczy. Nie podchodzi. Nie pomaga mi wstać. Jestem uratowana. Szybko wstaję i tym razem już bez żadnych przeszkód zmierzam w stronę wyjścia.

- Tegorocznymi królem i królową balu zostają - słyszę, przechodząc przez próg drzwi. W tym miejscu dyrektor robi pauzę, której celem jest zwiększenie napięcia. Niepotrzebnie, bo przecież każdy wie, że są to... - Michael Davis i Melanie Grace.

Hmm, czyżbym się pomyliła? Przecież, cały tydzień wszyscy mówili tylko o tym, że Melanie chodzi z Samem. Odwracam się, aby zobaczyć, jak zareagowali inni. Co dziwne nikt nie jest zaskoczony czy choćby troszkę zdziwiony. Czy ja o czymś nie wiem?

Na scenę właśnie wchodzi moja siostra trzymając się za ręce z tym chłopakiem, na którego wpadłam. Już miałam cofnąć wszystko to, co o nim wcześniej myślałam, ale stwierdziłam, że Melanie mogła przecież omamić go swoim urokiem.
Zamykam za sobą drzwi i przestaję się tym przejmować. Teraz pozostaje mi już tylko czekać na wyjście mojej siostry, bo mimo wszystko w tej sukni raczej nie uda mi się zajść do domu.

                                 ***

Pakuję już ostatnie rzeczy do mojej walizki, która owszem jest duża, ale na pewno nie aż tak torba mojej siostry. Zatrzymuję się przed moimi zdjęciami. Większość z nich pochodzi z mojego dzieciństwa i przedstawia mnie oraz Melanie słodko uśmiechnięte do obiektywu. Wtedy byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, podobno. Jak już wspominałam, niestety nic nie pamiętam z tamtych czasów. Z roztargnieniem wrzucam wszystkie fotografie do walizki i postanawiam, że zachowam je na pamiątkę.

Zapinam walizkę i z trudem znoszę po schodach, po czym wkładam do bagażnika taksówki, która czeka już tylko na Melanie. Na szczęście mama ją pospieszyła, więc po chwili widzę, jak wychodzi na zewnątrz męcząc się z bagażem. Gdyby było inaczej, czuję, że miałybyśmy dużą szansę spóźnić się na pociąg do Londynu, w którego okolicy znajduje się Riggson School. Wsiadamy do taksówki i całą drogę na peron spędzamy w milczeniu. Na peronie przesiadamy się do pociągu i nie musimy długo czekać na odjazd. Wtedy Melanie wypala:

- Popilnuj bagaży. Ja idę się przejść - po czym wychodzi, zostawiając mnie samą.

Prawdę mówiąc, to ja też mam na to ochotę, jeszcze nigdy nie jechałam tego typu środkiem transportu, ale no cóż. Siedzę spokojnie na kanapie, o ile mogę tak to nazwać, i wyglądam przez okno. Widoki za nim są naprawdę nieziemskie.

- Mogę się dosiąść? - nagle słyszę czyjś głos i przesuwanie się drzwi.

- Hmm, tak. Jasne - odpowiadam nawet nie spoglądając na tę osobę.

- A więc też wybierasz się do Londynu? - pyta, już mogę z pewnością stwierdzić, że mężczyzna.

- Tak jakby. Jadę na uczelnie na wschód od miasta.

- Masz na myśli Riggson School - odwracam głowę w stronę rozmówcy i... - Ja też tam się uczę, jestem na drugim roku.

Zamieram. Chłopak jest niemal identyczny, do nieznajomego, którego spotkałam na przyjęciu pożegnalnym. Niemal. Jego włosy są niezwykle jasne i na tym kończą się różnice.

Niezwykła [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz