Stark's pov
Wiedzieliśmy, że Steve i młoda są już w drodze. Bez dwóch zdań, po tym co nam pokazała, ciężko było stwierdzić, że jest tą niewinną dziewczynką. . Jednak mimo wszystko martwiłem się o nią. Z resztą nie tylko ja. Natasha niemalże kręciła się w kółko, co było do niej niepodobne, zazwyczaj była opanowana, do wszystkiego podchodziła z zimną rezerwą. Jak gdyby nigdy nic dwójka weszła do budynku. Spojrzała po naszych twarzach, szukając jakiejś podpowiedzi. Chociaż może to był tylko taki odruch. Na samym końcu zlustrowała naszego jelonka. Jej twarz niemal od razu zmieniła się. Jakoby straciła nadzieję, jakąś ważną cząstkę.
Natasha natychmiast chciała podejść i ją przytulić. Tak naprawdę ona najszybciej przyswoiła to co zauważyła i nie zmieniła sposobu w jaki ją postrzegała. Częściowo jej tego zazdrościłem, ja nadal jestem w szoku. Jasne słyszałem, przeczytałem akta (no dobra, pobieżnie przejrzałem), ale zobaczyć na własne oczy to coś innego. To w jaki sposób urządziła Lokiego... Teraz patrząc na nią, wiem że nie chciała, mimo wszystko...
Wracając do obecnej chwili. Czarna Wdowa chciała ją przytulić, ale ta uciekła na drugi koniec pokoju, a przed nią wyrósł KOŃ!!!! K O Ń! Skąd on się tu wziął? On tu był od początku? W sumie nie jestem pewien czy to taki zwykły koń. Był ogromny, jego sierść lśniła nienaturalnie, a oczy... Lepiej nie mówić. Miałem ciary na plecach. Żeby nie było nie mam zamiaru po nim sprzątać! Dziewczyna spojrzała na niego, a jej postawa lekko się rozluźniła, podeszła i szepnęła mu kilka słów na ucho. Wieź między nimi widziałem nawet ja. Bestia uspokoiła się, jednak mimo wszystko stała w pogotowiu. Jakby ona potrzebowała ochroniarza. Cholera. Muszę się napić. Mam w szafce starą dobrą Whiskey albo może jednak dzisiaj na czysto...
Kapitan zaczął ją lekko przymuszać, żeby opowiedziała nam swoje życie. Miałem zamiar go zamordować. Dziewczyna nie może z nikim normalnie się zaprzyjaźnić czy coś, nie ma lekko w życiu, a ten zachowuje się jak nieczuły palant. Chciałem zobaczyć reakcję dziewczyna. Byłem niemal pewny, że w ten swój subtelny, delikatny sposób zastanawia się jak mu przywalić. Oczywiście nie dosłownie, bo ona by muchy nie skrzywdziła... Ciężko opisać mój szok, kiedy ona nawet nie zwróciła na to uwagi. Skinęła tylko lekko głową i zaczęła mówić. Co jakiś czas zerkała na boga kłamstw. Nie rozumiałem jej. Wyliże się, jest dorosłym mężczyzną... W jej oczach jednak było rozczarowanie. Samą sobą. Nie mogłem doszukać się tego roziskrzonego wzroku, delikatnie unoszących się kącików ust, cokolwiek! Ona stała jak kamień. Nieczuła jak głaz. Miałem sprzeczne myśli. Nie miałem zielonego pojęcia co o niej sądzić. Miałem dwa niespójne obrazy. Ta nastolatka, którą miałem okazję poznać, szczera, bez względu na konsekwencje, wrażliwa, optymistyczna, delikatna, a to coś co zobaczyłem później- zagłada w żywej postaci.
Słuchając jej opowieści stało się dla mnie wszystko jasne. To nie była jej wina, próbowała, starała się. Nie zamierzałem osądzać jej ze względu na coś, na co nie ma wpływu. Wystarczająco się w życiu nacierpiała. Sądząc po tonie jakim to mówiła, miałem pewność, że tą sytuację też mocno przeżyła. Nie mogła sobie darować, że znowu naraziła kogoś na niebezpieczeństwo. O mój Boże zaczynam myśleć jak nasz chodzący kodeks cnót i wartości! Wrr dajcie mi coś z procentami! Mój mózg wariuje! Impreza, kobiety, alkohol, nowa zbroja, moje auta! Cokolwiek. Kiedy skończyła opowieść, widać, że nie miała ochoty na dalszą konwersację. Wiedziałem to. Też tak często mam. Wtedy zaszywam się w pracowni, gdzie nikt nie ma wstępu. Moje pytania zbywała wymijającymi komentarzami. Chciało mi się śmiać. Gdyby istniał konkurs na spławienie natarczywego człowieka na 100% by wygrała. Kreatywności jej nie brakowało, a nie myślała nad odpowiedziami nawet kilka sekund. Avengers zaczęło dyskusję, ona jednak była daleko myślami. Przenikała Lokiego wzrokiem, a ten efektownie ją ignorował. Facet czy ciebie to nic nie ruszyło? No ale w sumie co się dziwić. On nie ma uczuć. Przynajmniej takich ludzkich. Ale czy on nie widział, że ona jest na skraju wytrzymałości? Mógł jej nazmyślać, powiedzieć, że wszystko ok. Przecież jest w tym dobry. Swoją drogą ciekawe kto by wygrał pojedynek: Bóg kłamstw kontra Dziewczyna, która rozpoznaje czy ktoś kłamie. Byłoby ciekawie.
- To co z nią robimy? –Zapytał Rogers.
- Jak to co? –Zapytał Burton.
- No wiecie ona stanowi zagrożenie i to nie tylko dla nas, ile dla całego Nowego Yorku.
- I co z tego? Ona tego nie chciała.
- Może nie chciała, ale wyszło jak wyszło. Straciła kontrolę, nie możemy pozwolić, żeby to się powtórzyło. Stark?
- Na mnie nie patrz, żadne zabezpieczenia nie działają. Bransolety, nadajnik, chipy...
- Zamknijmy ją w celi, dopóki nie wymyślimy lepszego rozwiązania.
- Chyba sobie kpisz. –Powiedziała do kapitana wzburzona rudowłosa. Spojrzałem na nią zdziwiony, to do niej niepodobne, żeby wdawać się w jakieś podchody i dyskusje. Tak samo zareagował Steve. Po chwili się otrząsnął.
- Trzeba omówić to z Furym. –Prychnąłem. Oczywiście idealny chłopiec.
- Rób co chcesz, ale jej w to nie mieszaj. – Właśnie ona tu stoi! O ja cię! Ale plama! Spojrzałem na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała, ale jej tu nie było. Swoją uwagę zwróciłem na Asgardzkiego boga, ten wyczuł, że na niego patrzę i zwrócił twarz w moją stronę. Wiedział o co mi chodzi, ale wzruszył niedbale ramionami. Świetnie. Nieczuły arogant.
- Jarvis!
- Tak, sir?
- Gdzie jest dziewczyna? – Fak trzeba dać jej jakieś imię albo przynajmniej przezwisko, bo dziewczyna źle brzmi.
- Pewnie uciekła. –Powiedział blondasek, a ja miałam ochotę mu przywalić. Ku mojemu zdumieniu nie musiałem tego robić, bo Wdowa zrobiła to za mnie.
- Ładny sierpowy. –Skomentowałem. Nigdy jakoś nie trzymałem się jakoś szczególnie mocno z Romanoff, ale jak widać wspólny wróg zbliża ludzi.
- Siedzi w swoim pokoju, sir. – Spojrzałem pytająco na Natashę. Schyliła głowę, dając mi pierwszeństwo. Nie czekając na nic więcej udałem się pod drzwi nastolatki. I na tym się skończyło. Dalsza droga była niemożliwa.
Zapukałem, ale odpowiedziała mi cisza. Zacząłem walić w te drzwi, ale one odepchnęły mnie z taką siłą, że poleciałem na ziemię. Musiała zrobić te swoje czary mary. Na szczęście jeszcze wszyscy żyliśmy, więc nie miałem nic przeciwko jej mocy. Może rzeczywiście nie była jakaś super „pozytywna", ale ... No nic. Jak widać moje towarzystwo nie było pożądane. Po mnie próbowała jeszcze cała drużyna Avengers. Wszyscy z takim samym efektem. Thor chciał nawet spróbować Mjolnirem, ale na szczęście w ostatniej chwili, zatrzymałem go z Burtonem. Lokiego nawet nie poprosiliśmy. Od razu po naszym „spotkaniu" zaszył się w swoich czterech kątach. Poddaliśmy się. Nie mieliśmy szans. Póki ona sama nie zechce, nie dotrzemy do niej.
**********************
1071 słów! Mam nadzieję, że się podoba.
Gwiazdkujcie, komentujcie, sprawdzajcie błędy!
~nega_tywna
PS Jakieś pomysły na następny rozdział, już prawie napisany. Zostały tylko ostatnie poprawki, więc w tym tygodniu na pewno się pojawi... O ile nie zapomnę :')
CZYTASZ
It's all right I Avengers
Aléatoire6 lat błogiej nieświadomości 3 minuty, które spowodowały, że straciłam wszystko co miałam i mogłam kiedykolwiek mieć 2 dni, dzięki którym zrozumiałam kim tak naprawdę jestem 3 dni, których potrzebowali, żeby do mnie dotrzeć 1631 dni bezustannych krz...