Kiedy w końcu dotarłam, ku mojemu zaskoczeniu jazda konna okazała się dziecinnie łatwa, okazało się, że central park wygląda jak pobojowisko. Pewnie stałabym dalej bez ruchu, ale zauważyłam, że jakaś kupa złomu przygotowuje się na atak na około 30letnią kobietę. Coś w jej oczach mnie tknęło. Najszybciej jak umiałam ruszyłam przed siebie. Kilkanaście centymetrów nad głową blondynki, zatrzymałam rękę olbrzyma. Zagotowało się we mnie. Obiema rękami szarpnęłam metalem. Za dużo to nie pomogło. Znaczy się uratowałam kobietę, a kreatura skupiła się na mnie, a nie na niej, ale szczerze nie miałam zielonego pojęcia co dalej. Nie miałam żadnego planu. To był taki impuls... Dobra. Muszę myśleć. O ja cię w obliczu walki głupieję czy jak? To chyba jasne, że muszę walczyć. Dobra skup się! A gdyby tak ... ? Tak świetny plan kochana, tylko że potrzebujesz się skupić, a tak jakby to mało możliwe kiedy 3metrowe coś macha do ciebie jakimś ustrojstwem. Wrr.
Na pomoc przybył mi Stark, który swoimi reaktorami wymierzył prosto w prowizoryczną klatkę piersiową. ,Okej. Ruszyłam do ataku. Z mgły wytworzyłam sobie dwa śmiertelne ostrza. Były tak ostre, że niewątpliwie sam ich widok natychmiast kojarzył się z śmiercią. Fajnie, nie? Koń upiór, broń czysta śmierć, moja moc zabija, super. Czy tylko ja zauważam powiązania? A no tak wszystko związane jest ze śmiercią. Jupi! Zdenerwowana skakałam od jednego potwora do drugiego tnąc bezlitośnie. Właśnie w takich momentach dziękowałam Hydrze. Oczywiście to nie było tak, że podbiegłam sobie i jak niby nigdy nic zabiłam sobie całą armie. Był to raczej powolny proces, a ja też nie wyszłam z tego bez szwanku. Miałam ciut przygniecioną lewą nogę i zranione dłonie, ale mówi się trudno i idzie się dalej, nie? Dzięki adrenalinie krążącej w żyłach nie poczułam nawet, kiedy to się stało, a może byłam przyzwyczajona?
Oooo zgadnijcie kogo widzę na dwunastej. Sam Jelonek się pojawił. Teraz już wiem o co chodziło Starkowi. Loki miał jakieś dziwne ubranie, a to coś na głowie przypominało poroże. Ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Sytuacja z robotami była w miarę opanowana. Stark, Burton, Thor, Kapitan, Hulk i Wdowa nieźle się spisali. Obecnie Natasha starała się doprowadził Bungera do normalnego stanu, ale reszta otoczyła boga kłamstw. Ja wolnym krokiem zaczęłam zmierzać w ich kierunku. W końcu nie jestem Avengerką, a jakoś nie za bardzo uśmiecha mi się przesłuchiwanie Laufeysona, czy też jakieś marne potyczki słowne. Kątem oka zauważyłam, że blondynka, którą wcześniej atakował robot podbiega do zapłakanej córeczki i bierze ją w ramiona, sama przy tym nie szczędzi łez. Na ten widok ściska mi gardło. To taki szczęśliwy obrazek. Uśmiecham się do siebie. Kobieta zauważa mnie i posyła mi wdzięczny uśmiech, a ja robię się czerwona. Ja nic nie zrobiłam...
- A ty co masz do powiedzenia królewno? –Pyta się Stark i trąca mnie barkiem. Tężeję nadal nie za bardzo uśmiecha mi się myśl kontaktu fizycznego z kimkolwiek, nawet jeśli dzielą nas ubrania. Dopiero teraz zorientowałam się, że mnie o coś zapytał.
- Nie pasuje ci to coś. –Ręką wskazuję na hełm boga kłamstwa. Stark zachichotał. Zachichotał rozumiecie?!?
- Ty to zawsze wyskoczysz z czymś jak Filip z Konopi. –Powiedział Kapitan.
- Że kto z czym? –Zapytałam równocześnie z Thorem. Steve zrezygnowany machnął ręką, a ja spojrzałam po sobie z władcą młotka. No cóż, później sprawdzę w Google.
- Zapomnieliście o jednej małej kwestii. –Powiedział Loki.
- Jakiej? –Zapytał agent Burton.
- O tej. – Zbliżył swoje berło do mojej klatki piersiowej i teleportował nas.
WIEM! Wiem, co mi nie pasowało! Przecież on mógł uciec od początku! A tego nie robił, miał możliwość teleportacji już wtedy w celi, przecież do mnie się teleportował. Nie musiał zdobywać jakiegoś zaufania, czy też większej ilości swobody. Dodatkowo przecież poznałam każdą jego myśl, poznałam całą przeszłość, wszystkie zamiary, najmniejsze urazy. Każde wydarzenie, które się wydarzyło. Poznałam jego koszmary, nawet plany i marzenia. Dla mnie był jak bezbronne dziecko. Mnie się nie dało oszukać. Nie w takim momencie. On nie mógł udawać w celi, wtedy kiedy chciał mi pomóc. Kiedy pokazałam mu cząstkę siebie. Ale co go zmusiło, żeby podjąć tak gwałtowną decyzję? Spięłam się. No tak.... Wszystko jasne. Ja.
*************************
Przepraszam, że taki krótki, ale tak mi wyszło. Następny postaram się dodać dłuższy.Gwiazdkujcie i komentujcie!
~nega_tywna
CZYTASZ
It's all right I Avengers
De Todo6 lat błogiej nieświadomości 3 minuty, które spowodowały, że straciłam wszystko co miałam i mogłam kiedykolwiek mieć 2 dni, dzięki którym zrozumiałam kim tak naprawdę jestem 3 dni, których potrzebowali, żeby do mnie dotrzeć 1631 dni bezustannych krz...