#13 "Nasz jelonek jest bogiem"

703 70 15
                                    

Siedziałam w pokoju już od tygodnia. Z moją barierą działo się coś złego. Wyczuwałam zmiany. Wolałam nie ryzykować i wchłonęłam całą ciemną energię... Usłyszałam jakieś hałasy na korytarzu. Zaniepokojona, niepewnie wyjrzałam za drzwi. Wszędzie biegali agenci, co jakiś czas mignął mi jakiś Avenger. Stałam bezmyślnie wpatrując się w tę scenę. Obok mnie zatrzymała się para.

- Jak to możliwe?

- Nie mam zielonego pojęcia, ale uciekł.

- Naprawdę? Uwierz zdążyłem zauważyć tym bardziej, że po całym Nowym Yorku wałęsają się te jego przerośnięte roboty i rozwalają wszystko co popadnie.

- Ale jak to możliwe?

- A skąd mam to wiedzieć? Czy ja wyglądam jak wróżka? Trzeba było nie dawać mu aresztu domowego, tylko trzymać pod stałą kontrolą w celi.

Czy oni mówią o Lokim.

Tak idiotko a o kim innym?

Nie wiem może mieli jakichś innych więźniów, których trzymali...

Taaa i im też pewnie załatwiła jakaś dziewczyna areszt domowy...

No dobra siedź cicho.

- Najgorsze jest to, że równocześnie z nim zniknęło również jego berło...

Nie miałam zielonego pojęcia o jakie berło chodzi, ale nie mogłam bezczynnie stać i czekać aż wróg (prawdopodobnie Loki, chociaż ciężko mi było w to uwierzyć) zniszczy całe miasto i spowoduje straty w niewinnych ludziach. Na moje szczęście zauważyłam Kapitana Amerykę, wiec pobiegłam za nim. Oczywiście towarzyszył mi mój czterokopytny druh. Tak jak myślałam doprowadził mnie do pokoju konferencyjnego, gdzie czekała cała ekipa. Nawet Hulk tu był, czyli sprawa była poważna, z tego co wiem profesor Bunner wolał nie szaleć w swojej zielonej formie...

- No to co mnie ominęło? –Zapytałam. A koń jakby na podkreślenie pytania zarżał donośnie. Poklepałam go po łopatce.

- Ty żyjesz! –Wykrzyknął Stark.

- O ja cię, martwiłam się, że już pochłonęło cię jakieś Ufo! Nigdy więcej tak nie rób! Chciałam już nawet kazać Thorowi użyć tego swojego młotka... -Uśmiechnęłam się. Martwili się o mnie. Koń przebierał nogami podekscytowany. Niewątpliwie wyczuwał moje najdrobniejsze zmiany nastroju. Szczęście i energia jak widać mu się udzielały.–Co ty tam właściwie robiłaś?

- Musiałam poukładać kilka spraw. Już jest dobrze. –Żeby to potwierdzić uśmiechnęłam się najszerzej jak się dało. Koń energiczni podnosił głowę w górę i w dół. Avengers się zaśmiali. Zaczęłam powoli umieć kierować swoją energię na konkretne czynności, co prawda efekty nie były powalające, tym bardziej na trening 24 godziny na dobę, ale to i tak więcej niż nic, prawda? Miałam zamiar być sobą, a moja moc... Nie pozwolę jej już przeszkadzać mi w normalnym życiu. Znaczy niekoniecznie normalnym, po prostu zbliżonym do innych. Wiem, że będę miała kilka wyrzeczeń, niektórych rzeczy nie będę robić, ale nikt nie ucierpi. Przynajmniej mam taką nadzieję. – No dobra, co to za afera?

- Laufeyson uciekł. –Powiedział Thor. Znieruchomiałam.

- Oczywiście to nie jest twoja wina. –Dodała szybko Natasha, a ja chciałam się do niej uśmiechnąć. Jej zachowanie było urocze na swój sposób.

- No i tak troszku narobił demolki. Wykorzystał naszą nieuwagę, wydawało nam się, że mamy ważniejsze sprawy. Zrobił tak, że uwierzyliśmy, że on jest niewinny, daliśmy mu więcej swobody, a ten idiota uciekł i zwołał koleżków. Teraz robią sobie imprezę po całym mieście, niosąc ogromne straty. Laufeyson hipnotyzuje ludzi swoim kamieniem, tak że stają się bezwolni. Musimy temu jak najszybciej zapobiec.

- To tak w skrócie, ale w sumie Stark wszystko ujął. Tak trochę bez składu i ładu, ale zrozumiałaś prawda?

- Yhym. –Jakaś myśl nie dawała mi spokoju. Miałam gdzieś daleko zakodowane, że coś nie gra, ale o co mi chodziło?

- Teraz lecimy na Manhattan. Lecisz z nami? –Zapytał Kapitan, a ja spojrzałam na niego zszokowana. Czy on mi zaproponował tak jakby współpracę? Nie tylko ja byłam zdziwiona, reszta też patrzyła na niego jakby wyrosły mu co najmniej 2 dodatkowe głowy. – No co ? W obecnej sytuacji każda pomoc jest dobra, a ona ma do tego możliwości.

- Czekaj ty widziałeś wtedy co się działo wtedy na polanie? Tak? Nie miałeś jakiejś chwilowej ślepoty czy coś? Bo wiesz wydawało mi się, że tak jakby prawie zabiłam człowieka, bo nie panowałam nad sobą.

- Boga tak, żeby było jasne. –Dodał rozbawiony Stark. A go co tak bawi? –Nasz jelonek jest bogiem...

- No właśnie, dałaś radę go pokonać, może teraz też dasz radę. –Pokręciłam gwałtownie głową. O nie, nie miałam zamiaru nikogo pozbawić życia. Nawet takiego złoczyńcy jakim jest Loki. Nadal nie mogę w to uwierzyć. On nie jest taki. W sumie myślałam, że taki nie jest. W sumie to bóg kłamstwa, mógł mnie zmylić, ale nie w taki sposób... To pokręcone. Kapitan posłał mi tylko pokrzepiający uśmiech. – Spokojnie nic nie musisz, wiem że możesz mieć opory przed pewnymi rzeczami, ale co powiesz na to gdybyś nie musiała uważać swoich mocy? Przecież jesteś doskonale wyszkolona, dasz radę. A z resztą gdyby sprawa nie dotyczyła zabijania ludzi? –Spojrzałam na niego, nie wiedząc o co mu chodzi. – Twoi przeciwnicy będą robotami. – No to zmienia postać rzeczy.

- Czas się trochę rozerwać moi mili!

- Nie gadaj żelazko, tylko leć na miejsce. –Odpowiedziałam.

- Ehhh a ja myślałem, że ci przeszło.

- Mi? Nigdy staruszku.

- Oh, a to cios prosto w serce.

- Uuu to może lepiej nie będę tak mówić, jeszcze tego nie wytrzyma i co? Oskarżą mnie o zabójstwo samego iron mana. –Powiedziałam z sarkazmem. Tak humor zdecydowanie mi wrócił. – Ojj nie dąsaj się, wiesz, że nie chciałam. Ej Stark przepraszam. Przepraszam.

- Hej wyluzuj kwiatuszku, żartuję sobie z ciebie. – Szturchnął mnie łokciem. Prychnęłam i ruszyłam w stronę Helicarriera, po drodze wystawiając język Starkowi. Nie lubię jak ktoś mnie wkręca. W tle usłyszałam jeszcze śmiech mężczyzny, bo bardzo śmieszne Stark. Boki zrywać. Zanim zdążyłam wejść na maszynę mój ogier zatrzymał się i wyraźnie dał mi do zrozumienia, że tam nie wejdzie. Nie chciałam nigdzie się bez niego ruszać, więc zapytałam go.

-Jak ty sobie to wyobrażasz? Moja moc idealnie się nadaje do niszczenia, więc chcę pomóc. -Stanął dęba. -No ejjj wiesz przecież, że do niczego innego się nie nadaję. Patrz, wystarczy że coś dotknę, a to zostaje pozbawione całej swojej energii życiowej. Ciężko z taką mocą grać tego dobrego. -Uśmiechnęłam się smutno. Koń zdenerwowany kłapnął zębami. -No ejj bez takich, no dobra wszystko psuję, oprócz ciebie. Ty mi wyszedłeś doskonale. Lepiej? -Koń był wyraźnie ucieszony. I ruszył pędem prosto na mnie. Po chwili byłam na jego grzbiecie. -No skoro proponujesz... Mam tylko nadzieję, że znasz drogę. Aaaa zapomniałam, że nigdy nie jeździłam konno!

*****************

No i mamy następny! Mam nadzieję, że się podoba i że jeszcze się nie zawiedliście xD

Gwiazdkujcie i komentujci,, a jak znajdziecie błędy piszcie!

~nega_tywna

PS Jakieś pomysły na następne rozdziały?

It's all right I AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz