Gloria Helga

15 2 0
                                    

Para lokomotywy napełniała powietrze na peronie 9 i 3/4 aromatem węgla. Moja mama krzyczała coś do mnie. Zrozumiałem tylko tyle, że mam się nie bać i muszę mieć W z eliksirów, bo bez tego mam nie wracać do domu. Mogło być gorzej. Postawiłem już stopę na pierwszym schodku do wagonu, kiedy poczułem, że ktoś na mnie prze od tyłu. To był ciemnowłosy chłopak z dziwną blizną na czole i okularami - Harry Potter. Burknął tylko coś, co mogło brzmieć jak "przepraszam" i od razu skręcił w prawo. Ja natomiast skierowałem się w lewo, bo postanowiłem, że nie dam po sobie znać, jak bardzo fascynuje mnie moc tego chłopaka niewiele wyższego ode mnie. - Cześć Lukas! - zagadnął do mnie chłopak, którego kompletnie nie kojarzyłem.- Yyy, no cześć. - odpowiedziałem od razu przepychając się łokciami do następnego wolnego przedziału.

Tak, to ja. Lukas Stevens - czarodziej półkrwi, w połowie Francuz - w połowie Walijczyk, ze średniobogatej, wielodzietnej rodziny. Siedziałem w przedziale sam całą podróż. Od razu po wyjściu z pociągu usłyszałem potężny i basowy głos jakiegoś olbrzyma, Hagrida, który nawoływał "pirszoroczniaków" to wsiadania na łodzie, które miały nas przewieść do zamku po dość dużym jeziorze. W łódce siedziałem z zupełnie nieznanymi mi osobami: jakieś dwie blondynki i jeden pulchny szatyn. W mgnieniu oka znalazłem się z całą chmarą czarodziejów podobnych do mnie przed Wielką Salą. Jakaś kobieta w koku opowiadała o czymś, co nie wydawało mi się ważne. Wolałem patrzeć na krocie ruchomych obrazów, zdradliwych schodów i latających tu i ówdzie duchów. Słyszałem wiele o ceremonii przydziału ale nie wiedziałem, że aż tak jest długa i stresująca. Kiedy ta sama kobieta, która stała przed salą, jak się teraz dowiedziałem, profesor Minerwa McGonagall, wyczytała moje imię i nazwisko, szybko podbiegłem do stołka, usiadłem na nim i wepchnąłem na głowę okropnie zniszczony kapelusz. Nawet nie zdążył dotknąć mojej głowy, a już wrzasnął "Hufflepuff!". Truchtem dotarłem do stołu mieniącego się żółcią i czernią. Wszyscy przywitali mnie gromkimi brawami. Od tego momentu nie pamiętam dużo. Dyrektor szkoły, Dumbledore, wygłosił przemówienie, odśpiewaliśmy radosny i chaotyczny hymn i rozeszliśmy się do dormitoriów. Zeszliśmy na dół w stronę kuchni, wypowiedzieliśmy w ciemność magiczne hasło "Gloria Helga" i weszliśmy do niezbyt dużego pokoiku, salonu głównego, całego w borsuki. Jakiś prefekt krzyknął dobranoc, ale ja już spałem okryty swoją żółtą kołdrą - jak prawdziwy Puchon. 

Accio, adventure!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz