Prolog

96 14 6
                                    

    Otworzyłam oczy. Jedyne, co widziałam, to oślepiające światło, ale później zaczęłam dostrzegać poszczególne kształty, w tym też białe, wysadzane ,,poduszkami" ściany pokoju, w którym się znajdowałam. Pomieszczenie było nie wielkie, przynajmniej tak mi się wydawało, jednak coś nie dawało mi spokoju. Nie była to świadomość tego, że jestem w jakimś dziwnym miejscu i kompletnie nie wiem dlaczego, raczej zaciekawił mnie dziwny śmiech, nie był to normalny chichot, lecz pełen obłędu i szaleństwa rechot rodem z horroru. Długo rozglądałam się za jego źródłem, jednak przeraziłam się dopiero, gdy odkryłam, że dźwięk nie pochodzi z zewnątrz. Tak, wydobywał się on ze mnie, tak, to ja się śmiałam. Zdziwiło mnie, że nawet nie zwróciłam na to uwagi, jak mogłam nad tym nie zapanować? To coś we mnie przestało się śmiać  nareszcie mogłam się skupić na tym, że mam  coś zimnego na szyi, czułam coś w rodzaju obroży. Gdy próbowałam wstać usłyszałam szelest łańcucha, silne pociągnięcie w dół i miękką podłogę mej celi, na której chwilę później się znalazłam. Próbując się podnieść z niepokojem stwierdziłam, że nie mogę ruszać rękoma, miałam je zawinięte wokół siebie. Byłam ubrana w kaftan bezpieczeństwa, taki sam, jaki zakłada się ludziom w... szpitalach psychiatrycznych?... Czyżby?... Nie... Co się stało?..

    



Kiedy szukasz prawdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz