„W życiu jak na oceanie, czasem płyniesz po spokojnej toni lub borykasz się ze sztormami, czasem dryfujesz bezsilnie w kierunku, którego nie wybrałeś, czasem osiadasz na mieliźnie, z której trudno cię wyciągnąć, a czasem wpadasz na rafy i mocno się ranisz... ale kiedyś w końcu dobijasz do miejsca, gdzie czeka cię wieczny spokój."
Mówią, że czas leczy rany. Mijają dni, tygodnie, miesiące, lata i tęsknota jest coraz mniejsza — wspomnienia są wyblakłe, uczucia przemijają. W końcu znów zaczynasz żyć, poznajesz nowych ludzi i pozbywasz się tego denerwującego syndromu doszukiwania się wspólnych cech z miłością swojego życia. Po prostu idziesz dalej.
Ale gdzieś w środku, tam naprawdę głęboko, serce łamie ci się za każdym razem, gdy po raz kolejny uświadamiasz sobie, że to koniec i że przeszłość już nigdy do ciebie nie wróci.
Próbujesz walczyć z tym na różne sposoby. Wracasz do dawnego stylu życia; na nowo dostrzegasz sens w przelotnych znajomościach i usilnie odrzucasz od siebie tę myśl, że nikt nie będzie nią. Nikt nie będzie uśmiechał się tak jak ona, nikt nie będzie w taki sam sposób reagował na twój dotyk i twoją obecność, nikt nie powie ci, jak bardzo jesteś popieprzony lepiej niż ona. Oszukujesz siebie, ale przecież w tym nie ma niczego złego, prawda?
Żyjesz z przekonaniem, że twoja decyzja była najlepszą, jaką kiedykolwiek mogłeś podjąć. Wyzbyłeś się egoizmu i uratowałeś — a przynajmniej tak ci się wydaje — coś, co trwało o wiele dłużej niż twoja miłość. Nie przejmujesz się tym, że już nigdy nie będziesz szczęśliwy. Tylko że ten cholerny Londyn o tej porze roku sprawia, że zaczynasz żałować swojej decyzji. Bo to jednak było bardzo samolubne zagranie, czyż nie?
Masz tylko nadzieję. Naiwne uczucie, że pewnego dnia ona stanie w twoich drzwiach, uśmiechnie się i powie, że wróciła do ciebie — dla ciebie. Codziennie wstajesz z łóżka licząc, że dzisiaj ją zobaczysz: na treningu, na kanapie w salonie, na ulicy. Wmawiasz sobie, że wyjechała na trochę i w końcu nastąpi ten dzień, kiedy znów będziesz mógł ją dotknąć, poczuć jej obecność. Niszczy cię to, ale nie potrafisz przestać wierzyć. Czy może raczej nie chcesz przestać?
— Tak. To znaczy tak, oszukuję się. Ale co z tego? Nie chcę leżeć zwinięty w kłębek i użalać się nad sobą. Może jak się wyprę uczuć do niej, to one znikną. Nie wiem. Po prostu chcę chociaż przez chwilę o niej nie myśleć. Czy to taka straszna zbrodnia? Moim zdaniem nie.
— Po pewnym czasie zrozumiałam, że moje zachowanie było egoistyczne. Zostawiłam ich z tym całym bajzlem z nadzieją, że sami to posprzątają. Czasem chciałabym znów pojawić się w ich życiu i naprawić swoje błędy, ale brakuje mi odwagi. Boję się, że po raz kolejny coś zniszczę.
— Myślę, że zdecydowanie lepiej będzie dla mnie, jeśli dalej będę wierzył, że ona wróci. Wiem jak jest, wiem, że tak się nie stanie, ale to jedyne, co mam. Była, jest i będzie dla mnie najważniejsza mimo wszystko i nie mogę tego stracić, bo to by mnie zabiło. Naprawdę.
Może pewnego dnia któraś z tych opcji opłaci się.
CZYTASZ
SZTORMEM [1]
FanfictionŻyli tak różnymi życiami, że aż dziwne, że na siebie trafili. Dojrzały Xabi Alonso nakrywa żonę na zdradzie i nie wie, co ze sobą począć. Nastoletnia Carter Harvelle traci rodziców i zostaje zmuszona do przeprowadzki do Madrytu, gdzie mieszka jej os...