Rozdział 2

263 15 0
                                    

Do koncertu zostało niecałe trzy dni. Wczoraj razem z Katy byłyśmy na zakupach, by uzupełnić nasza pustą lodówkę w domu, więc poprosiłam ją, żeby mi pomogła przy zakupie nowej koszulki na koncert. Sklep z rockowymi koszulkami znajduje się o dwie ulice dalej od naszego domu. Najpierw poszłyśmy do domu odstawić nasze zakupy i ruszyłyśmy do wcześniej wspomnianego przeze mnie sklepu. Byłam tak podekscytowana koncertem, że ledwo udało mi się wybrać trzy koszulki, które wpadły mi w oko. Postanowiłam kupić tylko jedną, żeby resztę kasy zostawić na kupno biletu. Razem z Katy wybrałyśmy jedną, która wydaje się najładniejsza ze wszystkich: czarna koszulka na ramiączkach, na środku logo Linkin Park a poniżej cała ekipa zespołu. Zapłaciłam i zadowolone wyszłyśmy ze sklepu. Po drodze zaczęłam nucić „Burn It Down":

The cycle repeated

As explosions broke in the sky

All that I needed

Was the one thing I wouldn't find

And you were there are the turn

Waiting to let me know...

A do refrenu dołączyła się Katy:

We're bulding it up

To break it back down

We're bulding it up

To burn it down

We can't wait

To burn it to the ground

Wróciwszy do domu zaczęłyśmy rozpakowywać nasze zakupy.

- Co zrobimy dzisiaj na obiad? - zapytała Katy, ziewając - jeśli o mnie chodzi to coś lekkiego i nic ciężkiego.

- To może pizza? - zaproponowałam - dawno nie jadłam pizzy.

- A jaką zamawiamy? - spytała jednocześnie się zastanawiając

- Hmmm... Może pizza Roberto*?

- Ok, może być. Pójdziemy razem? - zapytała Katy.

Kiwnęłam głową. Dokończyłyśmy rozpakowywanie zakupów i wyszłyśmy na miasto. Było lekkie popołudnie a słońce zaczynało powoli zachodzić. Los Angeles o tej porze dnia tętniło życiem. Prawie wszystkie sklepy, supermarkety oraz inne budynki były oświetlane kolorowymi, migającymi światełkami, co sprawiało, że miasto wyglądało bajecznie. Od małego zawsze zadawałam sobie tylko jedno pytanie: Czy oni w ogóle oszczędzają tutaj prąd? Ta zagadka na zawsze pozostanie moją zagadką.

Szłyśmy wąską uliczką, gdzie dookoła nas znajdowały się restauracje z różnych krajów. Prawie wszystkie stoliki były zajęte przez tłum ludzi, że reszta nowych klientów musiało czekać w długich kolejkach. Na szczęście w pizzerii „Roberto"** w której zamawiamy pizzę nie było w ogóle ludzi. Czasami bywa tak, że są zajęte tylko dwa góra trzy stoliki a inni po prostu czekają na pizzę zamówioną na wynos. Zamówiłyśmy naszą pizzę i ruszyłyśmy w kierunku naszego domu. Każda z nas zrobiła sobie herbatę i jadłyśmy pizzę, oglądając w telewizji wiadomości.

- Alle to było dobre! - wydyszała Katy, klepiąc się po napełnionym brzuszku - nie wierzę, że się tak nażarłam.

- Owszem, było pyszne - wyjąkałam - ale ty zmywasz - zerknęłam na nią i posłałam jej „diabelski" uśmieszek - no co? Twoja kolej, leniu.

Zaczęła mamrotać coś pod nosem, niechętnie wstała i pozbierała naczynia.

- Jeszcze herbaty? - spytała

- Tak, poproszę - odpowiedziałam, gapiąc się na telewizor.

Nie wiem czemu, ale ostatnio lubię godzinami patrzeć na reklamy, które lecą nawet co pół godziny i jest to wkurzające. A wiecie co jest śmieszne? Gdy zaczynają się reklamy dotyczące podpasek i tamponów czuję się taka... zrelaksowana. Nie wiem dlaczego. Może te słowa typu: „Czuj się świeżo i swobodnie" mnie uspakajały? Szczególnie reklamy dotyczące... ekhm... Durexa. Wiem, jestem dziwna ale nie jestem taką osobą. Takie zachowanie oznacza tylko jedno: głupawkę.

Na szczęście reklamy się skończyły i w tym samym momencie przyszła Katy z moim kubkiem herbaty, gdy usiadła obok mnie, w telewizji zaczęli pokazywać to na co ja czekałam:

Linkin Park zaprasza Wszystkich fanów na koncert, który odbędzie się 25 maja 2016

w Los Angeles w hali sportowo-widowiskowej Staples Center *** przy ul: Figuerowa Street w centrum miasta.

Nie czekaj! Kup bilety dostępne w Twoich sklepach. JUŻ TERAZ!

Oczy zaczęły mi błyszczeć ze szczęścia. Nie mogłam w to uwierzyć. Naprawdę tam będę, naprawdę ich spotkam. Tyle lat, tyle miesięcy czekania na ich koncert. Moje marzenia się spełniły. Chwila! Jeszcze się nie spełniły, bo nie kupiłam biletu.

- Jutro pojadę kupić bilet - powiedziałam podekscytowana, patrząc na Katy. Uśmiechnęła się i mnie objęła.

- Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że spełnisz Twoje marzenie. Naprawdę... - wydusiła to z siebie, lekko szlochając.

- Ej, czy mi się wydaje czy ty płaczesz? - zapytałam

- A jak mam Ci inaczej pokazać moją radość? Pierścionkiem zaręczynowym? - popatrzyła na mnie z pokerową twarzą i przymrużonymi oczami.

Walnęłam ją poduszką, prosto w twarz.

- A masz! - krzyknęłam, trzymając poduszkę w rękach.

- O żeś tyyy... - wymamrotała Katy, szykując się do ataku.

Kiedy zobaczyłam jej mordercze spojrzenie, zaczęłam biegać ta i z powrotem po całym mieszkaniu a Katy za mną. Nie lubi kiedy ktoś ją denerwuje albo prowokuje. Potrafi być tak mocno wkurzona, że potrafi non-stop przeklinać (ja się do tego przyzwyczaiłam, w końcu jesteśmy nastolatkami). Ganiałyśmy ze sobą jak dzikie koty, które próbują upolować jedną mysz. Katy nie dawała za wygraną, złapała mnie, obie straciłyśmy równowagę i upadłyśmy na kanapę aż w końcu zaczęła mnie łaskotać (przyznaję, mam łaskotki). Zaczęłam się śmiać wniebogłosy. Potem zadzwonił dzwonek do drzwi. Puściła mnie i poszła otworzyć drzwi a ja szłam za nią, nadal się śmiejąc. Przed drzwiami stała starsza pani, nasza sąsiadka Isabella.

- Witam was moje drogie panie - przywitała nas - przepraszam, że wam przeszkadzam, ale czy mogłybyście się zachowywać trochę ciszej? Próbuję usnąć do snu mojego wnusia... .

- Oczywiście, przepraszamy panią bardzo. Już nie będziemy tak hałasować - powiedziałam, podtrzymując mój śmiech.

- Dziękuję bardzo - kobieta podziękowała i poszła.

Zamknęłam drzwi na zamek i popatrzyłam na Katy. Po czym wybuchnęłyśmy cichym śmiechem.

***

*Pizza Roberto - sos pomidorowy, ser, szynka, pieczarki i oregano. Mniam :)!

**Pizzeria Roberto - włoska restauracja w której rzadko zamawiam pizzę lub spędzam czas z rodziną lub przyjaciółmi w dolnym-śląsku. Nie ma takiej w Los Angeles, bo sprawdzałam w Internecie. :3

***Hala sportowo-widowiskowa Staples Center jest prawdziwym miejscem w LA. Tak samo jak i jego adres.

I jest drugi rozdział :)

Do zobaczenia w następnym! :) :D :*

❤☺☺☺❤

In Between - Między kłamstwem a prawdąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz