pan śmie(r)ć

516 124 22
                                    

a/n: tak się kończy słuchanie soundtracków z anime pod prysznicem o drugiej w nocy, polecam to wyżej do czytania i sorry, że znowu smutełkowo. Serio wszystko u mnie dobrze.


„Tak, świetnie! Jeszcze lekko w lewo... uśmiech, więcej uśmiechu, Kim!"
Taehyung wyszczerzył zęby w najpiękniejszy z możliwych sposobów, a potem delikatnie odchylił głowę do tyłu, zagryzając pomalowaną błyszczykiem wargę. Oblizał ją lubieżnie, wywołując pomruk zadowolenia fotografa.
„Bardzo ładnie kochaniutki, chyba to mamy," stwierdził facet, rozmasowując plecy i dając znak ręką, że mogą już wyłączyć dodatkowe oświetlenie.
„To ja już pójdę," burknął pod nosem Taehyung, przeklinając w myślach stylistkę, która znów zmusiła go do ubrania zbyt ciasnego swetra wżynającego się pod pachami.
„Jasne, do następnej sesji."

Popielaty płaszcz zakrywał ciało do kolan, kapelusz skrywał sztywną od żelu fryzurę. Maska i okulary przeciwsłoneczne odwracały uwagę od twarzy. Spojrzał przelotnie w lustro, a potem opuścił budynek agencji fotograficznej, wtapiając się w tłum takich jak on, bezbarwnych ludzi.

„Jeśli chcesz być na okładce październikowego wydania, czekam na ciebie dzisiaj w nocy w hotelu, tam gdzie zawsze. Daj znać do siedemnastej," przeczytał wiadomość. Nie potrzebował tego – ani tej cholernej okładki, ani pieniędzy, ani namiętnej nocy z naczelną redaktorką gazety.
„Przyjadę," odpisał, ponieważ wyżej wymienione były wszystkim, co mógł mieć.

Kiedy Taehyung wrócił do domu, na dworze robiło się już jasno. Wsadził głowę pod umywalkę, czując jak jego skóra w końcu zaczyna oddychać, uwolniona spod wielowarstwowego makijażu. Czuł się nagi. Był w łazience sam, ale patrząc na swoje niezakryte niczym oblicze, odczuwał tylko obrzydzenie i wstyd. Tak, supermodel Kim Taehyung, gwiazda z okładek, czuł wstyd. Już niedługo obejrzy swoją twarz na regale z gazetami. Póki co widział sińce pod oczami, rozszerzone pory i zarost powoli przebijający się przez skórę. Widział zmarszczkę na czole, kiedy marszczył brwi i rozdwojone końcówki farbowanej grzywki. Widział brzydotę.

Widocznie nie tylko on, skoro najpierw potrzebował makijażu, a potem jeszcze grafika wygładzającego każdy piksel. To nie była jego twarz. To nie był on.

Prawdziwy Taehyung był brzydkim workiem kości obciągniętym w skórę i włosy, które wciąż odrastały niczym chwasty z każdego centymetra ciała. Mimo to cierpliwie wklepał w twarz pachnący balsam, a na skórę pod oczami nałożył krem. Usłyszał za plecami ten charakterystyczny, zimny śmiech.

Odwiedzał go często. Długa, czarna koszula sięgała mu do połowy ud, pokrytych licznymi tatuażami w roślinne motywy. Mężczyzna pojawiał się znikąd – potrafił obserwować go godzinami z kąta pokoju, gdzie po cichu siedział, obgryzając pomalowane na czarno paznokcie. Taehyung sam nie wiedział, dlaczego jeszcze nigdy go nie wyprosił. Może zwyczajnie wiedział, że tamten przychodzi i odchodzi, kiedy zechce. Było w nim coś dostojnego, a spojrzenie jego czarnych, matowych źrenic, zwalniało bicie jego serca. To uspokajało.

Taehyung przebrał się w piżamę, unikając patrzenia na swoje ciało, pokryte zadrapaniami kobiecych tipsów. Naznaczyła go jak psa. Znowu. Poczłapał do sypialni, czując jak jego gość podąża za nim. Stanął nad jego łóżkiem – pachniał jak zasuszony bukiet kwiatów.

„Zawieram z tobą umowę," oznajmił mężczyzna, „jeśli przez rok nie sprawisz, że ktoś cię pokocha, odbiorę ci życie. Wystarczy jedna osoba."
Taehyung przekrzywił głowę i spojrzał pytająco na swojego mrocznego gościa.
„Tylko jedna?"
Delikatny uśmiech błądził po wargach, przypominających suchy płatek róży.
„Aż jedna," szepnął sennie i wyskoczył zwinnie przez okno.

Taehyung nie mógł zasnąć. Myślał o tajemniczym gościu, o umowie, o której tamten go tak po prostu poinformował i różnych innych rzeczach, takich jak miłość i kwieciste tatuaże.
„Co w tym trudnego," wzruszył w końcu ramionami, postanawiając w duchu, że wywiąże się z postanowienia.

pan śmie(r)ć [one-shot] |vkook|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz