29

7.1K 307 149
                                    

Nie traciliśmy ani chwili. Najpierw poszliśmy do jej domu, poszukać odpowiednich narzędzi, jednak niczego nie znalezliśmy prócz młotka i kilku gwoździ. To zmotywowało nas do przejażdżki rowerowej do najbliższego sklepu z narzędziami i nie ukrywam, że jazda rowerem po tak długiej przerwie sprawiła mi ogromną radość.  Był upał, słońce dawało się we znaki, ale nawet to mi nie przeszkadzało w wygłupianiu się i robieniu slalomu między pachołkami, które sobie wymyśliłem.

- Cóż Niall, rower mojej babci to nie BMX, ale idzie Ci całkiem nieźle. - kpiła Cami, która starała się mnie doganiać.

- W Irlandii często wychodziliśmy ze znajomymi na takie przejażdżki, więc czuję się teraz jak ten szesnastoletni gówniarz. - oznajmiłem z trudem, ponieważ dopadła mnie już zadyszka.- Tu mogę być sobą i nikt nie robi mi zdjęć. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie to fajne uczucie, uciec od fleszy i kamer.

- No nie, bo to flesze i kamery uciekają ode mnie. - palnęła, a gdy do mnie  dotarło znaczenie jej suchara, wybuchłem śmiechem, który spowodował, że musieliśmy się zatrzymać, po czym zszedłem z roweru i kładąc go na ziemię podszedłem do niej ocierając łzy. Założył jej na głowę swoją kaszkietówkę i ułożyłem tak, że wyglądała jak osiedlowy opryszek.

- Masz, nakryj głowę przed słońcem, bo Ci dogrzało i nawet nauczyłaś się z siebie żartować. - skwitowałem, pocałowałem ją w policzek, po czym z mojego śmiania się na twarzy został mi tylko zawadiacki uśmieszek.

Resztę drogi do sklepu pokonaliśmy szybko, gdyż było z górki. Zakupy również nie trwały długo, ponieważ wcześniej miałem już przemyślane co będzie nam potrzebne. Stamtąd pojechaliśmy prosto do domku, by zająć się pracą i nawet nie mieliśmy zamiaru zajeżdżać na obiad czy cokolwiek. Konieczne było poprawienie drabinki, z którą nie zeszło nam tak długo,  później usolidniliśmy podłogę, żeby to wszystko nie runęło, gdy będziemy tutaj spać, jednak co dwie głowy to nie jedna, a wbijanie gwoździ w deski, które ukradliśmy z szopy babci zajęło nam maksymalnie godzinę. Ściany uszczelniliśmy patykami i sznurem, w dach upchaliśmy suchej trawy i z badyli zrobiliśmy sufit.

Skończyliśmy pracę przed wieczorem. Byłem zachwycony, gdy siedziałem w środku tego domku i podziwiałem wszystko z góry, a widoki były nieziemskie.

- Naprawdę chcesz tutaj spać? - zapytała blondynka, nie do końca przekonana czy to dobry pomysł.

- Tak, więc chodź pojedziemy po śpiwory.- zerwałem się z miejsca, by jak najszybciej być tutaj z powrotem. - I może zjemy jakąś kolację, bo żyjemy na dwóch jagodziankach i jogurcie.

- Niall, ale ja mam tylko jeden śpiwór. -zaśmiała się.- Więc chyba raczej nici ze spania tutaj.- wykręcała się- Po za tym boję się zwierząt i w ogóle. - była przekonana, że jej ustąpie, jednak nie ma takiej możliwości. 

- Poradzę sobie jakoś. Ty śpisz w śpiworze, ja wezmę sobie koc.- Nie ugiąłem się.- A zwierzęta będą na dole.- zacząłem schodzić z góry, a Camilla za mną. 

- Przecież będzie nam twardo spać, może rozbijamy namiot na podwórku? - zaproponowała, a ja z uśmiechem na twarzy zaprzeczyłem.

-  Twoja babcia na pewno by nas pilnowała. - palnąłem, a Cami, bez ruchu zawisła na drabince.

- To Ty masz jakieś plany?- Spojrzała na mnie z góry i zmarszczyła czoło, ale widać było, że znów włączył jej się żartowniś, co naprawdę w niej lubię i dostrzegam, że gdy czuje się swobodnie, jest bardzo otwartą, towarzyską dziewczyną.

- Źle to odebrałaś.- wybuchłem śmiechem i zdjąłem ją z dwóch ostatnich szczebli, ostawiając na ziemię.

- A jak się dobrze odbiera? - zaczęła drwić, gdy prowadziliśmy rowery ścieżką do drogi.

Gwiazdor - ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz