sprawdzony przez BETĘ
***
Peter postanowił, że oficjalnie wypisuje się z tej rodziny. On tego nie zniesie. Już jeden ciężarny osobnik doprowadzał go do szału, ale dwóch sprawiało, że jeszcze dzień i zapakują go w ładny biały kaftanik bezpieczeństwa i odwiozą do pokoju bez klamek. Będzie tam sobie egzystował w spokoju bez żadnych zrzędzących, stękających, wzdychających, płaczących i wrzeszczących krewnych. Hale wiedział, że to kompletna rewolucja dla obu chłopaków, ale jednak mogliby od czasu do czasu pomyśleć o kimś innym. Niestety, teraz to mógł sobie tylko pomarzyć o objawach altruizmu u któregoś z nich. Od jakiegoś czasu nie słyszał nic innego jak: DAJ, PRZYNIEŚ, WYNIEŚ, KUP, ZRÓB, UGOTUJ, ewentualnie zdarzało się też: NIEDOBRZE MI, DAWAJ TĄ PIEPRZONĄ MISKĘ, PETER, BO ZARZYGAM KANAPĘ! (zazwyczaj nie zdążał na czas), ODDAJ PILOTA, ZNAJDŹ CHUSTECZKI.
Zdecydowanie przydałyby mu się wakacje, najlepiej takie trwające jakieś dwa lata... A pomyśleć, że minął dopiero miesiąc. Do rozwiązania zostało jeszcze przynajmniej sześć i wilkołak był przekonany, że w ciągu tego czasu własnoręcznie powyrywa sobie wszystkie kudły z głowy, a przez ciągłe tłumienie irytacji na stałe zostanie mu pokaźna zmarszczka na czole. Naprawdę, jego siostrzeniec nie mógł wymyślić lepszego sposobu na uprzykrzenie mu życia. Derek, ta wredota, doskonale wiedział, że Peter na pewno go z tym nie zostawi i będzie trwał przy jego boku pomimo wszystkich nieprzyjemności i bardzo sprytnie to wykorzystywał. Miał ochotę przypierdolić z rozbiegu w betonową ścianę... może chociaż straciłby przytomność na kilka godzin i miałby przyjemne sny? Chociaż prawdopodobne było to, że Stiles znalazłby sposób, żeby uprzykrzyć mu życie i tam.
Wcale nie tak, ze oni robili to specjalnie i Hale to wiedział, jednak to nie zmieniało tego, że czasami miał ich już serdecznie dosyć i najchętniej pokazałby im środkowy palec, a następnie wymaszerowałby frontowymi drzwiami z dumnie uniesioną głową, zarzucając co jakiś czas wyimaginowaną grzywą... Za każdym razem jednak powstrzymywał ten manifest urażonej dumy i zabierał się za przygotowywanie kolejnej z ich zachcianek.
Derek domyślał się, że wuj nie jest szczęśliwy z powodu roli, jaką przypadło mu pełnić. Dlatego zmusił Deatona do wizyt przynajmniej raz w tygodniu i poprosił McCalla, żeby ba, każdy dzień tygodnia wyznaczył kogoś, kto będzie im pomagał. Chociaż zazwyczaj bety miały dosyć już po kilku godzinach. Mimo wszystko ten czas był potrzebny Peterowi na złapanie oddechu.
Tym razem padło na samego alfę... Scott miał do nich dużo cierpliwości i lekką obsesję na punkcie bezpieczeństwa. Sprawdzał każdego, kto tylko chciał się do nich zbliżyć... Niestety nikt nie spodziewał się wizyty Lydii. Następstwa tego przeoczenia w ich linii obrony było dosyć męczące dla ich biednych uszu.
– Dlaczego ja jak zwykle dowiaduję się o wszystkim ostatnia?! – Ostry głos rudowłosej sprawił, że Stiles wybudził się ze swojej drzemki, a Derekowi przebiegły ciarki po plecach.
– Uhm... Nie było cię – mruknął Stiliński i przetarł zaspane oczy dłonią.
– To nie jest żadne wytłumaczenie, Stiles. Zwłaszcza dla kogoś z telefonem przyspawanym do ręki i wymagającym stałego dostępu do Internetu. Maniaka wszystkich najnowszych technologii i chłopaka z poprawnie rozwiniętym mózgiem. Naprawdę?! Kpicie ze mnie czy co?!
– Lydia... – mruknął speszony McCall, i jak na alfę przystało, wysunął się nieznacznie do przodu. – Po prostu czekaliśmy aż wrócisz.
– Błagam! Ty też? – Zacisnęła zęby, aż słychać było zgrzytanie. – Zapomnieliście, że można by było zadzwonić albo chociaż wysłać SMS-a z wiadomością, że zostanę ciocią!
CZYTASZ
The witch with a sense of humor.../ Sterek
FanfictionW skrócie: Zgryźliwy Derek, ciekawski Stiles, wkurzona czarownica i zaklęcia w ziołowych herbatkach. beta - @ fine-by-me *Ostrzeżenia: Związki M/M, wilkołaki, seks, przekleństwa, mpreg. Fanfik jest jednym z pierwszych jakie napisałam. I jest tu głup...