Zaczęło się, era "zabij lub zostań zabitym" nie widać żeby zbliżała się ku końcowi. Nie patrzy się kogo się zabija człowiek, bóg, święta broń, byle zabić. Nie ma już sojuszów zawartych sto lat temu, nie ma zaufania, przyjaźni, ciepła ani miłości. Dom? Dom to pole bitwy. Nie ucieknie się od tego. Z dnia na dzień przybywa ayakashi. Czy walka dobiegnie kiedyś do końca? Tego nie wiem. Mam nadzieję że nic się nie stało Yaboku, on zawsze wplącze się w kłopoty. Wyszłam ze swojej kryjówki i zaczęłam zabijać pobliskie ayakashi. Gdy z rozpędu wbiegłam na wielka polanę, na samym środku stał Yaboku i On...Rabō. Stali ramie w ramię...Dlaczego oni walczą razem. Zacisnęłam mocniej rękojeść mojej świętej broni i ruszyłam na siwowłosego. Gdy chciałam już go zaatakować pojawiło się wielkie monstrum. Złapało mnie. Zaczęłam się wyrywać, po paru sekundach rozbłysło się jasne światło a ja poczułam że nic mnie nie krępuje. Próbując wstać poczułam okropny ból w pasie, no tak zostałam skażona. Nagle podszedł do mnie Rabō. Zamknęłam oczy. Chciał już mnie zaatakować lecz usłyszałam trzask. Moja święta broń!
- Iziri! - mój krzyk rozniósł się po całym polu bitwy.
- O jej czyżbym uszkodził twoja święta broń? Cóż to za bóg? Tak łatwo się twojego durnego ostrza pozbyłem tak się ciebie pozbędę! - wykrzyczał mój przeciwnik a zza jego pleców zaczęły pojawiać się ayakashi.
- Moi przyjaciele się tobą zajmą- uśmiechnął się i zniknął na polu bitwy. Stwory zaczęły atakować. Robiłam jak najwięcej uników. Lecz jeden zdołał mnie złapać. Zaraza roznosiła się po moim ciele lecz nagle rozbłysło się złote światło. Ayakashi które były wokół mnie zniknęły. Opadłam bezwładnie na ziemię, podniosłam lekko głowę i ujrzałam Iziri. W postaci wielkiego miecza, ze skrzydełkami oddzielając rękojeść od ostrza.
- Nikki- wypowiedziała i obok mnie stanęła młoda dziewczyna, szybko podbiegła do mnie i wyciągnęła butelkę z wodą i zaczęła polewać moje rany. Położyłam dłonie na jej ramionach.
- Iziri...ty jesteś błogosławionym insygnium!- powiedziałam
- Też się cieszę ale trzeba uciekać bo woda się skończyła- przytaknęłam i z pomocą mojej broni powoli wstałam. Przeszłam parę kroków i pojawił się przede mną siwowłosy
- Czyżby twoja broń nie jest taka słaba i stała się błogosławionym insygnium?
- Nikki- w mojej ręce pojawił się majestatyczny miecz. Bez słowa ruszyła do ataku. Walczyliśmy przez dłuższą chwilę gdy nagle między nami pojawił się On ...Yaboku,
- Ty idź na pole bitwy a ja się nią zajmę- powiedział czarnowłosy. Gdy szarowłosy odszedł odezwałam się.
- Dlaczego ty z nim współpracujesz a nie ze mną? - popatrzyłam się prosto w jego oczy.
- Ty jesteś legendarną boginią zwycięstwa i przegranej a ja tylko zwykły bogiem wojny... po co ci miała być moja współpraca...wolę pracować z innymi- odpowiedział bez emocji.
- To czy jestem "wyżej" od ciebie nie oznacza że nie mogę z tobą współpracować! Znamy się przecież od dzieciństwa...- popatrzyłam w bok
- Już jest za późno Amira- szepnął. Popatrzyłam się na niego a za nim stał wielki ayakashi.
- Yaboku!- krzyknęłam i odepchnęłam nieświadomego chłopaka w bok. A ja oberwałam z wielkiej macki. Poleciałam parę metrów dalej. Stwór zbliżał się do mnie lecz po chwili zostało po nim wielka pustka. Nagle przybiegł Yaboku i ukląkł obok mnie.
- Amira! po co to zrobiłaś?! I tak już jesteś osłabiona. Dałbym radę!- widać było w jego oczach smutek.
- Baka! Sam wszystkiego nie zrobisz!- jęknęłam
