Rozdział 17

175 30 17
                                    

Nagle zrobiło mi się zimno i poczułam szturchanie w bok.

- Wstawaj śpiochu, słońce niedługo wzejdzie a ty musisz iść do swojego legowiska.

- Jeszcze chwila... Oddaj ten kocyk buraku... Uważaj smok lec.. Ranesme uciekaj... Mama? JEZUS!

- Śmieszna jesteś jak mówisz przez sen, czy znowu mam wziąć Madame i przenieść w odpowiednie miejsce?

Coś sobie tam mamrotał ale nie słuchałam go bo wyspę atakowały smoki. A Jezus nie chciał mi pomóc.

***

Obudziłam się u siebie w legowisku, szkoda. Chciałabym jeszcze poleżeć w niego wtulona.
Z zewnątrz słychać było głośne rozmowy i przekrzykiwanie. Wstałam, podeszłam do wyjścia i zobaczyłam dużo lisów, bardzo dużo. Rozmawiały o czymś, chyba to ważne. Lisy są zgromadzone wokół uwalonej kupy kamieni, na kamieniach stoi Adrian i bodajże przywódca klanu. Widzę Barona, Milę i Akację siedzą na uboczu i raczej nie chcą wchodzić w konwersację z innymi. Raczej rozmawiają ze sobą na osobności, chcąc wychylić się bardziej nadepłam sobie na ogon i oczywiście poleciałam do przodu na pysk. Padłam z takim hukiem, że zwróciłam na siebie uwagę całego klanu. Wszyscy patrzyli na mnie z grobowymi minami, niektórzy nawet tak jakby chcieli mnie zabić. Mam nadzieję, że się z nimi dogadam...
Szybko się cofnęłam do jaskini, mam nadzieję, że wszystko jest okej, tego nie było, to mi się tylko śniło...

- Hej

- Aaaa!

- Ciii, nie krzycz. Musisz dołączyć do grupy.

- Adrian! Nie strasz mnie tak! Ja nigdzie nie idę, tam jest za dużo osób. A jak zrobię coś źle i będą się śmiać?

- Nie będą, to miłe osoby

- Taaak, i dlatego patrzą na mnie jakby chcieli mnie zabić -prychnęłam

- Eliza, musisz wyjść z jaskini. Obiecuję, że to potrwa tylko chwilę.

- Nie -ciągle się upierałam

- Chyba nie chcesz żeby wszyscy widzieli jak cię wynoszę z jaskini na grzbiecie co?

- Nie! Nie! Już idę! Tak, tak! Właśnie! Widzisz? Już stawiam pierwszy krok! Heh...

Czułam tylko jak Adrian mnie wypchnął z jaskini. Widziałam te wszystkie miny, które mówiły:
Co ona robi? Kim ona jest? Co za sierota... Ciągle przewraca się o powietrze.

Wspominałam już, że opanowanie czterech nóg na raz nie jest takie łatwe? No to teraz mówię.
Adrian wyszedł z jaskini, a jaki był z siebie dumny to ło. Ruszyłam za nim, wszyscy na nas patrzyli. Adrian szedł tak dumnie jak paw, głowa uniesiona w górze a ogon opadał wzdłóż tylnych łap ocierając końcówką o glebę.
Po chwili znaleźliśmy się na środku polany przed wielkimi głazami.

- Złoty Ogonie, to jest Eliza -powiedział Adrian

- Wojownicy! To jest nowy członek klanu, nazywa się Eliza. Ognista lisica.

- Była samotnikiem? Należała do dwunożnych, prawda? -było słychać głośne rozmowy... Smutno mi z powodu, że tak myślą, choć to prawda. Może i śmierdzę dwunożnymi ale mam lisie serce.

- Od dzisiaj Eliza jest jednym z nas -przerwał rozmowy Adrian -Jest taka sama jak my, podejmę się jej szkolenia. Od dzisiaj, Eliza jest nowym wojownikiem w klanie!

- Adrian jest zastępcą przywódcy klanu, jeżeli Złotemu Ogonowi by się coś stało... On zostaje przywódcą klanu. Masz szczęście, że to Adrian cię znalazł a nie reszta patrolu. -szepnęła do mnie Akacja

- Możecie wrócić do swoich prac -ogłosił Złoty Ogon zchodząc z wielkich głazów znikając w swoim legowisku.

Wiem... Wiem... Możecie mnie teraz opieprzyć :X w mojej głowie powstała czarna dziura która wysysała ze mnie jakiekolwiek pomysły. No nic mi do głowy nie przychodziło... Mam do napisania 3 rozdziały i muszę je dzisiaj napisać więc paa ;*

Nie tego chciałam [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz