I'm not leaving here without you.

1.3K 79 3
                                    


Otworzyłem oczy. Nic nie pamiętałem. Gdzie ja byłem? Skąd się tu wziąłem? Najpierw zobaczyłem urywki wspomnień, a później już wszystko co się działo w ostatnim czasie.

Castiel

To ostatnie co pamiętam. Odzyskałem go. Odzyskałem po tym jak ześwirował, pomagając Samowi. Jakoś się uporał ze wspomnieniami mojego brata z piekła i biegł ze mną aby załatwić Lewiatana. Nawet mu nie powiedziałem jak się cieszę, że wrócił... nie powiedziałem mu jeszcze wielu rzeczy i chyba nie będę miał już okazji. Przetarłem twarz dłońmi i próbowałem sobie przypomnieć co się stało...

Znaleźliśmy Dicka Romana. Zerknąłem w oczy anioła, a on kiwnął potakująco głową. Teraz albo nigdy. Wkroczyliśmy do jego biura i zabiliśmy jego współpracownika jednym, precyzyjnym cięciem na szyi. Dick był pewny siebie nawet kiedy zobaczył kość prawego człowieka nasączoną krwią. Krwią mojego anioła, który upadł. Który upadał wiele razy ale za każdym razem wstawał silniejszy. Wiedziałem, że i tym razem się podniesie. Już to zrobił, przychodząc ze mną tutaj. Chciałem się rzucić na tą kreaturę ale Cas mnie osłonił. Bał się o mnie, zawsze nadkładał karku tylko po to żebym ja był bezpieczny. Niewiele myśląc wbiłem kość w brzuch potwora, a on się zaśmiał wyjmując ją z siebie i łamiąc na pół.

- Myślałeś, że mnie przechytrzysz?- zaczął się śmiać i wtedy żołnierz niebios złapał go za głowę, odchylając ją w tył a ja bez zawahania wbiłem drugą kość, którą chowałem pod kurtką w jego szyję.

-Właściwie to tak, tak myślałem- odpowiedziałem z przekąsem, a lewiatan zaczął krwawić czarną wydzieliną i się śmiać. Coś było nie tak... Zobaczyłem kątem oka mojego brata wraz z prorokiem. Wszystko jakby zwolniło, a powietrze zgęstniało od czasu do czasu drgając. Spojrzałem przez ramię kreatury na Castiela. Tak jak i ja nie miał pojęcia co się dzieje. I wtedy Dick wybuchł. Dosłownie. Straciłem przytomność i obudziłem się tutaj.

- Gdzie ja do cholery jestem?- zapytałem sam siebie wstając. Otaczały mnie drzewa. Były tak gęste i wysokie, że słońce z trudem docierało do podszytu. Nadawało to temu miejscu ponury klimat. Sięgnąłem do pasa. Miałem nóż. Chociaż tyle. Usłyszałem jakiś szelest więc przykucnąłem. Nagle coś na mnie skoczyło. Wampir. Kopnąłem go, zrzucając tym samym z siebie. Zerwałem się na nogi i z impetem przygniotłem go do drzewa.

-Gdzie jest anioł?!- wrzasnąłem do niego, a on zaczął się śmiać.

-Och, a więc to ty jesteś człowiekiem- jego słowa mnie zbiły z tropu.

- A my jesteśmy gdzie?- zapytałem ale tamten wykorzystał moją chwilę nieuwagi. Przewrócił mnie i usiadł okrakiem, przyciskając mnie do ziemi. Wysunął zęby, chcąc mnie ugryźć ale wtedy ktoś skoczył ma mojego przeciwnika. Jednym, zręcznym ruchem odciął mu głowę, chowając przy tym swoje kły. Podniosłem z ziemi broń tamtego i stanąłem w obronnej pozycji.

- Nie ma za co- powiedział wycierając kawałkiem szmatki swoje ostrze.- witamy w czyśćcu.-zszokował mnie do tego stopnia, że opuściłem broń.

-Gdzie?

-Zastanów się. Wszyscy już wiedzą jak tu trafiliście. Ty i ten drugi. 

-Wiesz gdzie on jest?!- zacząłem ale powstrzymał mnie gestem dłoni i kontynuował wypowiedź.

- Załatwiliście Lewiatana. A gdzie Lewiatany trafiają? Tam gdzie wszystkie potwory, czyli do czyśćca. Nie wiem gdzie jest twój kumpel.

- Czemu mnie uratowałeś?

-Wiem jak się możesz stąd wydostać.

-Dobre sobie. Skoro tak to co tu jeszcze robisz?

- Bo to przejście tylko dla ludzi. Mam dla ciebie propozycję. Ja Cię zaprowadzę do portalu, a ty w zamian przetransportujesz moją duszę na drugą stronę.

Destiel (i nie tylko) ~ One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz