Rozdział 12.

326 50 21
                                    

Jak przez mgłę pamiętała drogę, którą pokonywała. Skupiła się tylko na uczuciu ciepła na ramionach, które Cullen otoczył jedną ręką, jakby broniąc przed światem. I przed ciemnością, która wciąż czaiła się wokół, chcąc znów ją pochwycić w zimne i ostre szpony. Szybkie kroki, odbijające się echem od kamiennych ścian i wysokiego sklepienia, przytłumione szepty, ciepło jego dłoni, wzbierające łzy, podmuch wiatru na szczypiących od zimna policzkach, drżący oddech, trzask ciężkich drewnianych drzwi i głuchy odgłos zasuwy, odgradzających ich od świata... Wszystko mieszało się i trwało zaledwie ułamki sekund. Jak mozaika szaleńca, złożona z pojedynczych obrazów.

Jakże adekwatnie.

Dopiero, gdy nastała cisza, całym jej ciałem wstrząsnął niepowstrzymany szloch. Próbowała się przed nim obronić, lecz nie mogła. Skuliła się, zapadła w sobie, chowając twarz w dłoniach.

- Na Stwórcę... - szepnął mężczyzna i jednym ramieniem objął jej drobną postać. Niepewnie, jakby nie do końca wiedział, czy powinien to robić. Czuła chłód zbroi, którą miał na sobie i ciepło futra zarzuconego na jedno ramię, w pośpiechu. Chwyciła je obiema dłońmi, desperacko, wtuliła twarz w ich miękkość i całkowicie się rozkleiła, a on czekał, powoli gładząc ją po plecach.

- Oni wracają. - Pociągnęła nosem. - Wciąż wracają...

Przez chwilę nie mówił nic, opierając policzek na czubku jej głowy.

- Wiem - powiedział w końcu bardzo cicho.

W tym jednym słowie było tyle bolesnej goryczy, że głos nagle uwiązł elfce w gardle. Zrozumiała, że to była prawda, on naprawdę to wiedział. Z własnego doświadczenia.

Zrobiło jej się wstyd.

Przez swój egoizm i słabość, ciągnęła go w ciemność, w której żyła... I w której kryły się wszystkie demony przeszłości. Których i jemu nie brakowało.

- Przepraszam, ja... Nie powinnam - wyszeptała gardłowo, z żalem próbując się odsunąć.

Na łaskawą Mythal, właśnie pokazała całej Inkwizycji swoją słabość i to, że sobie najzwyczajniej nie radziła. Pokazała, jak bardzo zawiodła.

A Cullen, zamiast się wściekać, trzymał ją w ramionach. Nie pozwolił się odsunąć. To było dziwne, niespodziewane. Już w Azylu dowiedziała się, że mężczyzna nigdy nie wyzbędzie się niechęci do jej zdolności. Ale teraz coś się zmieniło.

- Dlaczego to robisz? - wymamrotała niewyraźnie, wciąż ukrywając twarz. - Dlaczego jesteś dla mnie dobry? Mimo tego czym jestem, co zrobiłam... - Gardło zacisnęło jej się boleśnie. - Mimo swojej niechęci.

- To nie tak... - wykrztusił. - To wszystko nie tak.

Westchnął ciężko. Najwyraźniej nie mógł znaleźć odpowiednich słów.

Nagle zrozumiała.

- Czy to dlatego, że już nie jestem magiem?

- Co? Nie, oczywiście że nie! - Złapał ją za ramiona i odsunął nieznacznie. Przestraszyła ją tląca się w jego słowach złość. - Chcę, żeby było jak dawniej, zanim wszystko spieprzyłem. Pamiętasz jezioro w Azylu? Brakuje mi tego... spokoju. Chcę spędzać z tobą czas, bez kłótni, nieporozumień. - Wyrzucał z siebie słowa gwałtownie, jakby chcąc powiedzieć wszystko na raz albo zdążyć, zanim się rozmyśli. - Chcę... Chcę, żebyśmy zaczęli od początku, Elia.

Och.

Tego się nie spodziewała. Nie spodziewała się również tego, że serce zabije jej szybciej i wstrzyma oddech. Mimo żalu, szaleństwa, rozpaczy znalazła promień radości. I to za sprawą człowieka, który budził w niej niepokój i całą gamę mieszanych emocji.

[Dragon Age Inkwizycja] W cieniu szaleństwa ✔︎Where stories live. Discover now