Tak, tak... wiem, że nie wrzucam wpisów od zbyt dawna. Pisałam olimpiadę z polskiego - kto musiał też kiedyś przez to przejść, wie, ile z tym roboty.
Ale do rzeczy - Hmm... mój tytuł znowu brzmi, jakbym miała obrażać autorkę. A ja znów muszę się tłumaczyć. Skąd "bogowie niczego"? Ano stąd, że głównym bohaterom daleko do w jakikolwiek sposób ważnych postaci. Ot, zwykli nastolatkowie o zwykłych codziennych radościach i zmartwieniach. A mimo braku pościgów i wybuchów czyta się to naprawdę dobrze. Może dlatego, że wśród tylu postaci łatwo się z jakąś utożsamić? Może przez styl? Nie wiem, po prostu miło się czyta.
1. Fabuła
Wiele na ten temat powiedzieć nie mogę. Książka wydaje się typowym czytadłem (nie mówię, że to źle ;P). Tam, dokąd doczytałam, nie zawiązały się więc jakieś szczególne akcje. Czytelnik dostaje po prostu historię codziennego życia grupki przypadkowych ludzi. Fakt, napisane naprawdę dobrze, ale o tym rozpisywać się będę w punkcie "styl". Wracając jednak do fabuły, nie mam czego oceniać. W chronologii nie ma żadnych błędów, wszystko rozgrywa się bardzo płynnie, a temat, choć błahy, został ujęty bardzo ciekawie... w końcu, kto wpadłby na to, żeby wsadzić bogów do ogólniaka? ;)
2. Styl
Styl, czyli największy atut opowiadania. W jakiś tajemniczy sposób, czytając, dostajemy tak dużo z pozoru niepotrzebnych opisów, że gdyby autorka nie potrafiła dobrze ich napisać, znudziłoby nas to po dwóch pierwszych akapitach. A jednak nawet przy opisie butów, potem swetra, potem widoku za oknem i tak dalej, i tak dalej... czytamy dalej bez najmniejszego znudzenia. Takie nagromadzenie opisów kojarzy mi się strasznie z Sienkiewiczem... tyle że jemu niekoniecznie udało się zachęcić nimi do lektury (bo wszyscy gdzieś mieliśmy, jak wygląda pustynia, kiedy czekaliśmy na odpowiedź, czy Nel przeżyje), a tu autorka podołała.
Ale co to za recenzja bez wytknięcia minusów?
Nie no, oczywiście, nie mam zamiaru jakoś szczególnie się czepiać. Jedyne moje dość subiektywne spostrzeżenie jest takie, że zdania ciągnęły się czasem w nieskończoność. Przy następnych poprawkach (nie mówię, żeby zaraz je wprowadzać, ale tak przy okazji) pocięłabym trochę niektóre tasiemce. Krótkie zdania przyjemniej się według mnie czyta.
A jednak jeszcze ostatnia, trochę może śmieszna rzecz... widać, że autorka ma spory zasób słów. Ale czasem mam wrażenie, że aż za bardzo stara się tym pochwalić :) Bo "zaangażowanie w kanapkę" brzmi trochę, jakby ta kanapka była sprawą wagi państwowej, albo kryptonimem akcji szpiegowskiej. Trochę luzuuuu ;) Użycie słowa, brzmiącego codziennie i zwyczajnie to nie grzech.
Ty tylko takie spostrzeżenia szarego Kowalskiego, więc bez bicia proszę.
3. Popełniane błędy
A tu już w sumie kompletnie nic nie mam do powiedzenia... kurde, coś by się jednak przydało.
Ale no naprawdę... zjadało czasami przecinki, ale nie jakoś wyjątkowo namiętnie. Co jeszcze? No może wkradły się też jakieś błędy składniowe. Mam tu na myśli na przykład niepotrzebne, zbyt zagmatwane inwersje, albo to, że czasami coś się kręciło z podmiotem.
W sumie to już takie typowe czepianie się... powiem krótko - brak błędów, przy których mam ochotę wyłupić sobie oczy i skoczyć z mostu, a nawet takich, przy których poprzestałabym na wyłupieniu oczu.
Czyli jest dobrze ;)
4. Ogólne wrażenia
Jestem raczej tym typem czytelnika, który znacznie bardziej niż zachwycanie się nad opisami lubi dobre "mordobicia", opisy bardzo silnych przeżyć, a do tego sporą dawkę niecodzienności. Toteż, gdybym nie robiła recenzji, "Teenage Gods" nie byłoby książką przeznaczoną dla mnie. Jednak nie oznacza to, że nie jest to książka dobra... wręcz idealna dla każdego, kto w czytaniu szuka spokoju i kto po dniu pełnym zmagań, nie potrzebuje, żeby jeszcze książka wymagała od niego użycia intelektu. Wreszcie, jest to świetna lektura dla tych, komu radość sprawia utożsamianie się z postaciami lub zabawa w tzw. "shipowanie" (sama mam niesamowity zaciesz, kiedy mój pairing staje się prawdziwy ;P). Odstawiając na bok wszelkie moje preferencje, "Teenage Gods" naprawdę mi się podobało i jestem pewna, że niejednemu jeszcze się spodoba.
Alavida!
CZYTASZ
"Nie znam się to się wypowiem" - czyli recenzje Wilki Chase
Non-FictionCzy tylko ja mam wrażenie, że autorzy recenzji na Wattpad to nikt inny jak przyszli zdobywcy nagrody Pulitzera, nieskażeni pomyłkami twórcy doskonali, którzy w swojej łasce zgadzają się na zajrzenie do przesiąkniętych amatorszczyzną wypocin plebsu...