Rozdział 2

55 8 0
                                    

- Nie udawaj! - Krzyknął stojący przy mnie człowiek.
- Niczego nie udaję.- Powiedziałam spokojnie.
- Gadaj! - Krzyczał dalej. Nie rozumiałam kompletnie czego ode mnie oczekuje, co miałam mu powiedzieć?
- Zostaw ją, to nic nie da- Powiedział drugi.
  Ten, który wcześniej tak się zdenerwował odszedł niechętnie ode mnie i podszedł do towarzysza. Szeptali coś później między sobą po czym jeden z nich podszedł do mnie i znów zawiązał maskę, a następnie wywieźli mnie z sali i prowadzili przez jakiś korytarz.
   Spoglądałam na ściany, widziałam dziwne obrazy ze starszymi kobietami. Malowidła momentami były przerażające, wydawało mi się, że wszystkie na mnie patrzą. Każde z nich było w jakiś sposób uszkodzone lub zniszczone. Najgorsze jest to, że nie zobaczyłam żadnego okna, czyżby budynek znajdował się pod ziemią?
    Nie wiem dlaczego nagle zaczęłam rozmyślać o świecie poza szpitalem. On w ogóle istnieje? Trafię tam kiedyś? Jak dużo jest pytań na których nie znam odpowiedzi... Czuję się jak w klatce, mam skądś świadomość, że nie pochodzę stąd, że gdzieś jest moje miejsce, że ktoś tam na mnie czeka.
   Dotarliśmy przed jakieś drzwi, prowadziły do mojej celi, o czym się chwilę później dowiedziałam.Wepchnięto mnie do sali i przewróciłam się na miękką podłogę, jaką pokryty był mój pokój. Sekundę później usłyszałam za sobą trzask zamykanych drzwi.
Leżałam tak później kilka dobrych minut i popadłam w rozmyślania. Chwilę później usnęłam wykończona minionymi wrażeniami.
  ,,Kim jestem?" Zadałam sobie takie pytanie. Nie wiem nawet jak wyglądam, nie wiem czy mam piegi, jaki kolor oczu i tym podobne rzeczy. Widzę tylko kosmyki mioch kręconych przy końcówkach, brązowych włosów.
Słyszę głos dochodzący zza drzwi:
- Chcesz jeść? - Rozpoznałam głos człowieka, który wykazał się słabymi nerwami w trakcie poprzedniej rozmowy ze mną. Zaczęłam myśleć nad tym, czy ma dobre intencje wobec mnie. Nie wiedziałam czy to nie pułapka i kolejny pretekst, by znów zawieść mnie gdzieś i się na mnie wydrzeć. W każdym razie jego wspomnienie o jedzeniu natychmiast ożywiło we mnie uczucie ogromnego głodu.
- Chcesz żarcie czy nie?! - Oho, znowu się zdenerwował. Odczekałam jeszcze parę sekund, by wkurzył się jeszcze bardziej (lubię denerwować). Chciałam go przetrzymać jeszcze przez moment, ale nie mogłam już wytrzymać głodując, więc dpowiedziałam, że tak.
     Drzwi otworzyły się i jedyne, co zobaczyłam, to wystająca zza nich ręka z miską, w której była jakaś obrzydliwa breja. Nie miałam ochoty tego jeść, jednak byłam już u skraju jakiejkolwiek wytrzymałości. W akcie kompletnej desperacji odważyłam się spróbować. Po pierwszym kęsie prawie zwymiotowałam, nie wiem, co oni tam dodali. Może  to trucizna? Nie wiem, w każdym razie nie czułam się źle.
   Spoglądałam na miękkie ściany mojego pokoju. Wyobrażałam sobie różne kształty, które mogłyby się na nich znajdować. Zamknęłam na chwilę oczy. To, co zobaczyłam przeraziło mnie, nie mogłam się poruszyć. Siedziałam i wpatrywałam się w ścianę, na której niestarannie wydrapany był napis ,,Znajdę cię".

Kiedy szukasz prawdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz