P.S. Zgodnie z sugestią w pewnej prywatnej wiadomości, zrobiłam trzy testy i pomimo bardzo rzetelnych odpowiedzi, Elka ani myśli się ujawnić jako Mary Sue...
Już wiem, co mi umknęło. Na szczęście mój telefon, a raczej aplikacja z kalendarzem czuwała.
We wtorek miałam pisać kolokwium zaliczeniowe z chorób psychicznych. Ostatnie parę dni gdzieś z tyłu mózgu migało mi światełko alarmowe, ale kto by się tym przejmował mając zwłoki współlokatorki na głowie. Ciągle przekładałam na później naukę, bo prokrastynacja zawsze na propsie, ale kiedy w poniedziałkowy poranek wyświetliło mi się to radosne powiadomienie, nie mogłam dłużej ignorować rzeczywistości.
Po raz kolejny wolałabym już, żeby dzwonił Brodecki, a to naprawdę zły znak.
Teoretycznie mogłabym się wywinąć z zaliczenia, bo we wtorek był też pogrzeb Matyldy. Siła wyższa. Niestety, w związku z zeszłotygodniowym zamieszaniem, nie zdałam materiału o depresji, więc to kolokwium było warunkiem dopuszczenia mnie do czerwcowych egzaminów. I nie zwalniał mnie z obowiązku nawet zgon koleżanki.
Postanowiłam zrobić naprawdę ekstremalny wyjątek i wyjawić mojemu profesorowi, że prowadzę małe prywatne śledztwo w sprawie Matyldy, ale akurat on jeden mi nie uwierzył, choć w życiu nie mówiłam równie poważnie. Śmiertelnie poważnie.
Co za ironia losu.
Mogłam się założyć, że był na to jakiś paragraf w uczelnianym regulaminie. W świetle ostatnich wydarzeń okazało się wręcz, że znałam kogoś, kto mógłby go dla mnie spokojnie dopisać. Oczywiście, gdyby ten ktoś nie postrzegał mnie jako policyjnego kapusia.
W poniedziałkowy poranek miałam tylko dwa wykłady na dziesiątą, a próba przekonania profesora o mojej służbie wywiadowczej spaliła na panewce już po kwadransie, więc parę minut po trzynastej byłam z powrotem na Gajowej.
Zła i sfrustrowana.
Wszystko szło bardzo nie tak. Czekała mnie noc pełna wrażeń z odmętami ludzkiego umysłu, zamiast szperania po cudzych szafkach pod przykrywką przedsesyjnego sprzątania.
Co za niekorzystny obrót spraw, a do tego prawdopodobnie Celestyna wypiła już całą kawę w okolicy.
Wchodząc do klatki schodowej, szukałam w torebce klucza od mieszkania, który typową złośliwością rzeczy martwych ukrył się w najgłębszej fałdce poszewki. Potem lata całe walczyłam bezskutecznie z zamkiem, póki nie zorientowałam się, że nie był w ogóle zamknięty. Bezpieczniej dla otoczenia byłoby, żebym zastała pusty dom, ale już w przedpokoju natrafiłam na Sebastiana i Gosię, a ściślej zobaczyłam ich w salonie przez łuk drzwiowy. Seba klęczał przed zawieszoną na ścianie szafką, w której trzymaliśmy zapasowe klucze. Gosia, odziana w spódnicę do połowy uda, pochylała się nad nim, słuchając uważnie.
Zawiesiłam na tych dwojgu świadomość. Na podłodze, całkiem w rogu pokoju, nadal leżało szkło z wybitej ponad tydzień temu szyby. Nikt nie posprzątał go od kiedy moi współlokatorzy wyjęli stąd klucz, żeby zamknąć pokój Matyldy, z jej ciałem w środku. Nawet Irena, która pedantyzmem dorównywała detektywowi Monkowi. To tylko świadczyło, jak bardzo źle się czują wewnętrznie, choć nikt tego otwarcie nie pokazywał.
- Dobra, to najpierw bierzesz centymetr, którym mierzysz szerokość i wysokość. - Sebastian przesuwał palec od jednej krawędzi szafki do drugiej. - Następnie musisz iść do szklarza i podać mu wymiary, wtedy on ci zrobi szybkę. Odbierzesz ją od niego, a na koniec zamontujesz w te otworki tutaj i będziesz miała pięknie załataną dziurę.
CZYTASZ
Śledztwo na trzy piętra
Mystery / ThrillerNo pięknie! Wrocławska kamienica zamienia się niespodziewanie w scenę zbrodni, z żelazkiem w roli głównej. Spokojny wieczór, o ironio!, nabiera życia właśnie, gdy pojawia się trup. Zupełnym przypadkiem Eleonora znajduje swoją...