Nauczycielka znów klasnęła w dłonie i kazała wszystko powtórzyć. Parę uczniów westchnęło, ale niechętnie ustawiło się na swoje początkowe miejsca. Znów zaczęto grę, gdy pani znów coś się nie spodobało i ponownie kazała powtórzyć całą scenę. Tu wszystko musiało być perfekcyjne, nieważne, że niektóre osoby grały pierwszy raz w życiu w przedstawieniu i się strasznie denerwują i tak muszą zagrać perfekcyjnie. Krzyczeć ile sił w płucach jeśli wymaga tego scenariusz - nauczycielki nie obchodzi wtedy coś takiego jak wstyd. Masz krzyczeć, to krzyczysz. Tyle. Ale jeśli tego nie zrobisz, to pani wstawi ci uwagę - tak uwagę i tak na ciebie nakrzyczy, że na pewno nabawisz się traumy.
- Orszulka! - szepnęłam do przechodzącej obok mnie koleżanki i chwyciłam ją za ramię - Czy w tym roku dostaniemy co najmniej jakąś nagrodę za ten występ?
Dziewczyna spojrzała na mnie kpiąco i popukała się w głowę.
- Nam? Przecież oni nam nigdy nic nie dają - odpowiedziała, po czym sobie poszła. Ma rację, za nasze coroczne występy nie dostajemy nigdy nic więcej niż oklaski publiczności i zwykłe "dziękuje" do mikrofonu. Dla tych rzeczy musimy się męczyć każdego roku w okresie zimowych z ukochaną nauczycielką Żmijowską, która pewnie zgodnie z nazwiskiem marzy, by wypić z każdego co tylko się da.
W gruncie rzeczy kiedyś lubiłam występować na scenie, ale ona skutecznie mi to obrzydziła, dlatego w tym roku (jak i w każdym) rękami i nogami broniłam się przed udziałem w przedstawieniu. Na szczęście w porównaniu do poprzedniego roku udało mi się, jestem teraz tylko odpowiedzialna za kostiumy.
W pewnym momencie miałam dość oglądania po raz setny tej samej próby, więc postanowiłam zrobić coś bardziej pożytecznego i udać się do szkolnego sklepiku po coś do picia.
Idąc w stronę dyskontu, poczułam jak ktoś chwycił mnie za rękę.
- Weronika! Dobrze, że cię widzę, przećwiczysz ze mną rolę? - to było bardziej zdanie twierdzące niż pytanie, ale i tak skinęłam głową. Wzięłam scenariusz od dziewczyny, po czym wzdychając wewnątrz, zaczęłam czytać dialogi, a ona odpowiadała swoim tekstem. Grała jakieś dziecko, stojące nad grobem małego Jezuska. Miała mało tekstu, ale i tak nie mogła go spamiętać.
- Bardzo dobrze grasz mimo braku pamięci - skłamałam z takim uśmiechem, że każdy uwierzyłby, że mówię prawdę. Ona również. Zaczerwieniła się i podziękowała. Gdy występuje się pierwszy raz na scenie to każdy komplement jest na wagę złota i pozwala sobie poradzić ze stresem.
W końcu powiedziałam jej, że już umie całą rolę, po czym wykręciłam się czymś do zrobienia i ruszyłam do sklepiku, w duchu wiedząc, że to nie koniec pomocy na dziś. Nie myliłam się. Stałam w kolejce do dyskontu, gdy ujrzałam nauczycielkę od muzyki panią Ewę.
- Weronika! Potrzebuję cię! Wiesz, gdzie są te wszystkie aktówki?
Mówiłam jej wczoraj, gdzie je położyłam, ale pani jak zwykle już nic nie pamiętała. Teraz, gdybym jej powiedziała gdzie są, to i tak kazałaby mi po nie pójść. Niczego nie zrobi sama...
- Masz po nie iść teraz! - powiedziała to, czego się spodziewałam. Cóż wytrzymam to jakoś, w końcu dzisiaj jest ten szczególny dzień. Niechętnie odeszłam od kolejki, po czym odszukałam aktówki, które leżały w sali muzycznej i później podałam je pani Ewie.
I potem znów, a to przećwiczenie roli z Melanią i paroma innymi dziewczynami, to kupienie komuś czegoś ze swoich pieniędzy w sklepiku szkolnym (przynajmniej kupiłam sobie tę wodę!), to czyszczenie stroju na przedstawienie (koleżanka wylała na niego jogurt, pracę zostawiła mi, cudem domyłam tę plamę mydłem!), to charakteryzowanie twarzy śnieżynek. Dlaczego zgadzam się na to wszystko? Bo nie umiem odmówić i po prostu lubie pomagać, ale nie dzisiaj. Ale wytrzymam to, w końcu dzisiaj jest ten szczególny dzień.