Rozdział 2 Walka

17 1 0
                                    


Poszedłem na boisko by poćwiczyć używanie zwojów sztuka polegała na tym by wymówić formułę w języku pradawnych istot i w ten sposób uruchomić zaklęcie zaklęte w zwoju. Na rozgrzewkę wiozłem zwój i rzekłem:

-koronono no kontoi –powiedziałem z uśmiechem gdy zwój zabłysnął i wypadła z niego kula ognia –Ognista kula

- brawo !- powiedział ktoś za mną- umiesz powiedzieć kilka słów w pradawnym języku.

Odwróciłem się i ujrzałem mojego starego Nieprzyjaciela z klasy Alana w towarzystwie swoich dwóch „przyjaciół" Bronisława i Cezarego . Cała trójka miała na sobie kurtki motocyklowe ze skóry koloru szkarłatnego choć każda była bardzo brudna jakby chcieli udowodnić że nie obchodzą ich pieniądze rodziców każdy także miał dżinsy lecz nie takie jak ta dziewczyna z płomieni a takie cieńsze i zwykłe .

- Pokazać ci prawdziwą moc?- Rzekł z złośliwym uśmieszkiem – Kononto martein Sztuka Lodowego Kolca Końca .

Zwój który miał na plecach zabłysł i po chwili wielki na dwa metry kolec już sunął ku mnie po ziemi . Był tak ostry że gdyby do mnie dotarł przekuł by mnie na wylot

-mortei no koline kabudotoro Ściana Ognistej Rozpaczy– rzekłem w odpowiedzi a przed mną pojawił się mur zrobiony z płomieni poruszał się niczym ognisko . Kolec nawet nie doleciał do muru tylko od razu się rozpłynął . Uśmiechnąłem się drwiąco i rzekłem :

- Co już strach cie obleciał ?

-Chyba ciebie – Odpowiedział mniej pewien Alan- Kalirikin Mortendeuroko kalister Boski Miecz Mirona

Zdziwiłem się to była technika która była zakazana przynajmniej do wieku 20 lat. W ręku mojego przeciwnika zabłysł złoty miecz, zamachnął się nim. Naszczecie miałem przy sobie ten spiżowy miecz który dostałem od tego kolesia więc sparowałem uderzenie . Niemiałem innego wyboru musiałem użyć techniki którą dopisał mi mistrz do zwoju .Była to bardo trudna technika za którą mogłem zapłacić życiem , dlatego miałem jej używać tylko w śmiertelnym zagrożeniu . Do tej techniki trzeba było użyć pieczęci. Wyglądała jak zwykła pieczątka lecz spoczywała w niej wielka moc ja miałem jedną pieczęć „ignis" czyli ogień .

-Moreinoko kaliporiste kalento – zacząłem lecz musiałem się schylić bo przeciwnik znów się zamachnął mieczem – Konwartel kalisto polintor nanarto zagalintomerik koreiti . Technika smoka żywiołaka ognia

Skupiłem się i zręcznie rzuciłem pieczęć na ziemie . Natychmiast zanurzyła się i znikła jakby trafiła do innego wymiaru. Aż nagle z ziemi wynurzył się ogromny smok był z podobnego materiału co mur, mogłem przez niego ,a jego grzbiet płonął . Wzniósł się i poleciał w stronę mego przeciwnika . On zdziwił się i rzekł :
-Do syć tego, zdałeś! – stwierdził tak jag byśmy byli na teście a on był profesorem .- Kospienoren czyli sztuka przywołania. Tusz przed nim pojawił się ogromny smok jego wyglądał tak samo jak mój tylko nie płonął i nie był przejrzysty łuski miał koloru zielonego wyglądał groźniej niż mój. Mój potwór po prostu się o niego rozbił nie robiąc najmniejszej krzywdy Alanowi który stał sobie w najlepsze i powiedział:

- Nieźle ale chyba się nie przedstawiłem się - gdy to rzekł zaczął się zmieniać a wyglądał teraz zupełnie inaczej .

Był blondynem o rozczochranych włosach w taki sposób że każdy włosek sterczał w inną stronę . Jego ubranie prawie się nie zmieniło lecz kurtka była czysta a na dżinsach zwisał srebrny łańcuch .wyglądał na jakieś 21 lat.

- Jestem Kristof Run ale mów mi Kolin – ciągnął nieznajomy- Z przyjemnością ogłaszam że zostałeś przyjęty do oddziału bojowego Łowców Kart . Widzę że skorzystałeś z daru na potrzeby próby.

- „Oddziału bojowego" ? przecież nie jestem obroną .-Odparłem zdziwiony

-Jutro kończysz 18 lat potraktuj to jako zaproszenie- mówił Kolin- tylko naprawdę dobrzy ludzie trafiają do łowców .A ty miałeś najlepsze oceny w klasie . Sieliśmy jeszcze sprawdzić czy umiesz walczyć .

- W jaki sposób udawałeś Alana?

- Ale jesteś ciekawy, jeżeli chcesz wiedzieć to użyłem techniki maskowania się .Nie wiem czy zachowywałem się dobrze ale chyba byłem podobny do twojego kolegi.

-A ten płomień też był waszą sprawką?

-Jaki płomień ja nic o nim Niewinem.

„A więc nadal mam coś niewyjaśnionego- pomyślałem" i zadałem kolejne pytanie:

-Mówiłeś że ten miecz był darem od waszego oddziału?

-Ano tak ,dzisiaj rano podrzucił ci go Artur. Wraz z symbolicznym zaproszeniem i naszym znakiem .

-Ta karta była waszym znakiem ?

-Ciągle tylko pytania ,wieś chor raz daj coś bez znaku zapytania. – powiedział trochę rozśmieszony

Zastanowiłem się co dalej powiedzieć czułem się jak we śnie wszystko było takie obce i dziwne nagle dowiedziałem się o jakiś łowcach kart . Zastanawiałem się i nagle usłyszałem głos.

-Cześć –powiedział głos

-Co mówiłeś?- zapałem

-Nic- odrzekł Kolin wyraźnie zdziwiony- Wszystko dobrze? Pewnie jesteś zmęczony lepiej odpocznij trochę.

-Tak chyba jestem zmęczony pójdę odpocząć

Ruszyłem w stronę domu gdy znów dosłyszałem głos :

- Witaj nazywam się Elizabeth. Dzięki że podeszłaś do tego płomienia ! TO BYŁAM JA !!!

Łowca KartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz