Puść mnie

9.9K 706 216
                                    

Ocknęłam się z twarzą tuż przy szyi byłego boga. Pachniała mieszanką męskiego potu i resztki wody po goleniu. Przyjemna kompozycja.

- Przestań mnie niuchać jak jakiś królik- odezwał się nagle, nie rozwierając powiek. Zaczerwieniłam się bezradnie. Na to nie miałam riposty. Pierwszy raz zdarzało się, że po przebudzeniu on wciąż spoczywał przy mnie. Szukałam podwójnego znaczenia.- Wstaniemy od razu czy chcesz poleżeć?

- Daj mi pięć minut- mruknęłam, zsuwając się z głową na jego tors. Ukrywałam tym pełen zadowolenia uśmiech. By spotęgować moje zdziwienie przygarnął mnie bliżej.- Miło, ale guziki twojej koszuli mi się wbijają.

- To ją rozepnij- zaproponował zwodniczo spokojnie. Oparłam się na przedramieniu, żeby zbadać czy nie zwariował. W jego tęczówkach wirowały rozbrajające ogniki.

- Moja obecność ci szkodzi- zawyrokowałam, pukając się w czoło.

- Nagle się wstydzisz?- Kpił w najlepsze z tym swoim paskudnie złośliwym uśmieszkiem. Odetchnęłam sfrustrowana. Kiedy dokładnie moje życie stało się ciągłymi zawodami? Dlaczego przegrywałam?- No dalej, kobieto, decyduj się.

- Czy ty prosisz mnie o to, żebym cię rozebrała?- dopytałam w razie gdyby nie był zorientowany co do brzmienia swoich działań.

- Nie słyszałem, abym prosił.- Uniósł brew z miną w stylu "troszkę nadinterpretowujesz". Nie zaprzeczałam, było to możliwe, choć wysoce nieprawdopodobne.- Pięć minut minęło.

- To wstawaj.

- To zejdź ze mnie. 

- Trzymam na tobie łącznie jedną rękę.

- I nogę.- Przesunął finezyjnie po moim udzie, aby uświadomić mi gdzie się znajduje. Przeszedł mnie ciepły dreszcz, który spowodował, że zmrużyłam powieki. Świetnie, brakowało tylko, żebym zaczęła mruczeć, na bank by nie zauważył. Chciałam zabrać tę zdradziecką kończynę, gdy jego smukłe palce ponownie ją pogładziły. Wywołał ten sam rozkoszny efekt, a nawet intensywniejszy, bo z premedytacją, wiedząc, że mnie to ekscytuje.

- Możesz się pohamować?- Mój głos był zachrypnięty, więc odchrząknęłam. Czułam się jak licealistka, której hormony miały niebawem wystrzelić nosem.

- O co ci chodzi?- Grał na zwłokę, powtarzając czynność. Nakryłam jego dłoń swoją. Była lodowata, lubiłam to.

- Doskonale wiesz- spojrzałam na niego, usiłując być zirytowana. Jak ja nienawidziłam niemocy wobec jego umizgów. Przeturlałam się naprędce pod ścianę i podniosłam, by nad nim przejść. Nie wiem czego się spodziewałam, naprawdę. Chwycił mnie za kostkę, toteż naturalnie prawie się przewróciłam, a kiedy próbowałam utrzymać równowagę, targnął mną tak, że znów spoczęłam tuż przy nim. Zebrało mu się na komediowy nastrój, wspaniale.- Loki...

- Przecież ja nic nie zrobiłem- wymruczał z udawaną niewinnością. Wypuściłam powietrze z głośnym świstem. Potrzebuję więcej cierpliwości, jeśli mam wytrzymywać z jego dziecinnymi podchodami. Po kilku sekundach węzeł w moim podbrzuszu się zacisnął, bo były bóg, korzystając z chwili kontemplacji nad brakiem wytrwałości, chwycił moje nadgarstki i przytwierdził je po bokach poduszki. Chciałam jakoś zaoponować, aczkolwiek słowa uwięzły mi w gardle. Jego czarne włosy opadały częściowo na oblicze, zasłaniając piękne kości jarzmowe. Ślepia były zbyt wyjątkowe, by móc wyczytać z nich konkrety. Owszem, dostrzegałam pragnienie, jednakże chodziło o chęć zamordowania mnie czy pocałowania? To pozostawało zagadką.- Spłoszyłem cię?

- Hm?- Tyle zdołałam z siebie wykrztusić. Bardzo ambitnie. Pochylił się, aż czułam jego oddech na policzku.

- Masz rozbiegany wyraz oczu, jakbyś była przestraszona- wyjaśnił, szepcząc wprost do mojego ucha. Zagryzłam usta, żeby nie stęknąć z wrażenia, jakie ten głos robił z niewielkiej odległości.

- Puść mnie- zaapelowałam pokojowo, kiedy dotarła do mnie zniewalająca woń jego ciała. Czy byli bogowie mają zamiast krwi najdroższe perfumy?

- A co jeśli nie?- Droczył się z moimi zmysłami, muskając efemerycznie skórę pod szczęką. Gdybym nie bała się o swoją godność to dawno podjęłabym się wicia z pożądania. Działał na mnie jak magnes. Z sekundą w której jego wilgotny język zetknął się z moją szyją - z gardła przemocą wyrwał mi się niekontrolowany jęk. Szarpnęłam, bezskutecznie chcąc uwolnić się spod dyktowanej przez niego władzy.- Nie padła odpowiedź.

- Litości- westchnęłam, ściskając pięści na prześcieradle. Wyczuwałam, jak wykrzywia wargi w zjadliwym uśmieszku, usatysfakcjonowany moim błogim cierpieniem. Dominowanie było czymś, co ewidentnie go kręciło i miałam tego dowód, gdy zjeżdżałam wzrokiem w dół. Spięłam mięśnie i otarłam się o niego w przypływie determinacji. Syknął, przymykając powieki. Wtedy, posiłkując się uzyskaną dekoncentracją, oswobodziłam ręce. Nie czekając na nic, wplotłam palce we włosy na jego potylicy, po czym brutalnie zaatakowałam usta. Zanim zdążyłam pomyśleć o czymkolwiek - już drażnił się z moim podniebieniem. Odpowiadałam na to mimowolnie, wbijając paznokcie w jego kark. Prowadził pocałunek za pocałunkiem, zachłannie spijając ze mnie ogień. W pewnym momencie przerwał, schodząc pieszczotami na mój bark i dekolt, wypychający się spod sukienki. 

Właśnie byłam w trakcie rozpinania guzików jego koszuli, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Do głowy przyszło mi kolejno:

Kto do cholery śmie zawracać nam dupę?

Czy zamknęłam na klucz?

Na pewno nie, skoro Kłamca tu wszedł.

Kurwa.

Nie musiałam go upominać, sam odskoczył jak oparzony. Szybko usiadł na krześle przy biurku, doprowadzając ubranie do ładu. Przygładziłam kieckę wraz z fryzurą, zajmując miejsce na brzegu łóżka. To wszystko zajęło nam mniej, niż pół minuty. Niczym doświadczona para kochanków w osobnych związkach małżeńskich.

- Otwarte- zagadnęłam, modląc się, aby zabójczy rytm mojego serca mnie nie zamordował. Mało brakowało i ktoś mógłby nas przyłapać. 

- Nie schodziłaś na śniada...- zaczął Steve, zaglądając ostrożnie do środka. Miał zmartwioną minę, która zmieniła się w kompletnie zmieszaną, gdy dostrzegł postać Ponuraka.- Przeszkadzam?- Moja wewnętrzna, nienasycona kobiecość wrzasnęła głośne "TAK" w podświadomości, wpisując blondyna na czarną listę.

- Nie. Poprosiłam go o pomoc. Muszę przenieść prezenty. Negocjujemy warunki- zełgałam, błagając by to łyknął. Skinął ze zrozumieniem. Rogers, taki naiwny. W tej akurat sytuacji nadzwyczaj mnie to cieszyło.

- Mogłaś powiedzieć, pomogę- zaoferował się, szukając spojrzeniem pakunków. Wyjęłam je spod mebla na którym spoczywałam.

- Loki był bliżej, nie chciałam robić kłopotów.- Wzruszyłam ramionami, rozluźniając się. Okej, chwycił to. Podszedł do małego stosu i zabrał cały za jednym dźwignięciem.

- Żaden problem. Zejdźcie na śniadanie, czekamy.

- Daj nam piętnaście minut, musimy się przebrać.- Kapitan zmarszczył brwi, spoglądając na mojego towarzysza. Faktycznie, to mogło być podejrzane, że oboje spaliśmy we wczorajszych ciuchach. Mój błąd. Strzeliłam się mentalnie w twarz. Gdybym tego nie palnęła to wcale nie zwróciłby uwagi.

- W porządku, przekażę Tashy. Pośpieszcie się- polecił, zostawiając za sobą otwarte. Odetchnęłam z ulgą.

- Twoim zdaniem coś wywnioskuje?- zagaił brunet, wbijając wzrok w okno. 

- Jeśli tak to wpadliśmy w niezłe bagno.

-----

Wyszło krótsze, niż pierwowzór, ale lepsze jakościowo. Macie swoją akcję, potem już chyba jest mniej takich scen z tego co pamiętam. Zwłaszcza trwających cały rozdział.

To raczej koniec maratonu, jutro muszę wrócić do nauki. Mam nadzieję, że zadowolił was na trochę.

Wyjątek od regułyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz