- Shawn. - Ten okropny głos przeszył głowę chłopaka na wylot. Spał zaledwie kilka godzin i był niewyspany. - Po domu też chodzisz tak rozebrany? - Spytała z oburzeniem Isabella.
S spojrzał czy na pewno ubrał spodnie, ale wszystko było na swoim miejscu. Nie miał jedynie koszulki.
- Nie jestem przecież nago.
- W tej chwili ubierz jakąś koszule. - Rozkazała kobieta odwracając się na kuchennym krześle w drugą stronę żeby nie patrzeć na wnuka.
- Ja pierdole. - Wymruczał pod nosem S.
- Co takiego?
- Powiedziałem, że już idę.
Isabella upiła łyk kawy i ukradkiem zerknęła, czy wnuk już poszedł. Zamiast jednak się przebierać, ten nalewał mleka do miski.
- W tej chwili ubierz koszulę.
- Już poszedłem, nie ma mnie tutaj. - Powiedział niewyraźnie otwierając pudełko płatków zębami.
- Przecież cię widzę. - Isabella oburzyła się jeszcze bardziej. O ile było to oczywiście możliwe.
- Wcale nie, tylko ci się zdaje. - Szybko odłożył mleko do lodówki i wyszedł na korytarz.
Isabella pokręciła zdegustowana głową.
- Widzisz? Nie ma mnie. - Krzyknął S wchodząc po schodach.
- Identyczny, jak matka. - Powiedziała kobieta. - Identyczny.
- Gdzie ty jesteś? - Spytał nieżywego przedmiotu. Odkrył pościel z materaca, po czym usłyszał głośny trzask. - A więc tam byłeś.
Shawn obszedł łóżko z nadzieją, że jedna z nielicznych rzeczy dzięki, którym nie ześwirował, jest jeszcze cała. Podniósł telefon i wypuścił z ust wstrzymywane powietrze. Ekran był cały. Co więcej, na wyświetlaczu widniało zaproszenie do znajomych wysłane przez Coraline SmallRose. Mimowolnie na ustach Shawna zawitał uśmiech. Telefon już nie jest jedyną rzeczą, dzięki której nie będzie świrować. Zaakceptował zaproszenie po czym zaczął się przebierać. Czas się zbierać.
Biała koszula z krótkimi rękawami i kołnierzykiem wpuszczona była w czarną spódnicę, a na ramionach znajdował się czarny żakiet, który nie zapewniał Coraline tyle ciepła na ile mogła liczyć. Cieszyła się, że przynajmniej pomyślała o tym żeby wziąć sweter na później. Naprawdę nienawidziła tego, że w Portland są teraz takie wielkie zmiany temperatur. Wczoraj leżała na leżaku i czytała książkę, dzisiaj marznie. Mogła jednak to wszystko przeboleć, ponieważ cała jej uwaga skupiała się na wysokim brunecie, który właśnie szedł przeciwną stroną chodnika, w kierunku jej domu. Albo w stronę domu pani Eleonory, gdzie ostatnio siedział z jakąś dziewczyną. Jednak on macha do Coraline, uśmiecha się do niej, przechodzi na drugą stronę ulicy, zrównuje z nią kroku i się odzywa.
- Hej SmallRose.
- Hej. - Odpowiada jak zwykle niepewnie patrząc ciągle pod nogi.
- Dokąd zmierzasz o tej porze?
- Do kościoła.
Shawn się krótko zaśmiał.
- A tak serio?
Coraline podniosła głowę żeby na niego spojrzeć, ale znalazła się twarzą przy jego ramieniu, więc do tej części ciała odpowiedziała.
- Naprawdę idę do kościoła. - Po czym znów spuściła głowę. Przy Shawnie czuła się o wiele bardziej zakłopotana niż powinna.
CZYTASZ
One Year _ Shawn Mendes_
FanficCoraline: Nienawidzi swojego imienia, zawsze wyróżniał ją niski wzrost i to, że zdradził ją popularny chłopak. Boi się autobusów, kocha banany, herbatę i spokój. Kiedy jednak poznaje nowego ucznia, ten uświadamia jej, że żyje się tylko raz i nie moż...