Rozdział 9 - Zawód "lekarz"

497 71 23
                                    

John wpatrywał się w szybko przesuwające się za oknem widoki. Czuł się okropnie, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Chaos jaki dział się od śmierci Mary był nie do zniesienia. Przed momentem dowiedział się o śmierci Sholto, a całkiem możliwe jest, że niedługo będzie musiał iść na pogrzeb Mike'a.
„Nie, nie... Nie mogę tak myśleć. Uratujemy go. Sherlock wie... Sherlock..." – Spojrzał ukradkiem na detektywa, który ze skupionym wyrazem twarzy sprawdzał informacje na telefonie. Westchnął, odwracając wzrok z powrotem w stronę okna.

Holmes przestał przesuwać palcem po ekranie, przeglądając możliwe miejsca przetrzymywania Stamforda, kiedy poczuł na sobie wzrok Watsona. Ta krótka chwila sprawiła, że zgubił wątek i zamiast o rozwiązaniu sprawy, myślami powędrował do pokoju Johna.

Zatrzymał się w progu, gdy dostrzegł napis na przeciwległej ścianie. W pokoju unosił się zapach farby. Świeżo wymalowane litery kuły wściekłym odcieniem czerwieni, a farba spływała gdzieniegdzie, tworząc złowieszcze zacieki.

John cię nienawidzi – widniało na ścianie. Otworzył usta chcąc zaprzeczyć, ale żaden dźwięk nie wyszedł z jego gardła.

– Ból, czyż nie wspaniale jest poczuć coś tak mocnego? Odurzające wrażenie, kiedy tracisz to co najcenniejsze, prawda? – Znajomy głos rozbrzmiał po pomieszczeniu.

– Co ty tu robisz? – zapytał zdezorientowany.

– Chyba nie sądziłeś, że zamkniesz mnie na zawsze w tej ciemnicy? – Rozmówca wyszedł z cienia i stanął dumnie przed detektywem. Nienagannie leżący Westwood, pewny siebie krok. W niczym nie przypominał szaleńca w kaftanie bezpieczeństwa, który został zamknięty w najdalszych zakątkach pałacu myśli. – Postanowiłem trochę się rozerwać i pobuszować w zakamarkach twojego pałacu – dodał z szyderczym uśmiechem.

– Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni, jeśli się dostatecznie skupię to...

– Daruj sobie. Będę z tobą do końca twoich dni, a sądząc po ostatnich wydarzeniach to nie zostało nam wiele czasu. – Podszedł do Holmesa, wymachując rytmicznie pędzlem i rozchlapując na około pozostałości farby. – Johnny jest na ciebie wściekły. Ściągnąłeś niebezpieczeństwo na jego rodzinę i zniszczyłeś sielankę, o której marzył. Widziałeś jak się stoczył: podkrążone oczy, dwudniowy zarost, pomięta, trzydniowa koszula, wzrok zbitego psa. Totalnie załamany wrak człowieka i to wszystko to twoja wina. Nie zaprzeczysz faktom.

– Wynoś się! – wykrzyczał, słysząc w odpowiedzi złośliwy śmiech Moriarty'ego. – Zniknij!


Otworzył oczy, spoglądając zdezorientowanym wzrokiem na Grega, który musiał zjechać w międzyczasie na pobocze. Wpatrzony z lekkim niepokojem w detektywa, mówił coś, ale Sherlock dopiero po chwili zrozumiał wypowiadane słowa.

– Dobrze się czujesz?

Holmes zerknął w lewo i napotkał skupione na nim spojrzenie. Przymarszczone brwi i zaciśnięte usta Johna, mogły świadczyć albo o złości albo o zmartwieniu. Zawsze tak na niego patrzył, gdy zrobił coś niebezpiecznego, narażając swoje zdrowie. „Ale teraz John nie może się przejmować. Czyli słuszna jest pierwsza opcja" – pomyślał.

– Tak, w porządku.

– To gdzie teraz? – zapytał Lestrade.

Sherlock powrócił myślami do sprawy Stamforda.
W głowie przelatywały mu różne informacje: mapa Londynu, lokalizacje starych magazynów, budynków do rozbiórki, hoteli, wiadomości z gazet, dane o liście, paczce do Johna...
Wszystko zaczęło układać się w całość.

Sherlock: What if I be wrong...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz