„Kim chcesz zostać w przyszłości?"
Pierwszy raz usłyszałem to pytanie w wieku ośmiu lat. Co mogłem wtedy odpowiedzieć? Otóż pomysłów na siebie miałem kilka różnych, lecz wszystkie łączyło jedno – były równie nierealne. A przynajmniej tak wydawało mi się, gdy dorastałem i zaczynałem rozumieć świat. Bo czy ktoś tak przeciętny może zostać prezydentem lub astronautą? A rycerzem? Istny absurd. Lecz co może sobie myśleć dziecko otoczone ze wszystkich stron fantazją, mające wymyślonego przyjaciela i uczące się języka elfów? Odgrywałem jedynie rolę księcia. Później zgubiłem gdzieś swój scenariusz.
Po raz kolejny zadano mi to pytanie, gdy miałem lat dwanaście. Uczęszczałem wtedy do szkoły muzycznej już drugi rok. Kochałem muzykę, więc odpowiedziałem, że właśnie nią będę się zajmował. Ale moi koledzy wyśmiewali mnie. Bo czy ktoś taki jak ja mógłby zostać muzykiem? Do tego potrzeba umieć wykorzystać wyobraźnię oraz nawiązać z ludźmi kontakt. I, choć z tą pierwszą nie miałem problemu, to właśnie druga umiejętność była kłopotem. Wtedy jeszcze tego nie zauważałem. To życie utwierdziło mnie w przekonaniu, że zostawienie tego marzenia będzie dla mnie korzystniejsze. Miałem czternaście lat i bałem się rzeczywistości. Uciekałem do swojego własnego świata, a przecież muzycy pokazują się publicznie, dbają o fanów. Ja nie dałbym sobie z tym rady. Odpuściłem.
Odpuściłem, bo nie potrafiłem rozmawiać z ludźmi, zatrzymać ich przy sobie. Naśladowałem miłych, sympatycznych, bo nie wiedziałem, co robić. Wzorowałem na nich swoje zachowanie. Podszywałem się pod kogoś innego, aby mieć przy sobie kogokolwiek.
Od szesnastolatka wymagają już świadomej decyzji. Więc, gdy tylko ponowili to pytanie, postanowiłem być weterynarzem. Istnie stworzony dla mnie zawód – praca ze zwierzętami, w mniejszości ludźmi, niesienie pomocy i cisza. Czyż nie tego chciałem? Starałem się więc o miejsce w dobrym liceum. Później, po dostaniu się do niego, walczyłem o oceny i wiedzę. Trwałem w przekonaniu, że to dobra droga. Okłamywałem się, że chcę to robić, aby zadowolić rodziców i inne, otaczające mnie osoby, a tym samym samego siebie. I przyznam, że robiłem to doskonale – ja sam uwierzyłem w to kłamstwo.
W przeddzień osiemnastych urodzin zostałem o to zapytany po raz kolejny. I wtedy właśnie pojawiły się wątpliwości. Z początku naskakiwały na mnie, gdy spałem. Podświadomie wmawiały mi, że będę żałował. Twierdziły, że w ten sposób się zniszczę. Zacząłem nienawidzić swojego życia, szkoły, znajomych, którzy milczeli, gdy pytałem o pozornie oczywiste rzeczy. Mimo to wciąż chodziłem do liceum. Chciałem robić nauczycielom na złość – przeszkadzałem, byłem niekulturalny, a nawet chamski, jednak każdą lekcję miałem opanowaną do perfekcji. Grałem złego chłopca, choć naprawdę byłem kruchy i słaby. Zbyt słaby, by rzeczywiście się komuś postawić.
I wtedy, w ostatniej klasie pojawiła się właściwa dla mnie droga. Byłem z nią w parku. Spacerowaliśmy, trzymaliśmy się za ręce, uśmiechaliśmy. Dla niej byłem cudownym, czułym dziewiętnastolatkiem o dużych brązowych oczach przepełnionych miłością. Jakiś czas spędziliśmy także w małej kawiarence nad oczkiem wodnym, popijając kakao. Wciąż udawałem zainteresowanego jej osobą, choć korciło mnie do zostawienia tego za sobą i zwykłego odejścia. Ale w pewnym momencie wyszła, tłumacząc się przyjaciółką. Zostałem tam sam kończąc napój i oddychając wolnym powietrzem.
Nagle podszedł do mnie mężczyzna, którego widziałem już tego dnia kilka razy – podczas spaceru, a później siedzącego kilka stolików dalej. Odchrząknął, zwracając na siebie uwagę, po czym beznamiętnym tonem powiedział:
— Piotruś Pan.
Nie rozumiejąc tej wypowiedzi, skrzywiłem się. Spojrzałem na staruszka pytająco oczekując wyjaśnienia.
— Jesteś świetnym aktorem — mruknął — wprost idealnym do bycia Piotrusiem Panem. Przyjmujesz propozycję?
Jednak ja wciąż nie rozumiałem jego wypowiedzi. Przecież ciągle byłem sobą – zagubionym chłopakiem, próbującym zachwycić swoją dziewczynę.
— Potrzebuję kogoś takiego, kogoś kto umie grać tak naturalnie jakby rzeczywiście stawał się tą postacią, w swoim teatrze. — Widząc moje niezdecydowanie dodał: — drugiej szansy nie dostaniesz, więc decyduj.
Nigdy nie pomyślałbym, że kiwnięcie głową w tamtym momencie będzie dla mnie czymś tak znaczącym. Poszedłem za nim i nie wróciłem więcej do domu. Teraz stał się nim dla mnie teatr. Wątpliwości ustały, a ja z lekkim sercem odpowiadałem, że to moje przeznaczenie.
„Kim chciałeś zostać w dzieciństwie?"
To pytanie zadał mi kiedyś reżyser przedstawienie. Zaśmiałem się. Tyle czasu szukałem swojego miejsca na świecie. Podążałem różnymi ścieżkami, próbując swoich sił w coraz to nowszych dziedzinach, a tak naprawdę od początku mogłem kierować się słowami babci. Ale ona nie mogła pomóc mi w wyborze odpowiedniego kierunku, bo zbyt szybko stała się moją przeszłością.
— Piotrusiem Panem.
Odpowiedziałem wiedząc, że Sklep ze Snami podaruje mi jeszcze wiele wcieleń i możliwości bycia kimś innym. Kto wie, czy za miesiąc nie zmienię się w rycerza z dzieciństwa? Wtedy pewnie odpowiedź na to pytanie także się zmieni. Bo ja tak naprawdę nie znalazłem jednej ścieżki, a drogę, która miała wiele skrzyżowań, rozwidleń i ślepych zaułków, ale z każdego niewłaściwego miejsca mogłem się wycofać i ruszyć w przeciwnym kierunku.
CZYTASZ
Sklep ze snami
Short Story„Kim chcesz zostać w przyszłości?" *** „Kim chciałeś zostać w dzieciństwie?"