3

39 11 2
                                    


Przeżyłem wiele nieprzespanych nocy, ale tym razem miałem ochotę walnąć głową w ścianę. Może to by pomogło. Rana na dłoni niemiłosiernie piekła, moje powieki same opadały, a gdy zerknąłem w lustro, wyglądałem, jakby ktoś podbił mi oczy.

Przez bite 8 godzin dręczyły mnie przeróżne koszmary, w których i tak w końcu lądowałem w jaskini, oblężony przez hektolitry krwi. Od szóstej do siódmej leżałem jak kłoda na łóżku, próbując się zrelaksować i jakoś wypocząć, co i tak nie przyniosło żadnych skutków. Kiedy wstałem, w domu nie było już nikogo. Wiedziałem, że jeśli jakoś nie rozbudzę swojego organizmu, to w drodze do szkoły mógłbym paść na chodniku i odlecieć.

Pierwszą fazą był lodowaty prysznic. Wdrążając swój plan w życie starałem się nie przyznawać do pisku, który wydobył się z moich ust po odkręceniu wody. Trzęsąc się niczym flaga na wietrze, wskoczyłem w ubrania. Następnym punktem było wypicie wielkiego dzbana kawy. Zszedłem na dół, do niewielkiej kuchni, którą oświetlały teraz promienie słońca wkradające się przez okno nad zlewem. Szybko nalałem wody do czajnika, równocześnie wyciągający mleko z lodówki. Gdy już kawa była gotowa, większość przelałem do termosu, a resztę wypiłem.

Klepnąwszy się dwa razy w twarz ruszyłem do szkoły. Schowałem dłonie w kieszeniach bluzy, leniwie maszerując. Czułem ciężar mojego ciepłego skarbu w plecaku. Pocieszałem się myślą, że dzisiaj czekało mnie jedynie pięć lekcji. Powinienem przetrwać. Już wyobrażałem sobie powrót do domu, i ten wspaniały moment, kiedy padnę na swoje łóżko i odpłynę.

Idąc w wolnym tempie, po jakiś dwudziestu minutach zauważyłem w oddali siedzibę demonów. Wręcz nie mogłem się doczekać chwili, aż któryś z nich poprosi, abym podszedł do tablicy i rozwiązał jakieś bezsensowne zadanie.

Jak zwykle wszyscy spotkaliśmy się na przystanku znajdującym się przy samej szkole.

- Mógłbyś mi wytłumaczyć, gdzie ty do cholery zniknąłeś? - burknął Marcus na przywitanie.

- Eeee - strzeliłem, trochę rozkojarzony. - Problem polega na tym, że dopiero się pojawiłem, więc....

- Wczoraj, idioto - warknęła Eva.

Byłem... atakowany?

- Wróciłem z Nancy do domu.

- Ahaa.... - Ruda chciała mnie zabić. Widziałem to w jej oczach. - Więc jakaś Nancy jest od nas ważniejsza, co?

Zerknąłem dalej, widząc resztę swoich przyjaciół siedzących na ławce. Dziewczyny starały się na mnie nie patrzeć, za to Thomas przyłożył dłoń złożoną w pistolet do swojej głowy, po czym uniósł "lufę" do góry, przekazując nieme "puf!". Zastanawiałem się, co mu się stało, ale gdy znów spojrzałem na Marcusa i Evę, zdałem sobie sprawę, że chodziło o mnie. Czyżbym stał pod ścianą egzekucyjną?

- Chciała wracać. Upewniłem się, że z wami wszystko w porządku, no i poszliśmy.

- Czyli... czyli widziałeś.... - szepnęła Eva, zaciskając palce na pasku od torebki.

- Co miałem widzieć?

Przez brak wypoczynku nie mogłem się skoncentrować na tym, co inni mówili. Powstrzymywałem ziewanie, chcąc już dojść do szkoły i napić się kawy.

- Widziałeś nas? - zapytał Marcus, wskazując na Evę.

Sięgnąłem pamięcią wstecz. To, co zobaczyłem po raz kolejny mną wstrząsnęło, ale kiwnąłem głową na znak zgody, nie przyznając się do drobnej sesji zdjęciowej, jaką urządziłem. Chłopak zrobił się cały czerwony, po czym wybuchł:

What's wrong with you, Sammy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz