1

12 1 0
                                    

-Co ja sobie wtedy myślałem? - pytał samego siebie Gango brodząc po pas w ściekach - Ale tu jebie.

Szedł powoli, sam, w ciemnościach. Nie przeszkadzało mu to. Lubił mrok, gdy nikt go nie widział, gdy prawie nie istnieje. To normalne dla ludzi jego fachu, albowiem Gango był łowcą potworów. Praca wydawałoby się bajeczna. Robisz co chcesz, zabijasz dla ludzi nieistniejące stwory i dostajesz pieniądze za wykonanie zadania,

Niestety nie zawsze było tak kolorowo. Czasami trafiały się całe gromady "nieistniejących" stworzeń, a to nie wróżyło dobrze dla samotnego łowcy. Jednak to było ryzyko zawodowe. 

Gango szedł, a w niektórych miejscach nawet płynął, w pełnej nieczystości wodzie. Nie było to przyjemne, ale stawka jaką zaoferował chiński przedsiębiorca, sprawiała że smród i wszystko inne nie stanowiły przeszkody. Nie oszukując, robił to dla pieniędzy, nie z pobudek jego duszy do dobrych czynów.

Dzisiejszego dnia miał tylko przeszukać i ewentualnie oczyścić kanały pod chińską dzielnicą, a w szczególności pod siedzibą ważnej spółki. Podobno zajmowała się sprzedażą broni chemicznej do wszystkich, którzy wystarczająco zapłacili, nawet terrorystów. Co za tym szło, nie interesowali się cenami łowcy i mieli wynagrodzić jak trzeba. Przynajmniej tak powiedziano Gango.

Idąc powoli z latarką w ręku rozglądał się dookoła i myślał. Stare ściany, były wilgotne, co dało się łatwo zauważyć. W pewnych miejscach po ścianach pełzły kable, aby po chwili schować się w uliczce po lewej bądź prawej stronie. Wszystkie lampy, które zawieszono pod sufitem tunelu nie działały, a w większości były wybite.W kanałach panowała ponura, straszliwa cisza, a Gango mimo, że był barczystym i wysokim mężczyzną, który przeżył dużo, wzdrygał się na każde popiskiwanie myszy. Biegały po kamiennych szczelinach, na wysokości oczu łowcy. Były wystarczająco duże, żeby zmieścił się w nich wyrośnięty szczur.

Chodził już tak od pół godziny i zdziwił się, że pod chińską dzielnicą ciągnął się takie miejsca. Ubranie całkiem przemokło, a plecak ze sprzętem był w pewnej części wilgotniejszy, jednak był nieprzemakalny. Gango przewidział możliwość brodzenia w ściekach dłużej, więc wolał nie zniszczyć drogocennego sprzętu. Mimo otaczającej go ciemności rozświetlanej przez latarkę, zachowywał czujny wzrok.

Zanim tu wyruszył dowiedział się od informatora, że inny, młody łowca był tu przed nim. Podobno tak wystraszył go ten stwór, że młodziak porzucił zawód. Jednak zanim uciekł zostawił znak: XX. W międzynarodowym łowieckim języku oznaczało to rangę potwora. Określa go na drugi stopień, lecz zapewne niedoświadczony chłopak przesadził, bo co w ściekach pod chińską dzielnicą robiłoby monstrum rangi banshee. Zdecydowanie za wysoko ocenił to co go przeraziło, ale pomimo tego Gango musi zachować czujność.

Brodził w wodzie jeszcze przez około dziesięć minut, kiedy poczuł zapach ognia i intensywny smród zgnilizny. To drugie go nie zdziwiło, gdyż według mapy znajdował się pod restauracją. Jednak to nie tłumaczy co robi w ściekach ogień. Nikt normalny nie rozpala go tutaj, pod ziemią. 

W pewnym momencie tunel rozszerzył się i gdy Gango to zobaczył, natychmiast schował się za kolumną ze starego, porośniętego czymś na kształt mchu kamienia. 

Wychylił powoli głowę i zobaczył wielkie centrum wszystkich tuneli. W całym mieście było ich około piętnastu. Miejsce to wybudowano na planie ośmiokąta foremnego. Ze wszystkich boków wychodziło przynajmniej jedno rozgałęzienie. Łowca naliczył ich około dwanaście, włącznie z tym, z którego przybył.

Niestety, to co go zaniepokoiło znajdowało się na małej wysepce, wyniesionej ponad ścieki. Miała ona kształt koła, o promieniu około trzech metrów, a w jej centrum palił się wielki ogień. Płomienie buchały na ponad dwa metry i doskonale oświetlały ciemne zakątki centrum. W jego okolicy, ku zdziwieniu łowcy, nie zobaczył nikogo. Żadnej żywej duszy bądź potwora. "Dziwne, nawet bardzo" pomyślał. Jednak zamiast bestii ujrzał porozrzucane chaotycznie szczątki ofiar, które w pewnych miejscach miały przyczepione resztki mięsa. To one wydzielały ohydny zapach stęchlizny. 

Rozglądając się czujnie wyszedł zza osłony. Powolnym krokiem ruszył w stronę obserwowanego miejsca. Prawą dłoń starał się mieć jak najbliżej rękojeści miecza znajdującego się na plecach. Jak sam twierdził: klasyczne sposoby działają bez zarzutu, a przez "nowoczesny" sprzęt traci się życie. Niestety, ale pewne staromodne techniki musiały oddać miejsce na nowe technologię. Między innymi musiał zamienić pochodnię na latarkę, a w bardzo ciemnych miejscach zakładał noktowizor. Było to konieczne, aby nie wypaść z branży.

Gdy Gango stanął około metr od ognia poczuł jego ciepło. Przyjemne, lecz potrafiące być zabójcze. Słychać było co jakiś czas, jak któraś z gałęzi pęka pod wpływem temperatury. W ogniu paliły się kawałki drewna, sterta papieru oraz pewne szczątki ofiar.

Gango nie miał zbyt szczęśliwych wspomnień z tym niszczycielskim elementem natury. Jego rodzice spłonęli w pożarze ich małego domku. Miał około pięciu lat, cudem przeżył uratowany przez strażaków. Już wtedy pozostał sam na świecie. Pomimo iż miał wujka, to sąd uznał, że trafi do domu dziecka. Do tej pory nie żałuje lat tam spędzonych. Przeżył dziesięć lat pomiędzy wyrzutkami, nikt się nim nie interesował, ale może powiedzieć jedno: było to dobre przygotowanie do dorosłego życia. Jednak do ognia pochodził z lekką obawą, którą powoli przezwyciężał. 

Patrzył się w żywioł zamyślony, ale skupiony i nasłuchujący dźwięków otoczenia. Dłoń cały czas trzymał na rękojeści miecza, z mięśniami napiętymi jak struny.

W pewnym momencie poczuł lekki smród, inny niż dotąd. Zauważył też małe zachwianie się ognia pod wpływem minimalnego obniżenia temperatury. Ale nie miało to znaczenia. Gango wiedział, że za chwilę stanie twarzą w twarz z jakaś bestią.

Powoli odwrócił się wyciągając miecz. Ujrzał przed sobą mężczyznę. Ubrany w obdarte i w pewnych miejscach zjedzone prze mole bluzę oraz spodnie, wydawał się niegroźny. Wszystko było koloru niebieskiego, nawet skóra miała delikatny odcień nieba. Długą, siwą brodę związał w kilku miejscach w supeł. Patrzył na łowcę zielonymi oczami, przypominającymi oczy jaszczurki.

- Może wspomożesz biednego małą darowizną? - powiedział spokojnie mężczyzna. Gdy wypowiedział "s", łowcy wydało się, że nie jest to część słowa, a odrębny syk.

Jednym sprawnym ruchem wyciągnął ostrze i rozciął skórę żebraka w pasie. Jak się spodziewał z ciała nic się nie wylało, ale na ziemię wypadł stwór o pokiereszowanej, zielonej twarzy. Miał na sobie skąpy strój. Nie był uzbrojony. Zasyczał gniewnie i próbował uciec, lecz Gango zdążył wyciągnąć z pochwy pod ramieniem błyszczący rewolwer, Magnum '44. Szybko wycelował i umieścił dwie kule w ciele gnoma, który z pluskiem upadł w ścieki. Echo wystrzałów rozniosło się po tunelach.

-Niestety nie noszę ze sobą pieniędzy - odrzekł z ponurą powagą.

Podszedł do zwłok, odciął jednym sprawnym ruchem ucho potwora, po czym schował je do pojemnika, który po chwili zniknął w kieszeni płaszcza łowcy.

Podniósł małe ciało i podszedł do ognia aby wrzucić je w płomienie. Zwłoki zajęły się od razu. Gango stał tam jeszcze przez chwilę, a następnie odwrócił się na pięcie i ruszył w drogę powrotną przez ścieki, aby zdać raport swojemu pracodawcy. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.




To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 28, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

HunterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz