rozdział 2

65 7 1
                                    

(Co do zdjęcia, to nie znalazłam nigdzie czarnego jelenia XD)

Amiko

Wśród gęstwiny traw, wystawał grzbiet czarnego jak smoła jelonka. Zajadał coś z apetytem, nie zwracając na nic uwagi.

Zaczęłam czaić się jak kot. Powolutku stąpałam po ściółce, gdy nagle... usłyszałam trzask pod łapą. Serio? Jak w jakimś beznadziejnym filmie, nastąpiłam na gałąź.

W każdym razie jelonek popatrzył się na mnie z ciekawością. On chyba nie zna łańcucha pokarmowego. No cóż... zaraz pozna! Doskoczyłam do niego jednym susem.

Przechylił łepek i podszedł jeszcze bliżej. Stojąc oko w oko ze zwierzęciem, dostrzegłam dopiero jego biały pysk i niebieskie oczyska. Pochylił głowę i obwąchał mnie ufnie, po czym obszedł dookoła.

No szlag! Teraz to ja czuję się jak zwierzyna łowna. Ale mimo to nie chciałam go zranić. Szczerze ciekawiło mnie dlaczego reaguje na mnie jak dziecko na matkę.

Nagle przy uchu usłyszałam świst i pełny bólu pisk. Te urocze zwierzątko stojące przed chwilą obok mnie, drżało w konwulsjach bólu, przebite strzałą w okolicach brzucha. Obwąchałam biedne stworzenie, którego łeb osunął się bezwładnie na ziemię. Zawarczałam wrogo i spojrzałam w miejsce, z którego strzała najpewniej została puszczona.

Pomiędzy krzewami kucał mężczyzna w średnim wieku. Zbliżyłam się do niego powarkując i szczękając zębami. Z prędkością światła wyjął łuk i wycelował we mnie. Zaczęłam biec w jego stronę, sprawnie omijając wystrzeloną strzałę. Chwilę przed wgryzieniem się w jego szyję widziałam przerażenie w jego oczach.

Rozszarpałam jego ochydną mordę tak, że rodzona matka, by go nie poznała. Zostawiłam ciało na środku polany i uciekłam.

Przed domem, stał już Matt. Jego zdenerwowanie można było wyczytać z twarzy. Ale im bliżej podchodziłam z opuszczonym łbem, tym bardziej jego wyraz twarzy łagodniał. Po chwili stałam przed nim z głową spuszczoną nisko, czekając na kolejną awanturę. Czekałam pół minuty, minutę, a to nadal nie nadchodziło.

Megan

Podniosłam pysk, a Matt wtulił się we mnie. Trwaliśmy tak chwilę, póki moja kochana *sarkazm czuć na kilometr XD* wilczyca wyrwała się z objęć mojego mate i zawarczała wrogo. Najszybciej jak potrafiłam zmieniłam się w człowieka, rzucając w myślach obelgami pod adresem Amiko.

- Amiko- rzuciłam zmieszana w stronę Matt'a. Już dawno pogodził się z tym dziwnym wybrykiem natury.

- Powiedz jej, że nie jestem taki zły- odpowiedział zdenerwowany.

* Odczep się ode mnie ty gnojku, idioto, skur...*

- Mówi, że cię uwielbia- przerwałam ten jakże piękny monolog mojego sierściucha.

*zabiję cię Meg* odwarkneła.

- Idę się ubrać!- "delikatnie" zmieniłam temat, pocałowałam go w policzek i weszłam do domu.

Czysta i ubrana zeszłam na parter. Matt znów mnie przytulił, tym razem dłużej. Podniosłam głowę i zbliżyłam ją do jego twarzy. Zamknęłam oczy, i...

_______________________________________
Cześć ;*

Pisałam ten rozdział codziennie, po czym stwierdziłam, że jest to najgorszy rozdział z możliwych. I mądra ja musiałam pisać od nowa ;.; .

Mam nadzieję, że jest wmiare ok ;) .
Zachęcam do komentowania!

No i co? Do następnego!
2.10.2017

I nigdy cię nie opuszczę...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz