15. Zamek księżniczki znad morza

92 2 3
                                    

Poranek był wyjątkowo urokliwy. O dziwo znowu przebudziłam się, jako pierwsza. Wyjrzałam za okno i podziwiałam, jak pięknie wyglądają różane krzewy, skąpane w porannej rosie. W takich chwilach byłam szczęśliwa, że urodziłam się w Wubelandii. Starałam się znajdować przyjemności w najmniejszych rzeczach i odkrywałam, jak cudowna jest moja ojczyzna. To właśnie tam powietrze przepełniał zapach kwiatów. Do tego przez większość roku. Było to spowodowane tym, że rosło tu naprawdę wiele różnych kwiatów, w tym część magicznych, a każdy z nich inaczej się rozwijał. Niedawno zaczął się czas róż, wrzosów i jeszcze innych kwiatuszków. Nie potrafiłam ocenić, czy bardziej mogłam czuć róże, czy też wrzosy. Moje myśli o roślinach przerwała brutalnie Vex. Nawrzeszczała na mnie:

— Obijasz się, zamiast ubierać! Weź się za siebie dziewczyno! Jakbym ja była na twoim miejscu to...!

Och. Chyba miała trudne dni, choć u niej były to wyjątkowo trudne dni, skoro na co dzień zachowywała się tak, jakby słoń nadepnął jej na piętę. Wyjaśniłam jej na spokojnie, że tego jeszcze nie zrobiłam, bo nie przyszła dotąd pani Borej. Wciąż twierdziła, że powinnam była się zacząć przygotowywać. Pozwoliłam jej się wykrzyczeć. Otworzyła usta, by na mnie krzyknąć kolejny już raz, ale nie wydostał się z nich ani jeden pojedynczy dźwięk. Miałam nadzieję, że tak się stanie od pamiętnego dnia, gdy tak się nawrzeszczała, też na mnie swoją drogą, że przez dwa dni mówiła szeptem. Spytałam się jej z uśmiechem:

— Mogłabyś powtórzyć?

— Ubieraj się — wycharczała w końcu, po paru nieudanych próbach.

Już dałam spokój i w końcu przebrałam się w mundurek pokojówki. Nie czułam się nadal dobrze w tym stroju. Jednak nie miałam wyjścia. Jeżeli chciałam dostać się do Asix, musiałam na jakiś czas przybrać tożsamość pokojówki. Nie miałam zamiaru używać siły, ale do kieszeni fartuszka schowałam mój magiczny pistolet. Zawsze trzeba było być ostrożnym, a już zwłaszcza na terenie osoby, która była używana, jako pionek przez mojego wroga. Zerknęłam ukradkiem na elficę. Właśnie zdejmowała swoją czarną bluzkę. Jej plecy były pokryte licznymi bliznami. Nie wyglądało na to, że są świeże. Jednak wciąż mnie przerażały. Szczególnie to uczucie wywoływała ich ilość. Jej dzieciństwo nie mogło być usłane różami, o czym zresztą mówiła. Moje też nie należało do najprzyjemniejszych. Na wspomnienie o rodzinie od razu zrzedła mi mina. Ostatnim razem, gdy widziałam rodziców i rodzeństwo, to strasznie się pokłóciliśmy. Mój tata nie chciał nawet słyszeć o Rebelii. Mama wpierw próbowała go przekonać, ale ojciec sprawił, że przeszła na jego stronę. Wieczorem uciekłam z domu i już więcej od tamtej pory nie widziałam moich bliskich. Zdarzało mi się rozmyślać o tym, czy na pewno podjęłam słuszną decyzję. W końcu jednak przeważnie dochodziłam do wniosku, że postąpiłabym tak samo. Mimo to żałowałam, że musiałam ich opuścić i stracić z nimi kontakt, skoro chciałam pomóc zmienić ten kraj. Skończyłam o tym myśleć, bo wstała już reszta i zaczęła się przygotowywać. Do pokoju wpadła bez pukania pani Natasha. Suma spiekła raka, gdy kobieta podbiegła do niej i spytała:

— Tu też masz pieprzyk?

Jestem pewna, że Vex dosłownie spiorunowałaby tę pokojówkę wzrokiem, jakby tylko mogła. Nie mogła jednak nawet wrzasnąć. Rzeczywiście było to trochę niekulturalne, ale żeby zaraz pałać żądzą mordu? Za to pani Borej zdawała się nie zauważać, jaki zamęt wprowadza. Może widziała...? Nie... Najwyżej ostrzegę ją, by była trochę ostrożniejsza. Różowowłosa potrafiła być bardzo... Czy ja chciałam powiedzieć zazdrosna? Doprawdy, co ja myślałam? Kobieta zwróciła się do nas, gdy tylko chłopak i dziewczyny skończyły się przebierać:

— Teraz udamy się do głównej części Nadmorskiego Zamku. Służba się nie odzywa niepytana, zrozumiano?

— Tak jest — odparli wszyscy zgodnie.

Czerwień i biel wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz