Gdy zbiegała po stopniach, wiedziała już, że to musiało być zaklęcie. Cody leżał najbliżej schodów i do niego podbiegła najpierw. Chłopak miał lekkie oparzenia twarzy i rąk, był nieco oszołomiony. Najprawdopodobniej siła odrzutu cisnęła nim o ziemię. Spojrzała przed siebie.
Zev pochylał się nad Adrilem, Will otrzepywał ramiona próbując zagasić tlący się materiał kurtki. Oghren stał nad Bethany i wrzeszczał na nią, podczas gdy Roger siedział obok starając się najwyraźniej otrząsnąć z oszołomienia. Trzy kroki od nich leżał Nate, nie poruszał się. Podbiegła do niego mocno zaniepokojona. Gdy odwróciła go na plecy, dostrzegła liczne oparzenia na twarzy, szyi i rękach. Materiał jego kurtki był przepalony na tyle, że widać było koszulę poczerniałą od ognia.
– Na cycki Andrasty, coś ty sobie myślała?! – wrzeszczał Oghren stojąc nad Bethany.
Dziewczyna uniosła na niego oczy, najwidoczniej była zbyt oszołomiona, żeby odpowiedzieć.
– Mogłaś nas wszystkich zabić!
– Nie! – jej głos drżał. – Gdyby nie ten... ten nadęty bufon... nic by się nie stało...
– Dałaś się ponieść! – wrzasnął Roger, próbując się podnieść.
– Zamknijcie się wszyscy! – Głos Erendis był spokojny i stanowczy. – Nie czas na to. Bethany, pomóż mi z Natem.
Dziewczyna chciała się podnieść z ziemi, ale najwyraźniej nie była w stanie.
– Nie mogę – szepnęła.
– Co?
– On mnie grzmotnął. – Wskazała palcem na Rogera. Erendis uniosła pytająco brwi patrząc na ekstemplariusza.
– Dwa razy pod rząd – jęknęła Bethany i rozpłakała się.
– Kurwa – wyrwało się Erendis – nie można was zostawić samych na pięć minut.
W tej chwili u jej boku znalazł się Finn.
– Masz przy sobie lyrium? – mruknęła, gdy zaczął leczyć Nate'a. Chłopak wskazał jej swoją torbę. Erendis wyszukała w niej niewielką fiolkę błękitnawego płynu. Zostawiając Nathaniela w rękach uzdrowiciela, podała ją Bethany. Dziewczyna przyjęła ją drżącymi rękami. Była bardzo blada i najwyraźniej wyczerpana. Wypiła duszkiem miksturę i z jękiem podniosła się z ziemi. Od razu podeszła do Cody'ego.
– Nie można jej ufać – mruknął Roger śledząc ją bacznie.
–Zamknij się! – Twardy głos Erendis sprawił, że rycerz uniósł na nią swe oczy. – Grzmotnąłeś ją?
– O mało nas nie spaliła.
– To był mały Armagedon – przyznał Oghren.
Bethany szybko uporała się z Codym i zajęła Adrilem. Zev podszedł do Erendis.
– To prawda, rozpętała niezgorsze piekło, jak na sparing poszła trochę za ostro.
– Za ostro? – zbulwersował się sir Roger. – O mało nas nie usmażyła!
Erendis obejrzała się na czarodziejkę. Kobieta sprawnie uwijała się z Codym, po chwili zaczerwieniona skóra na jego rękach i twarzy przybrała nico naturalniejszy odcień. Potem podeszła do Finna ofiarowując pomoc przy leczeniu Nate'a.
– Co z nim?
Mag podniósł oczy na komendantkę.
– Nic mu nie będzie, ale leczenie potrwa, trochę się przypalił.

CZYTASZ
Długo i szczęśliwie (Dragon Age)
Fanfiction(Część 1 uniwersum Eris&Zev) Co powinien zrobić skrytobójca, gdy w końcu pojmie, że przed uczuciem nie da się uciec? Co zrobi kobieta, która nie potrafi zaufać? Co ma zrobić syn zdrajcy by to o czym marzył nie wymknęło mu się z ręki? Trzy lata po za...