5. Pomoc "wrogowi"

55 6 0
                                    


*Kilka tygodni później*

*James*

Nadal nic. ŻADNEGO tropu, wskazówki, pomocy, po prostu niczego. Gdybym mógł się czegokolwiek złapać to bym namierzył Monikę, córkę Jack'a, ale bez niczego to się nie da. Nie mam już pomysłów. Jack już się rozsypał i nie można go przywrócić do porządku, ciągle śpi i nie ma czasu, zamknął się w siebie i do nikogo się nie odczuwa. Nawet do swojego syna . Albo do mnie, swojego chyba przyjaciela co nie?

Muszę mu pomóc bo tak robią, przyjaciel, ale mam dość. Po prostu nie mam pomysłów.

W drodze do  domu Jack'a chyba będę musiał wziąć parę dokumentów w tej sprawie porwania. A może jakiegoś  informatyka wezwę? No niby Marek się na tym doskonale zna....Nie lepiej nie, bo jeżeli damy komuś innemu niż naszej paczce to Jack się pochlaszcze.

Biorę samochód i jadę do siedziby CSI. Wchodzę , dzięki mojej legitymacji na ostatnie piętro z wydziałem morderstw, bo teraz tam są akta o żonie Jack'a. Witam się z paroma kolegami i wymieniam pojedyncze , nic nie znaczące słowa na temat pracy, rodziny czy czegokolwiek. Po chili szukania czegoś w szufladzie słyszę dźwięk mojego telefonu sygnalizującego sms. Wyciągam telefon z kieszeni i widzę że ta wiadomość jest z obcego, zabezpieczonego przed wykryciem numeru.

" W jakim więzieniu siedzi mój brat?

Kira"

Co? To serio Kira? Dlaczego ona pisze do mnie takiego sms'a, przecież to ja zamknąłem jej brata. Nie rozumiem  po co to pisała przecież nie mogę jej tego powiedzieć. W końcu jestem policjantem ,a  takie rzeczy to sekret w branży. Takich rzeczy po prostu się nie mówi, tym bardziej biorąc pod uwagę kim ona jest. Wyciągam telefon i zaczynam pisać.

"Jeśli to rzeczywiście ty to wiedz, że takich rzeczy nie mogę zdradzać. Pamiętaj że jestem członkiem FBI. Nie mogę ci udzielać takich informacji

James"

Dziwny ten sms, ale olewam ten fakt. Szukam dalej jakowych informacji w schodku. Wchodzę do windy i klikam przycisk parter. Rozmawiam z moją koleżankom o swoich powodzeniach w pracy. Margaret, bo tak miała na imię zaszła w ciąże i ma teraz córeczkę z moim "wrogiem" na studiach. Jej ojciec zmarł 3 lata temu.

Dostała również podwyżkę i ma szczęśliwe życie. Jak ja zazdroszczę takim ludziom jak ona. Zero jakowych większych problemów i normalne życie, no oczywiście normalne jak na agentkę.

Wychodzę z firmy, wchodzę do auta. Postanowiłem zamiast jechać do Jack'a jechać do siebie. o drodze zahaczam o jakowy sklepik i kupuje jedzenie, nic niezwykłego parę bułek, ser, masło, wędlina i czerwone wino na wieczór. Wole bardziej wyrafinowane picia niż browar czy wódka. Wchodzę do domu i zostawiam zakupy na stole w kuchni. Przenosze produkty na miejsca na których powinny być. Siadam padnięty w swoim fotelu. Po chwili słyszę otwierane drzwi. Przecież ja zamykałem.? Tak, na pewno. Biorę swój pistolet, odbezpieczam. Widzę  jakiś dwóch facetów z lufami.

Bach, cholera spadło mi wino. Cholera. Faceci teraz stoją przede mną.

Bez zastanowienia strzelam do nich, ale najwyraźniej naboje się skończyły... ale jakim cudem dziś przecież   napełniałem? Na pewno to zrobiłem. Jeden z facetów z uśmiechem na twarzy strzela do mnie. Postrzelił mnie w brzuch i lewą nogę. Padłem na ziemie z bólu. Leże nie mogąc się ruszać. Jeden facet wyjął kamerkę ze swojej torby, włączył i położył na blacie. Zaczęli mnie wtedy kopać i bić. Związali mi ręce i nogi. Leżałem nie mogąc niż zrobić. Po chwili również zakleili mi usta szarą taśmą. Wzięli nóż. Rozcięli mi ubrania , nawet bokserki. Byłem całkiem nagi. Jeden z nich wyjął ponownie ze swojej torby tym razem bat. Okładał mnie. Po męczarniach jedne z nich przemówił.

Płatna zabójczyniWhere stories live. Discover now