Spędziłam w jego pokoju całą noc. Trochę się kochaliśmy, trochę rozmawialiśmy, trochę spaliśmy. W jego objęciach czułam się bezpieczna, a wspomnienie nerwowych kurczy bladło.Jego oddech przyjemnie drażnił moją szyję, a włosy łaskotały kark. Dłonie miał splecione na moim brzuchu, odruchowo. Zawsze to robił. Słyszałam miarowe bicie serca - nie miał przy mnie koszmarów, nie budził się zdyszany, zasypiał bez problemu. Wszystko było dobrze, tak jak powinno.
Cieszyłam się, że przyjechałam i to docieranie między nami miało miejsce. Gdybym nie przerwała pracy, nigdy bym go nie poznała. Ciężko byłoby mi żyć i pewnie szybko bym się wykończyła, bez opamiętania robiąc zlecenie za zleceniem. Tutaj stres nie miał szerokiego pola do popisu.
Loki poruszył się, przyciągając mnie do siebie bliżej.
- Jeszcze pięć minut- poprosił sennym głosem, wdmuchując ciepłe powietrze wprost do mojego ucha. Roześmiałam się cicho.
- Nie ma. Wstawaj.- Odwróciłam się gwałtownie, czego się po mnie spodziewał. Odsunął się na rozsądną odległość i wrócił dopiero, gdy ułożyłam swój ciężar ciała na przedramieniu. Spojrzałam na niego z góry.- Ładny jesteś.
- Ładny to może być kwiatek, kobieto. Ja jestem wspaniały i zabójczo przystojny- skomentował, nie otwierając oczu. Wywróciłam kpiąco wzrokiem.
- Nie pochlebiasz sobie za bardzo?
- Przed chwilą sama próbowałaś to zrobić- przypomniał, wkładając rękę pod głowę. Doskoczyłam do niego i położyłam podbródek na jego piersi na co podniósł jedną powiekę.- Co ty robisz?
- Podrywam cię.
- Nie musisz. Wyjaśniliśmy sobie chyba, że jestem twój- westchnął nonszalancko. Przeszedł mnie dreszcz ekscytacji na myśl o tym, że udało mi się faktycznie zdobyć miłość byłego boga. Pogłaskałam go po policzku.
- Wiem, ale muszę dbać o to, by nie zabrakło ci flirtu. Nie chcę być zrzucona ze stanowiska przez kogoś lepszego.
- Ja cię zrzucę- parsknął, po czym otoczył mnie rękoma i zepchnął z łóżka. Zawczasu chwyciłam go za ramię, więc spadliśmy razem. Lądując, okrył moją twarz swoimi włosami, pocałował krótko, po czym wstał. Zagwizdałam na widok jego nagiego korpusu.- Daj spokój. Będziesz to robiła za każdym razem?
- Każda okazja jest dobra, nie uważasz?- Codziennie rano powtarzałam ten sam schemat, gdy wychodził spod kołdry. Bawiła mnie jego reakcja. Na początku był nią rumieniec zażenowania - powodowany raczej kretyństwem samego gestu, niż samoświadomością - jednak prędko mu przeszło i zaczął kłaniać się niczym aktor po występie. Koszta były takie, że później zawstydzał mnie przy ludziach różnymi insynuacjami.
- Idę wziąć prysznic. Zobaczymy się na śniadaniu.- Zabrał swoje standardowe ubrania, cmoknął mnie przelotnie i wyszedł bocznymi drzwiami, które jak zdążyłam się zorientować, prowadziły do łazienki. Chcąc nie chcąc podniosłam się. Zebrałam rzeczy z wczoraj i założyłam je niedbale. Planowałam pójść w jego ślady w zaciszu własnego pokoju. Wymknęłam się, najpierw słuchając cierpliwie czy nikogo nie ma na korytarzu.
Do salonu zeszłam w pełni radosna i czysta. Przywitałam się z Clintem, który ostatnio zaczął wcześniejsze pobudki, żeby móc wyrabiać cięższe treningi. Za parę tygodni jechał na organizowane przez Tarczę szkolenie, gdzie miał uczyć młokosów łucznictwa. Fury go do tego przekonał, obiecując w zamian urlop. Byłam jedyną osobą, prócz Natashy, która wiedziała, że Barton ma rodzinę poza miastem, ukrytą w celach bezpieczeństwa. Zamierzał ich odwiedzić, ponaprawiać domowe mankamenty, ewentualnie zrobić mały remont.
Odebrałam z ekspresu swoją kawę, robiąc od razu drugą dla Lokiego. Nie wiem ile czasu już miałam ten odruch.
- Kłamca się spóźnia. Normalnie jest tutaj prawie równo z tobą- zauważył Barton, chcąc wytknąć mi ten taktyczny błąd. Och, to nie tak, że nikt nas nie podejrzewał. Bruce niefortunnie podzielił się niektórymi informacjami z Okiem i Wdową, a ci żartowali sobie z nas, kiedy nikogo groźnego nie było w okolicy. Czyli za każdym razem, gdy byłam z nimi sama. Jak dzieci.
- Zamknij się, zanim wpadnę na pomysł, by sprawdzić czy z oparzeniem byłoby ci do twarzy.- Wychyliłam łyk napoju, patrząc w jego ciemną, gorącą konsystencję. Clint uniósł dłonie na znak kapitulacji. Ponurak pojawił się zaraz po tym, wymijając mojego kompana bez słowa. Zabrał swoją filiżankę i odłożył ją na blat, stając tuż przy mnie. Następnie zrobił coś, co wprawiło mnie w kompletne osłupienie - pochylił się i pocałował mnie mocno, nie wahając się ani sekundę. Naturalnie prawie upadłam, sparaliżowana niezrozumieniem.
- Dziękuję, kochanie- dodał lekko, jakby jego poprzednia akcja nie rozłożyła mnie na łopatki dostatecznie brutalnie. Uchyliłam usta, lecz natychmiastowo zamknęłam je na powrót, nie wiedząc co właściwie powiedzieć.- Nie rób tak, wyglądasz jak ryba.
- Czy tobie odbiło czy to ja miałam zwidy?- zapytałam, gdy nieco doszłam do siebie. Loki zarechotał złośliwie, kątem oka obserwując gapiącego się na dalszy rozwój akcji Bartona, który nie ośmielił się nawet drgnąć.
- Żadne zwidy. Uznałem, że skoro mamy jasność, co do naszych emocji to nie będziemy się dłużej ukrywać.- Wzruszył rezolutnie ramionami, zupełnie jakby to miało być oczywiste. Zagotowało się we mnie. Gdyby nie fakt, że Clint sekundę po naszym rozejściu na pewno rozgada na prawo i lewo co się stało to mój wybranek autentycznie oberwałby przez swój pusty łeb. Co on sobie wyobrażał? Miesiące tajemnic i teraz nagle mają się dowiedzieć bez żadnego uprzedzenia? On jest chory psychicznie czy jak? A gdzie w tym wszystkim miejsce na moją opinię?
Zacisnęłam szczęki, uśmiechnęłam się, zabrałam swoją kawę i wyszłam do salonu. Obaj poszli za mną jak natrętne cienie, siadając po bokach na kanapie. Na stole leżał karton z pizzą, który ktoś zapomniał wynieść, gdy skończyliśmy wczoraj oglądać filmy. Zerknęłam do środka i wydobyłam ostatni kawałek, wgryzając się w niego wściekle.
Loki wsunął rękę na moje biodro, co o mało nie doprowadziło mnie do wybuchu. Posłałam mu spojrzenie zalane furią, świadczące o tym, że jeszcze sobie na ten temat podyskutujemy i generalnie ma przerąbane.
- A mogę wiedzieć od kiedy jesteście parą?- zagaił niewinnie łucznik. Domyślałam się po co.
- Mniej więcej od świąt- odpowiedział mu stoicko spokojnie mój oficjalny facet.
- Jesteś pewien, że nie wcześniej?- dopytał, jakby nie pasowała mu taka data. Ponurak pokręcił głową.- Cholera, czyli Tasha wygrała.
- Chyba żartujesz- warknęłam, wyszarpując zębami porządny fragment ciasta. Przeżułam go, dopiero wtedy zwracając się w kierunku Bartona.- Założyliście się o to, kiedy miądzy nami coś zaczęło się dziać?- wysyczałam, zwężając niebezpiecznie oczy.
- Być może. Słuchaj, muszę spadać. Szczęścia na niezbyt nowej drodze życia.- Ulotnił się szybciej, niż zdołałam ochrzcić go głośno kompletnym debilem.
- Jesteś z siebie dumny?
- Nic takiego nie zrobiłem. Kiedyś musieli się dowiedzieć, nie sądzisz?- Pogładził czule wierzch mojej dłoni. Rzuciłam na stół pozostałości pizzy. Przestałam być głodna.
- Moje zdanie jest nieważne jak przypuszczam. Skoro tak ci się podoba to proszę bardzo, radź sobie sam z tłumaczeniem przed nimi. Idę do siebie. Jak już będziesz miał wyjaśnienie dla swojego zachowania to daj znać, a póki co nie waż się iść za mną.- Zamaszystym ruchem podniosłam się i wyszłam, robiąc wyjątkowo długie kroki. Gdyby ktoś próbował mnie zatrzymać, prawdopodobnie byłby zmuszony walczyć o życie.
----------------
Trudności z laptopem w jakiś sposób zażegnane, chociaż wciąż nie jest perfekcyjnie i niestety nie da się tego naprawić. Zostało niewiele rozdziałów do poprawy, więc trzymajcie kciuki i może uda się szybko je skończyć. Jeśli o mnie chodzi to dziękuję za Waszą ciepłą reakcję na moją chorobę - czuję się już znacznie lepiej. Dziękuję też jak zwykle za cierpliwość i stałe czytanie moich wypocin, niezmiennie wywołuje to u mnie uśmiech. Spóźnione wesołych świąt dla Was wszystkich!
CZYTASZ
Wyjątek od reguły
FanfictionOkazuje się, że Stark ma siostrę o której istnieniu nie miał pojęcia nikt, nawet on sam. Ona nagle postanawia wrócić do domu, mając zresztą swoje powody. Loki po roku spędzonym w celi zostaje skazany na życie na Midgardzie, bez swoich mocy i pod op...