Gdy tylko zarządzili pierwszy postój Cullen niezgrabnie zsiadł z konia i odwrócił się w stronę Solasa.
- Zawsze wiedziałem, że z tobą jest coś nie tak - warknął, postępując chwiejny krok w jego stronę. W dłoni błyskawicznie znalazł się obnażony miecz.
Przez całą drogę mężczyzna nie wypowiedział nawet słowa, lekko pochylając się do przodu i kurczowo zaciskając dłonie na siodle. Nawet nie patrzył, gdzie prowadzi go wierzchowiec.
- Ani kroku dalej. - Elfka zagrodziła mu drogę.
Nie posłuchał. Szedł dalej, jakby miał zamiar ją staranować. Zatrzymał się dopiero, gdy oparła szczupłe dłonie na jego napierśniku.
- Proszę, Cullenie, daj mi szansę... - jej głos zadrżał.
- Daj mi dobry powód... Albo rozkaz. Powiedz to – wycedził przez zaciśnięte zęby, dopiero teraz przenosząc zimne spojrzenie na nią. Powietrze między nimi zdawało się nagle gęstnieć tak, że można by je siekać mieczem.
Zawahała się.
- Uratował mi życie, bez niego...
- Bez niego by cię tu nie było! - ryknął, balansujac na granicy wściekłości i rządzy mordu.
Cofnęła się gwałtownie, potykając o wystający kamień i o mało nie upadając.
- Komendancie, nie wszystko wygląda tak, jak się wydaje na pierwszy rzut oka - powiedział spokojnie Solas.
- Nie rzucaj mi teraz pustymi frazesami, ty cholerny-
- Wystarczy! - krzyknęła Elia. - Przestańcie! Obaj. Cullen, wszystko Ci wyjaśnię, tylko mi pozwól...
Spojrzała błagalnie w zimne, szare tęczówki. Zdała sobie sprawę, jak bardzo zawiodła. Miał prawo czuć się zdradzony, poprosiła go jedynie o obecność przy elfickim rytuale i czujność, gdyby sprawy wymknęły się spod kontroli. Nie chciała tego wszystkiego.
Była tak bardzo naiwna.
A on milczał, mierząc ją wzrokiem. Widziała w nich ból. Tak wiele bólu, że serce zacisnęło jej się z żalu. Uratował ją i teraz cierpiał.
- Odkąd się obudziłam, słyszałam... głosy - zaczęła, nie mogąc tego dłużej znieść. - Głosy Lavellan. Solas... oboje doszliśmy do wniosku, że mógł to być demon. Ale żeby się upewnić, musieliśmy tu przyjechać. Tu, gdzie wszystko się zaczęło. Solas powiedział mi, jak kiedyś mój lud zmuszał demona, by się ujawnił. Tylko tak można było stawić mu czoła i pokonać. Nie miałam magii, lecz ona była gdzieś we mnie, uśpiona. Potrzebna była energia, mnóstwo energii. Dlatego... dlatego jedynym wyjściem był rytuał krwi.
Dorian obserwował i słuchał odkrywającej się sceny ze znużeniem. Miał dość tego przeklętego dnia. Wystarczyło mu wrażeń na co najmniej kilka lat... Albo przynajmniej do czasu starcia z Koryfeuszem.
Nawet nie chciał myśleć o swoim wyglądzie. Czuł się... Brudny. A przez to w paskudnym nastroju.
Eliandir była roztrzęsiona. Próbowała za wszelką cenę wszystko wyjaśnić na raz sądząc, że to zgasi gniew Cullena.
Cóż, działo się wręcz odwrotnie.
Komendant nie rozumiał. Nie chciał zrozumieć.
Był za bardzo wściekły, by jakiekolwiek słowa mogły do niego dotrzeć. Nie było sensu. Nie teraz.
- Oh, zamknijcie się w końcu wszyscy - jęknął tevinterczyk, wyrzucając ręce w górę. Zaraz jednak syknął z bólu i je opuścił. - Nie macie za grosz wyczucia czasu!
Podszedł do nich, stając przy Cullenie i Eliandir. Z bliska Komendant nie wyglądał najlepiej. Mówiąc delikatnie. Mniejszych ran nie sposób było zliczyć, zmrużone powieki i zacisniete szczęki świadczyły o potwornym bólu głowy. Lecz to jego oczy dopiero sprawiły, że Doriana przeszły nieprzyjemny, lodowaty dreszcz... Były ciemniejsze niż zwykle, jakby osiadł na nich cień. Złe. Odległe.
- Dorianie, ja muszę - zaczęła elfka.
Zakrył jej usta dłonią.
- Nic nie mów, Iskierko - Uśmiechnął się czule. Przydomki wymyślone przez Varrica miały niezwykłą moc. Sprawiały, że koło serca robiło się ciepło, lżej. Szkoda że ostatnio nie było okazji tak do niej mówić... - Wszyscy musimy odpocząć, ledwie trzymamy się na nogach. Nabierzemy sił i wtedy porozmawiamy. Przede wszystkim doprowadzimy się do porządku, to niegodne żeby tak wyglądać.
Rozejrzał się po towarzyszach. Solas tkwił w miejscu, czujnie patrząc na Komendanta jakby ten miał się zaraz na niego rzucić z mieczem. Sądząc jednak po stanie mężczyzny, nie było to prawdopodobne. Żołnierz wpatrywał się nieobecnym, pustym spojrzeniem gdzieś w przestrzeń, jak nie był w ogóle świadomy co się wokół niego działo. Elia natomiast wyglądała na totalnie zagubioną. Przede wszystkim patrzyła jednak na Cullena, z wyraźną troską i poczuciem winy. Szybko mrugała zapuchniętymi oczami.
Wyglądała jak zbity szczeniak.
- Masz rację. - Westchnęła, spuszczając głowę i nerwowo splatając palce.
- To akurat nie jest niczym nowym. I jeszcze jedno, Elia. - Podniosła na niego zmęczone spojrzenie. - Uśmiechnął się szeroko, ciepło. - Dobrze cię mieć z powrotem, tęskniliśmy.
Elfka przez chwilę stała zupełnie nieruchomo, chyba nawet wstrzymała oddech. Nagle w jednej sekundzie znalazła się przy nim, kurczowo obejmując i zaciskając dłonie na jego szacie.
- Dziękuję - wymamrotała w materiał. - Ja też tęskniłam.
Zmierzwił jej jasne włosy w czułym geście. Ponad jej głową napotkał spojrzenie Komendanta, którego nie potrafił odczytać. Wyrażało zbyt wiele.
***
Noc była zaskakująco, nieadekwatnie spokojna.
Na niebie nie było ani jednej chmury, która przesłoniła by księżyc. Jego zimny blask padał na nieruchome gałęzie drzew, odbijał od gładkich liści oraz okien dużego gospodarstwa, stojącego w sąsiedztwie Wycome. Panowała cisza. Nie było słychać nawet nocnych zwierząt, które pouciekały w popłochu przed tym, co działo się w odległości zaledwie kilka godzin marszu stąd. Tylko od czasu do czasu konie przytupywały i parskały, ukontentowane, że mogły odpocząć po podróży.
Wędrowcy przybyli do gospodarstwa zmęczeni równie mocno jak ich konie, prosząc o możliwość noclegu. Byli nietypową zgrają, lecz nie wydawali się groźni. Pierwszy jechał mężczyzna w dziwnym ubraniu i z zakręconym wąsikiem, wraz z drobną kobietą w przydużym płaszczu podróżnym z narzuconym na głowę kapturem. Chyba spała, gdyż miała zamknięte oczy. Za nimi jechał ze spuszczoną głową ktoś, kto wyglądał na rycerza, w okazałej ciężkiej zbroi i mieczem przytroczonym do siodła. Kompanię zamykał... elf. Do tego łysy. Właściciel szybko odwrócił wzrok, w końcu nigdy nie wiadomo, co tym ostrouchym wpadnie do głowy.
Przysadzisty mężczyzna już chciał oddalić przybyszów z kwitkiem, gdy dziwnie ubrany jegomość rzucił mu przyjemnie brzęczącą sakiewkę. Cudowny dźwięk sprawił, że serce właściciela zmiękło i postanowił pomóc zmęczonym wędrowcom. W końcu prosili tylko o kawałek miejsca w stodole. Było im najwyraźniej wszystko jedno. Jednak on postanowił być wzorem gościnności.
Z nieschodzącym z ust uśmiechem, w którym brakowało trzech zębów, oddał im do dyspozycji praktycznie całe domostwo, nie tylko główną izbę i swój pokój, ale i dwie sypialnie swoich córek, które wysłał do stodoły. Sam miał zamiar nocować w stajni. Jego żona nerwowo krzątała się wokół, nakarmiła przybyszów i dała w miarę czystą pościel.
Ten, który zapłacił, zaniósł wciąż śpiącą towarzyszkę od razu do znajdującej się piętro wyżej sypialni, po chwili wracając i siadając przy stole. Uprzejmie i kwieciście podziękował za pomoc oraz skomplementował gospodynię, po czym w milczeniu zabrali się do jedzenia.
Po tym wszystkim rodzina zostawiła niespodziewanych gości, natomiast właściciel w dalszym ciągu uważał się za najszczęśliwszego człowieka na ziemi, raz po raz brzęcząc złotymi monetami i przeliczając je na nowo.
YOU ARE READING
[Dragon Age Inkwizycja] W cieniu szaleństwa ✔︎
FanficTrylogia Szaleństwa - Część I Czy jedna osoba jest w stanie udźwignąć brzemię odpowiedzialności za cały świat? A nawet jeśli, to jakie piętno to na niej odciśnie? Co się dzieje z bohaterami, gdy świat ogarnia szaleństwo i chaos? Eliandir Lavellan z...