Wieczne potępienie

6.6K 539 124
                                    

Naciągnęłam pluszowy sweter na koronkową braletkę. Potrzebowałam oddechu. Chodziłam po piętrze, przemierzając puste pokoje w poszukiwaniu balkonu. Gdy już znalazłam, zaszyłam się na nim, obserwując uważnie tętniące życiem miasto. Tysiące ludzi przebiegały ulicami do pracy, domu, szpitala, sklepów i innych miejsc. Chciałam być jedną z tych osób; nie siedzieć w wieży, zmuszona do słuchania kazań od moich rzekomych przyjaciół, którzy nie znali całej prawdy, a nie dawali mi dojść do słowa. Nigdy nie paliłam, lecz dziś miałam ogromną ochotę kupić paczkę najmocniejszych papierosów i wypalić wszystkie. Dławiłam się natłokiem wrażeń. Co rusz ktoś mnie atakował, jakby jego poprzednik nie powiedział dość.

Tak, rozumiem, Loki to zła partia. Oczywiście, wiem o tym, że gdyby mógł to wybiłby ludzkość, tańcząc przy tym z niepohamowanej radości. Ojej, naprawdę nie jest zdolny do głębszych uczuć? Świetnie, że mówicie, jeszcze przypadkiem wyznalibyśmy sobie miłość i zawiedli wasze oczekiwania. A nie, chwila, jednak jest za późno.

Dlaczego ludzie uwielbiają się wtrącać w nie swoje sprawy i robią to z taką impertynencją? Od Bruce'a nie usłyszałam choćby słowa wsparcia, mimo, że podobno jest po naszej stronie. I oni liczą na to, że opowiem im co zaszło? Po moim trupie, póki się nie uspokoją.

- Tu jesteś- mruknął Tony, rozsuwając szklane drzwi za moimi plecami. Prychnęłam, dając mu do zrozumienia, że nie jest mile widziany, a znalezienie mnie było zamierzenie utrudnione. Nie dbałam o cudzą opinię - to moje życie. Niestety, tak czy siak, drażniły mnie nieustępujące, głupawe komentarze i "koleżeńskie porady". Niech sobie je wepchną albo wcisną komuś, kto ich potrzebuje.- Zrozum, dla nas to jest pewien cios. On jest tym złym. Nie jesteśmy fanami idei, że wykorzysta cię dla swoich celów.

- Podobno każdemu należy się druga szansa- warknęłam przez zaciśnięte zęby.- Dlaczego nie jemu?

- Wyrzucił mnie przez okno.

- Też jestem tego bliska, zaręczam. Podejdź do barierki- zachęciłam sarkastycznym tonem. Nie chciało mi się na niego patrzeć. W części tego, co mówił Loki tkwiło ziarno prawdy - nasze społeczeństwo stanowiły żałosne, małe kreatury, którym poczucie, że są wolni odebrało rozum.

- Sarah, weź się w garść. Chodź do nas. Pogadamy o tym ostatni raz, razem, jak dorośli. Nie daj się prosić.- Trącił mnie zachęcająco w łopatkę, za co miałam ogromną ochotę mu przywalić. Cudem udało mi się powstrzymać.

Odwróciłam się znienacka niemal zwalając go z nóg i weszłam do budynku.

- Ruchy, nie mam całego dnia- pospieszyłam, robiąc dumne, duże kroki. Słyszałam jak dreptał za mną z wątpliwościami czy aby nie sprowadził na domowników siedmiu nieszczęść. Prawdę mówiąc w tamtej chwili można by porównać mnie do plagi.

W salonie zebrała się większość. Brakowało Bannera, który akurat prowadził badania w laboratorium Tarczy i Thora, wciąż nie powracającego z Asgardu odkąd doprowadził tam brata.

Wcale nie siadałam - wolałam spoglądać na nich z góry z założonymi rękami, zupełnie tak, jak oni robili to w swoich myślach ze mną, wmawiając sobie wyższość z powodu moich nieodpowiedzialnych wyborów.

- Kto zacznie ten wasz śmieszny wywód? A ty się zamknij, bo to twoja wina i żałosnym jest, że muszę cię bronić- rzuciłam, gdy na moje pytanie Ponurak parsknął złośliwie spod okna, obranego sobie za schron. Skutek był natychmiastowy -  skurczył się nieco w ramionach i kompletnie zamilkł.- No, kto?

- Sarah, chcemy dla ciebie dobrze...- zaczęła Natasha, usiłując załagodzić sytuację okazaniem troski. Roześmiałam się histerycznie.

- Mówisz? A czy ktokolwiek z was, geniusze, w ogóle wpadł na to, by zweryfikować czy przypadkiem nie jestem z tym matołem szczęśliwa?- Przejechałam po nich krytycznym wzrokiem, aż ich postury przygarbiły się z zawstydzenia.

- Z nim nie da się być szczęśliwą.- Steve zaryzykował te słowa, a ja czułam jak po moim kręgosłupie spływa kropla czystej, niczym niezmąconej furii.

- Och. Mam rozumieć, że próbowałeś? Jeśli nie to skąd przepraszam wziąłeś takie informacje?

- Nie, nie...- zmieszał się i poprawił fryzurę.- Po prostu... on jest zły z natury. Był bogiem chaosu, nie zapominaj. Prawdopodobnie wszystko co ci powiedział to tylko piękne oszustwo. Nie bez powodu nazywamy go Kłamcą.

- Kto daje wam prawo definiować istotę kogokolwiek? Czy człowiek nie ma opcji na poprawę i jest skazany na wieczne potępienie za swoje przeszłe akcje? Chodź tu.- Kiwnęłam na Ponuraka, toteż podszedł, krzywiąc się niemiłosiernie.- Broń się sam.

- Mam ich przekonać, że nie wciskałem ci bajeczek? Jak? Nie było ich przy tym, nie uwierzą.- Posłał każdemu z osobna pogardliwe spojrzenie.- Co wam to da, jeżeli przysięgnę, że ją kocham? Usatysfakcjonuje was to lub sprawi, że zyskacie we mnie wiarę? Nie istnieje sposób, który udowodniłby wam, że to co jej mówiłem było szczere.- Wzruszył ramionami i oparł się o ścianę za mną.

Westchnęłam ciężko. Miał rację, choć w praktyce wiedziałam, co mogłoby nam pomóc.

*flashback*

- Sarah, zostań moją żoną- poprosił z nadzieją. Zawładnęło mną mnóstwo sprzecznych uczuć naraz. Zrobiło mi się słabo i poważnie sądziłam, że zemdleję, jednak wrażenie prędko ustąpiło, robiąc miejsce fali gorąca. Cholera, co powinnam odpowiedzieć? Wiedziałam, że go kocham, ale ślub? Zbyt niewiele czasu minęło bym była pewna, że chcę się z nim do końca życia użerać. Prawie nikt nawet o nas nie wiedział do dnia dzisiejszego, a on wyskakuje z czymś takim. Myśli, że jestem na to gotowa? Wyglądam, jakbym była? Co robić? Gapi się z takim przejęciem. Zaraz zapyta czy jest w porządku, a ja będę musiała skłamać, że absolutnie i wydukać coś o tym, że potrzebuję paru dni na decyzję. Tak, to chyba będzie ta opcja.- Sarah?

- Nie.- To słowo wydostało się z moich ust szybciej, niż zdążyłam je przetrawić. Łatwo poszło, choć nie do końca to planowałam zrobić. Miał zawiedzioną i dość zdziwioną minę.

- Nie? To ostateczne?

- Słuchaj.- Odłożyłam pudełko z pierścionkiem na bok i ujęłam jego dłonie.- Kocham cię, serio, ale nie jesteśmy razem długo. Drażnisz mnie i mam problemy z zaufaniem ci, bo na okrągło zdaje mi się, że coś ukrywasz. Jeśli będziemy parą kolejne pół roku to zapytaj znowu, może coś się w tej kwestii ruszy. Teraz jest zbyt wiele niedopowiedzeń.

- Poczekam- obiecał, po czym pochylił się i cmoknął moje czoło. Poczułam się spokojniejsza, kiedy delikatnie się uśmiechnął, jak gdybym wcale nie przekreśliła jego koncepcji naszej przyszłości.

- Loki?- zagadnęłam, wyłamując nerwowo palce. Nie dowierzałam czy uda mi się to z siebie wykrztusić, lecz byłam na granicy szaleństwa, pragnąc zatkać ich durne twarze.

- Hm?- Zajrzał głęboko w moje oczy, paraliżując mnie tym pięknym odcieniem swoich tęczówek. Niewykluczone, że to nie będzie błąd. Niewykluczone, że tak miało być od samego początku. 

- Nadal chcesz, żebym za ciebie wyszła?- dopytałam dla własnego bezpieczeństwa, byle się nie wygłupić. Towarzystwo na kanapie ożywiło się znacznie, ale obawiać się o ich psychiczne zdrowie zaczęłam dopiero, gdy Kłamca skinął twierdząco, a ja powoli, acz śmiało odparłam:

- No to zgoda.

Wyjątek od regułyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz