Jak anioł

655 59 11
                                    

- Wszystko w porządku?

Odgarniając opadające na twarz włosy, Sam pochylił się nad brzdąkającym smętnie na gitarze mężczyzną. Muzyk był chudy, miał nastroszone blond włosy, a jego plecy były przygarbione na tyle, na ile pozwalał mu jasnobrązowy instrument ułożony na udzie. Za duża czarna bluza zwisała z jego ramion, kładąc się na zimnej, betonowej posadzce.

W pierwszej chwili nie zareagował, nie przerywając wygrywania znajomego riffu, jednak po pierwszym błędzie uniósł głowę. Sam zobaczył bardzo niebieskie, bardzo duże i bardzo smutne oczy i mógłby przysiąc, że widział w nich wilgoć.

- Wszystko w porządku? – powtórzył pytanie, nie słysząc odpowiedzi. Nieznajomy niepewnie pokiwał głową.

- Coś nie widać, stary – zaprzeczył Sam, zajmując miejsce obok niego, właściwie obok jego sponiewieranego plecaka. Usiadł po turecku i odłożył swoją torbę gdzieś na bok.

Blondyn przyglądał się jego działaniom kątem oka, co jakiś czas szarpiąc struny. Nie odsunął się ani też nie wzdrygnął, kiedy łokieć Sama szturchnął go lekko podczas jego moszczenia się.

- „Paint it, Black" Stonesów? – zapytał Sam, śledząc wzrokiem jego zwinne palce odnajdujące odpowiednie progi i wydobywające z jego instrumentu dźwięki w spowolnionej wersji utworu. Nieznajomy skinął głową.

- Jestem Sam – przedstawił się długowłosy, aby jakoś zapełnić ciszę. – A ty?

- Lucyfer – usłyszał w odpowiedzi i z zaskoczeniem stwierdził w myślach, że nieznajomy ma bardzo piękny, głęboki głos, nieco drgający i chrapliwy w ten przyjemny sposób.

- Co tu robisz o tej porze? – znajdowali się na prawie pustej stacji metra, w wypełnionym chłodnym powietrzem korytarzu pomiędzy wejściem a peronem. Co jakiś czas mijali ich pojedynczo ludzie, spiesząc się na ostatnie nocne odjazdy, zaszczycając ich tylko szybkim spojrzeniem.

- Jestem dorosły, nie musisz się tak o mnie troszczyć, kimkolwiek jesteś – mruknął wyzywająco blondyn i zmienił melodię. Teraz grał coś, czego Sam nigdy wcześniej nie słyszał. I chociaż Lucyfer próbował ukryć smutek, on i tak go słyszał i widział, doświadczony w wyczuwaniu emocji.

- Słuchaj, nie chcę być wścibski...

- To nie bądź – przerwał mu gwałtownie, prawie że warcząc. Coraz bardziej drżące ręce przeszkadzały mu w graniu, więc ograniczył się do szarpania pojedynczych strun w nieokreślonym rytmie.

Sam westchnął.

- Mój brat też gra na gitarze – powiedział cicho. Mógł zaobserwować rozluźniające się mięśnie karku i przestające się zaciskać szczęki blondyna, uspokojonego, że nie zamierza drążyć tematu.

- Ma niebieskiego Fendera, elektryka. Nowy model, ze świetnym wzmacniaczem, po prostu wymiata, ale... I tak często powraca do akustycznej. Mówi, że ma więcej duszy – przyznał, patrząc wprost przed siebie na krzywe graffiti Kaczora Donalda z wulgaryzmem na czapce.

- Ma rację – zgodził się Lucyfer. Przez kilkanaście następnych sekund jedynym dźwiękiem były przytłumione odgłosy ulicy i spokojne brzękanie metalowych strun. – Oddaje uczucia.

Zaintrygowany Sam przestał kontemplować komiksową postać i przeniósł wzrok na blondyna. Ten wyprostował się nieco, a z jego twarzy zniknął rozpaczliwy wyraz.

- Drewno jest delikatne i pięknie brzmi, wiesz? Jeśli wiesz, co zagrać, jak zagrać, możesz tchnąć w nie życie. Możesz opowiedzieć własną historię, przenieść wszystkie swoje emocje i przeżycia, zrzucić z siebie ciężar... To cudowne uczucie – zniżył głos prawie do szeptu i Sam z rozmarzeniem słuchał go, jego niesamowitej barwy, i obserwował poruszające się, różowe wargi.

Chłopak z gitarą || SamiferOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz