Rozdział 57 Nieśmiertelność

19.6K 1.1K 75
                                    

07 Ghost OP HD.flv  (Kocham to Anime)

Na sam początek mam dla was mały prezencik. Oto przedsmak Prologu z Pokochasz mnie:

"[...] — Doskonale wiesz, że jeśli dojdzie do walki zginiesz — syknąłem z furią w oczach.

Z trudem nabrał do płuc powietrza, po czym zaśmiał się cicho.

— Może i masz racje... — wychrypiał, a ja poluzowałem uścisk. — Lecz nie zapominaj, że bez Luny to stado i tak upadnie.[...]"

PS. Książka zostanie opublikowana w poniedziałek, tak więc wyczekujcie jej! :D A teraz zapraszam do czytania!

— Kero —

Przypatrywałem się nieprzytomnej dziewczynie z wrednym uśmiechem. Poznałem plan tego futrzaka i cofnąłem ich połączenie. Byłem szczęśliwy z tego powodu. Moja księżniczka wreszcie jest ze mną. Odgarnąłem parę niesfornych kosmyków z jej twarzy, po czym złożyłem na czole dziewczyny krótki pocałunek. Czując zapach jej skóry, przypomniałem sobie o smaku szkarłatnej cieszy płynącej w jej żyłach. Oblizałem usta. Krew Melody jest najlepszą, jaką kiedykolwiek piłem. Taka słodka i delikatna... Moje oczy zalśniły czerwienią, a ja poczułem ochotę by ponownie wbić się w jej cudowną szyję. Stłumiłem swoją rządzę — odsuwając się od niej gwałtownie.

— Rany... — westchnąłem kręcąc rozbawiony głową. — Nigdy bym nie przypuszczał, że twoja krew jest taka wyjątkowa — oznajmiłem, gładząc ją po policzku.

Przybliżyłem swoją twarz tak bardzo, że moja usta znalazły się tylko pięć centymetrów od jej warg. Chciałem ją pocałować. Pragnąłem by stała się jedną z mojego rodzaju, lecz wiedziałem, że taka zmiana by ją zniszczyła. Stając się nieśmiertelną straciłaby swoją czułość na ból innych, a wtedy nie była by sobą. Nigdy jej nie przemienię — postanowiłem. — By zachować jej młodość, po prostu rzucę na nią specjalny czar. Podszedłem do drzwi i ostatni raz popstrzyłem na nią. W chwili, kiedy wrócę ona i wszyscy jej potomkowie staną się nieśmiertelni. Stanie się moją żoną i matką naszych dzieci. Zrobię wszystko by do tego doszło. W chwili, kiedy zamknęły się za mną drzwi, klasnąłem w dłonie. Nie minęło nawet dziesięć minut, a obok mnie pojawił się mój zaufany sługa — Vincent. To on był przy mnie w chwili, kiedy wstąpiłem na tron. Był osobą, która była gotowa na wszystko, byle by zadowolić swojego pana.

— Królu. — Skłonił się, a ja uśmiechnąłem się. Tak, jestem królem i każda pijawka w tym zamku jest tego świadoma. — Czego sobie ode mnie życzysz, jeśli chodzi o tamten rozkaz to...

— Nie, nie chodzi o tamto! — przerwałem. Nie miałem najmniejszej ochoty słuchać o tej paskudnej rodzinie.

W chwili, kiedy wypełniła swoje zadanie rozkazałem zabić wszystkich — dzieci, kobiety, starców i mężczyzn nawet niepełnosprawnych. Nie obchodził mnie także ich status społeczny, dla mnie byli tylko śmieciami, które należało sprzątnąć. Co też rozkazałem uczynić? Zacząłem iść w kierunku masywnych, drewnianych drzwi, znajdujących się parę metrów przede mną. Sługa podążał za mną jak pies za swoim właścicielem. Stając naprzeciw drewnianej powłoki bez niczego ją otworzyłem wchodząc do środka. Moim oczom ukazała się wielka biblioteka, lecz była nią tylko z pozoru. Bez niczego nadgryzłem swój nadgarstek — pozwalając by parę kropel krwi spadło na podłogę. Podłoże zaczęło się trząść, lecz ja byłem niewzruszony. Dym zasłonił mi pole widzenia, lecz po chwili opadł — odsłaniając prawdziwe oblicze tego pomieszczenia. Kamienny krąg, wokół którego było multum zaschniętej krwi.

— Panie, dlaczego tu jesteśmy? — zapytał z przerażeniem.

Nie odezwałem się. Jak nigdy nic, dotknąłem jednego z kamieni, a runy zaświeciły się na czerwono. Odwróciłem się do Vincenta.

— Jesteśmy tu by podarować królowej nieśmiertelność — oznajmiłem, lecz przed wstąpieniem w krąg powstrzymał mnie wampir.

— Królu... Musisz wiedzieć, że nie będziesz wstanie tego zrobić... — szepnął, a ja strzepnąłem jego dłoń.

Jak on śmie mówić, że ja czegoś nie potrafię?!

— Jak śmiesz... — wysyczałem. — Jestem twoim panien i ja mogę wszystko.

Opanowany złością przewróciłem sługę na ziemie i zacząłem go kopać.

— Tu nie chodzi o twą moc panie... Chodzi o klątwę, którą rzucił twój ojciec... Jeśli chcesz dać tej dziewczynie nieśmiertelność musisz ją cofnąć... — wychrypiał ledwie przytomny. — Jeśli tego nie uczynisz ona zginie!

Odszedłem od niego, nie sprawdzając nawet czy żyję. Vincent ma rację. Muszę cofnąć przekleństwo, które nadał mój poprzednik. Uśmiechnąłem się wstępując w krąg. W pomieszczeniu rozbłysło tajemnicze światło. Ciekawe, komu się tak poszczęści i zostanie oczyszczony? — Bardzo ciekawiła mnie odpowiedź na moje pytanie, lecz miałem ważniejsze rzeczy do zrobienia.

CDN

Co też ten Kero wyprawia?! Czy oby na pewno ucieszy się z tego, co uczynił? Jak to się wszystko dalej potoczy? O tym w poniedziałek — w kolejnym rozdziale!

PS. Przepraszam za błędy!

(Data opublikowania tego rozdziału: 06.01.17r)

Jesteś moja kwiatuszkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz