Wszystko zaczęło się jak miałam osiem lat. Bawiłam się przy wejściu do naszej jaskini gdy zauważyłam pięknego, dużego motyla. Zaczął ode mnie odlatywać więc szybko za nim pobiegłam. Oddaliłam się od jaskini będąc zapatrzona w motyla i wtedy go zauważyłam... Maszynę chodzącą za krzakami jakieś 15 metrów ode mnie. Zamarłam, miałam nogi jak z waty to była pierwsza maszyna jaką w życiu zobaczyłam. Mogłam jedynie stać, patrzeć i modlić się żeby mnie nie zauważyła, niestety dopiero po chwili zorientowałam się że maszyna zniknęła. Wystraszyłam się bo nie wiedziałam gdzie jest mój przeciwnik więc powoli zaczęłam się wycofywać i wtedy poczułam silne uderzenie w lewy bark. Mocno uderzyłam o ziemie, wylądowałam przy drzewie, maszyna biegła na mnie i chciała z całej siły uderzyć we mnie, w ostatniej chwili przekręciłam się w prawo i zamiast we mnie maszyna przywaliła w drzewo co na chwilę ją zdezorientowało. Zaczęłam biec w stronę jaskini mając nadzieję że spotkam kogoś znajomego po drodze, słyszałam ciężkie kroki maszyny, ale biegłam dalej i wtedy zauważyłam mojego tatę. Miał wycelowany łuk w moją stronę a maszyna była coraz bliżej.
-Padnij!!!- krzyknął.
Rzuciłam się na ziemię, to były sekundy, strzała przefruneła mi nad głową, wbiła się w rdzeń energii maszyny która upadła kilka kroków ode mnie, zemdlałam. Obudziłam się w jaskini obok mnie siedział mój tata i jak tylko zauważył że się obudziłam przytulił mnie mocno a potem zaczął na mnie krzyczeć za to że się oddaliłam od domu. Potem stało się coś czego się nie spodziewałam mój własny tata stwierdził że muszę umieć się bronić i powiedział że zrobimy mi mój pierwszy łuk.Teraz mam 18 lat, znaczy prawie bo za cztery dni. Mam na imię Nina i mieszkam w jednej z wielu wiosek w jaskiniach, jestem córką wodza, ale w tym świecie to i tak nie ma znaczenia, pracuje normalnie jak wszyscy bo tutaj najważniejsze jest by przeżyć. Jak co dzień ćwiczyłam strzelanie z łuku gdy przyszedł do mnie mój ojciec.
- Musimy porozmawiać- powiedział, po czym ruszył w stronę naszego namiotu. Byłam zdziwiona, czy jest coś na tyle ważnego żeby rozmawiać o tym na osobności? Weszłam do namiotu, mój ojciec siedział w namiocie ze smutną miną.
- Coś się stało?- zapytałam.
- Pewnie ci się to nie spodoba ale...- przerwał, wziął głęboki wdech i w końcu się dowiedziałam.
- Za pięć dni wychodzisz za mąż za syna wodza sąsiedniego plemienia- powiedział, zamknął oczy i czekał na moją reakcję.
- Że co?!- krzyknęłam- Jak mogłeś podjąć taką decyzję beze mnie i informować mnie o tym pięć dni przed całym wydarzeniem?!- Byłam wściekła i czekałam na jego tłumaczenie.
- Posluchaj, to jedyny sposób żeby sobie poradzić, jak połączymy nasze plemiona to będzie nam o wiele łatwiej- wyszeptał.
Nie chciałam tego słuchać, wybiegłam z namiotu, jaskini i wskoczyłam na pierwsze drzewo jakie zauważyłam. Wspiełam się na sam szczyt, usiadłam i myślałam o tym wszystkim. Dlaczego akurat ja muszę być córką wodza? Dlaczego ja muszę wyjść za mąż za kolesia którego nawet nie znam? Za dużo jak na jeden dzień, musiałam od tego wszystkiego odpocząć, siedziałam na czubku drzewa i obserwowałam wszystko co się w okół mnie dzieję. Nie chciałam wychodzić za mąż ale też nie chciałam zawieść swojego ojca, byłam rozdarta, nie wiedziałam co dalej zrobić ale wiedziałam jedno, zaraz będzie ciemno więc muszę szybko wracać do domu. Gdy przyszłam do namiotu ojciec już spał i to był bardzo dobry pomysł, położyłam się w łóżku, zasnęłam.Czytelniku, pamiętaj o zostawieniu gwiazdki jeśli ci się spodobał rozdział, możesz też napisać komentarz z poradą co poprawić.
Dziękuję :)
CZYTASZ
War of world
Science FictionDaleka przyszłość. 100 lat temu Ziemię zaatakowali kosmici zabierając nam naszą technologię i przysyłając roboty przypominające zwierzęta. Po latach ludzie przyzwyczaili się do życia w jaskiniach i ukrywania się. Oprócz jednej dziewczyny o imieniu...