I

105 8 5
                                    


"Nie ma już nadziei na sens. Bez jakichkolwiek wątpliwości jest właśnie tak, że sam sens jest śmiertelny. To wszakże, czemu narzucił on swe krótkotrwałe panowanie, to, co pragnął zniszczyć, by wprowadzić oświecone rządy, mianowicie pozory – one są nieśmiertelne, niezniszczalne i nie ima się ich nawet nihilizm sensu i bez-sensu.
Tu właśnie swój początek znajduje uwodzenie." ~ Jean Baudrillald
***

Która dziewczynka nie marzy o tym by być księżniczką bądź królewną?

Wszystkim wokół wydaje się, że jest to tylko pływanie w luksusach, chodzenie na bale, przyjęcia i wszelaki dostatek - Żyć nie umierać. Tymczasem, jest to pozbawione miłości wychowywanie przez opiekunki, nauczycieli i służbę.

Prawda jest taka że rzadko widywałam rodziców, więc nie czułam do nich przywiązania. Byli mi niezwykle obojętni. W końcu losy królestwa są ważniejsze... A jeszcze ważniejszy był mój bliźniak Ascha. Był najstarszy, a co z tego wynikało miał zostać dziedzicem tronu. Miał...

I pewnie by został, gdyby pewnego słonecznego dnia, nie skoczył ze skały. Podczas spaceru stanął na klifie, obejrzał się na mnie chcąc bym się za niego wstawiła. Liczył, że się ugnę.
Podobała mu się jedna dworzanka, jednak ona już miała wybranka swego życia i nawet wizja korony jej nie przekonywała do poślubienia mojego brata. Sądził, że może dostać wszystko czego chce. Zawsze do tego dążył. Odmówiłam. Patrząc na mnie rzucił się w przepaść, a fale strumienia pochłonęły roztrzaskane o skały ciało. Ani ja, ani straż która nas eskortowała nie mieliśmy szansy nic zrobić by go uratować lub tchnąć życie w to co z niego zostało. Nie było w co. Szczątki Aschy popłynęły w dół rzeki.

W ten oto sposób stałam się następczynią.

Mimo wszystko wciąż nie potrafiłam, lub bardziej nie chciałam okazywać jakichkolwiek ciepłych uczuć rodzinie. Głównie współczucia. Lata pozbawione miłości nadszarpnęły duszę. Odkąd wrócono do zwracania na mnie uwagi, a nawet stawiano mnie na piedestale, powstała opinia jako jestem bezduszną bestią.

Może mają rację?

Ale jak mają być mi bliscy skoro przez tyle lat niemal nie pamiętali o moim istnieniu?

Od śmierci brata minęło wiele lat. Dziś mija stulecie "tragedii". Wszyscy, całe królestwo, nawet ci niepamiętający czasów gdy zginął Ascha, obchodzą żałobę. Mi nie jest przykro. Nie czułam żalu, smutku czy złości za jego niepoważne zachowanie. Sam sobie był winny. Zbyt bardzo ponosiły go emocje. Był niestabilny. Gdy zmarł poczułam ulgę. Jak gdyby ktoś odrzucił kawałek skały ściągający mnie na dno. Kamień opadł na muł, a ja wypłynęłam na powierzchnie.

Przechadzałam się po pałacu. Musiałam chociaż ubrać się żałobnie i uczestniczyć we wszystkich żałosnych wspominkach. Ciągnęłam długą granatową suknie po ziemi. Z wysoko uniesioną głową zmierzałam do mojej komnaty. Ten beznadziejny dzień w końcu dobiegał końca. Z gracją godną przyszłej władczyni stawiałam każdy kolejny krok. Podkute obcasy hałasowały o kamienną posadzkę zwiastując moje rychłe przybycie.

Obojętnie przechodziłam obok poddanych słusznie bijących mi pokłony w witającymi mnie oklepanym "Witaj Pani". Nawet gdybym chciała skinąć głową bardziej lubianym osobnikom, to prócz etykiety powstrzymywał mnie zbyt delikatnie wczepiony diadem. To byłoby upokarzające stracić koronę jeszcze nim się ją otrzymało.

Gdy drzwi komnaty zamknęły się za mną, była tam tylko jedna z służek, Elia. Odczepiła mi diadem i rozczesała upięte wcześniej nisko włosy. Pomogła także rozwiązać gorset po czym ją odprawiłam. Ubrałam luźniejszą suknię po czym opuściłam komnatę w celu pospacerowania po ogrodach. To było jedno z moich ulubionych zajęć nim zostałam następcą tronu a na moją głowę zwalono obowiązki, których ojcu nie chciało się wykonywać.

Zdobyć Tron || LLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz