Rozdział 1 - Żyć, nie umierać

59 5 1
                                    

Obudziłem się o 5:30, jak zwykle obudzony przez moją, małą, czworonożną Ewcię. Ten mały mały mopsik zawsze wie, kiedy jest pora wstawać... dlatego to zawsze ona budzi mnie. Jak zawsze poleżeliśmy jeszcze pare minut w łóżku, rozciągając się i rozmawiając. Co prawda Ewa mi nie odpowiadała, ale zawsze wiem, co chce mi przekazać. Potuliłem jeszcze pare minut poduszkę i nagle gwałtownym ruchem wstałem i się rozprostowałem, po czym podszedłem boso do okna i pociągnąłem rękoma firanki. Za każdym razem przy tym oknie widuje ten sam krajobraz, a jednak nigdy mi się to nie nudzi. Codziennie widzę za oknem to samo: przejeżdżający tramwaj, paru przechodniów, przepiękne świecące się miasto od włączonych jeszcze o tej porze latarni oraz nieważne o jakiej porze, świecący od świateł samochodów Golden Gate Bridge. Za równo przepiękny widok, jak i zadziwiający oraz imponujący. Wpatrywając się w niezwykłe okolice, otaczające mą ulice, mam ochotę śpiewać i tańczyć dniami i nocami. Potem na szybko się przebrałem w dżinsy i białą koszulkę. Założyłem na stopy dwie, nie do pary skarpetki, po czym zapiąłem Ewci smycz w celu załatwieniu potrzeb osobistych.
Zeszliśmy po schodach ze czwartego piętra, gdzie znajdowało się me mieszkanie i po wyjściu z klatki, przeszliśmy okolicę do końca i z powrotem.
Po załatwieniu swych potrzeb, wróciliśmy do naszego mieszkania, gdzie Ewa wskakując na kanapę w salonie musiała dospać jeszcze tą noc, a ja włączyłem radio stojące na parapecie w kuchni i zacząłem robić jajecznicę na śniadanie. Po paru minutach stania przy patelni i tańczenia robienia z siebie wariata, zrobiłem sobie espresso, które położyłem na stole obok jajecznicy postawionej tam już minutę wcześniej. Oczywiście nie popijałem jajecznicy kawą, tylko postawiłem sobie ją na później. Zjadłem jajecznicę do pełna, po czym włożyłem brudne naczynie do zlewu. Niestety nie było mnie stać na zmywarkę, ani nic podobnego o takiej wysokiej wartości. Nie byłem bogaty, ale nie byłem też na tyle biedny... Po prostu byliśmy średni, równi większości na ulicach, lecz jednak nie było mnie stać na takie przedmioty i narzędzia, gdyż pare procent moich miesięcznych dochodów przeznaczałem na cele charytatywne. Mało tego, byłem stałym dawcą krwi, ponieważ wierzyłem, że pewnego dnia to może uratować komuś życie, że mały drobny uczynek może uczynić o jedną smierć mniej, że z małej rzeczy może powstać coś wielkiego.
Wróciłem na krzesło i wypiłem mą kawę. Po kawie przeważnie czuje się pobudzony i energiczny. Jednak o takich porach nie zawsze to na mnie działa. Wstałem i odniosłem filiżankę do zlewu, po czym umyłem wszystkie znajdujące się tam naczynia i powsadzałem do odpowiednich szafek. Po śniadaniu, poszedłem do łazienki. Poprzeglądałem się w lustrze z 20 minut i umyłem zęby. Obmyłem dokładnie twarz wodą, po czym wytarłem się ręcznikiem i zrobiłem pare przysiadów, by pozbyć się zmęczenia. Kiedy wyszedłem z łazienki, założyłem ciężką torbę na plecy. Po zamknięciu za sobą drzwi od mieszkania, poszedłem na przystanek, czekając na ten sam, czerwony tramwaj.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 09, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Life in colorsWhere stories live. Discover now