Rozdział Czwarty

361 27 6
                                    

Minęła chwila zanim jego słowa dotarły do jej świadomości. Leżała w poprzek łóżka, nie myśląc o swojej nagości, o tym jak dziwne jest przebywanie w sypialni Snape'a, ani o samym Snapie i jego głowie opierającej się na jej udzie. Jej umysł był cudownie pusty, kiedy jej ciało przestało dygotać i spinać się. Przez chwilę wydawało jej się, że zrozumiała jakąś bardzo istotną sprawę, lub biegła szybciej niż ktokolwiek przed nią. Teraz leżała po wszystkim i starała się pamiętać o oddychaniu.
Ale powoli jego słowa zaczynały do niej docierać.
-Gotowa żeby kontynuować, panno Granger?
Kontynuować. Mogło być więcej? Wiedziała, że jeszcze nie związali małżeństwa, ale wydawało się niemożliwe że może być więcej przyjemności na świecie niż to co on właśnie jej dał.. Jej głos wydawał się być zardzewiały od nieużywania, ale udało jej się wykrztusić.
-Tak.
Tak. Snape podniósł się z pomiędzy jej nóg i usiadł obok niej. Kiedy pochylił się, żeby ją pocałować, mogła wyczuć swoją woń, wysychającą na jego twarzy. To był słodki, bogaty zapach, dużo przyjemniejszy niż sądziła. Tak smakuje chwała- pomyślała bezsensownie kiedy przykrył jej usta swoimi, rozsuwając wargi językiem.
Objęła jego ciało, zauważając że jego koszula zniknęła, zrzucona, jak sądziła gdzieś w ciągu ostatnich piętnastu minut, w czasie których nie zauważała nic po za jego rękami, językiem i oddechem. Jego skóra była delikatniejsza niż sądziła, bardziej giętka i ciepła. Chciwie poznawała go dłońmi. Meszek na jego klatce piersiowej, ostry punkt na ramieniu, delikatna krzywizna pośladka.
-Dotknij mnie- szepnął. Zmartwiała. Nie miała pojęcia jak go dotykać. Nie miała pojęcia jak zrobić to co on robił jej, jak zredukować go do ledwie ludzkiego, drżącego kawałka, każdym skrawkiem nerwów naciągającego się z pożądania. I miała to zrobić bez magii, tylko kilkoma umiejętnościami dłoni i ust, których się nigdy nie uczyła. Nie mogłaby znieść, gdyby go zawiodła, ale nie mogła też mu odmówić. Patrzyła na niego z szeroko otwartymi, wystraszonymi oczami, a on odsuwał twarz od niej. Jego wzrok był? Zrezygnowany. Wbiła palce w jego skórę, tak mocno jak tylko się dało. Przechyliła głowę i musnęła wargami jego wargi.
-Pokaż mi- westchnęła w jego usta. Jego pocałunek stał się dziki i nieuważny i jego wargi zatrzymały się na niej, kiedy przesunął ramię, żeby złapać jej rękę. Poprowadził ją do penisa, który wbijał jej się w biodro i owinął jej palce wokół niego. Nakrył jej palce swoimi i ścisnął lekko, żeby pokazać siłę nacisku. Powoli zaczął ruszać jej ręką w górę i w dół całej długości, ściskając na dole wirując na górze. Kiedy uwolnił jej rękę, nie mogła się powstrzymać przed odkrywaniem go; wyczuwaniem faktury jąder, grubszej skóry u podstawy i delikatniejszego, miękkiego ciała na główce. Obserwowała jego twarz, kiedy go dotykała. Zacisnął oczy i usta. Pomyślała, że bolało go, skoro nie wyczuwała drżenia. Kiedy zaczęła go gładzić, wydał z siebie nierówne westchnięcie i zdziwiła się, jaki efekt na nim wywiera. Profesor Snape zdany na jej litość. Był teraz bezbronny, otwarty na jej dotyk, pozwalając na to żeby kontrolowała jego zmysły. To była uderzająca do głowy myśl.
Niepewnie położyła się na łóżku. Popatrzył na nią nagle. Ona również na niego popatrzyła z mieszaniną strachu i determinacji. Kiedy jej twarz była na poziomie jego członka, zerknęła na niego i wyszeptała:
-Masz mi pomagać.- Potaknął.
Musnęła ustami niesamowicie miękką skórę na jego główce, przesuwając językiem, żeby go posmakować. Jęknął. Uśmiechnęła się, liżąc go, poznając piżmowy, słonawy smak jego skóry w tym miejscu. Przesunęła się w dół, jej język wibrował wzdłuż długości krocza, między jądrami i w górę jego męskości, jeszcze raz.
-Mogłabyś? W ustach??- wykrztusił.
Jej ręka kontynuowała ruch, którego ją nauczył, podczas gdy zamknęła usta na jego główce. Mięśnie jego ud napięły się, kiedy niepewnie zaczęła ssać. Powoli, zaczęła się poruszać, kierowana instynktem i jego urywanym oddechem. Wzięła go do ust tak bardzo jak mogła, bez zadławienia. Uczucie jego wbijającego się w jej gardło nie było do końca przyjemne, ale kiedy zobaczyła, że nagle umilkł i zesztywniał? To było wystarczającą zachętą żeby kontynuować. Wirowała językiem dookoła członka a następnie cofała się i ssała ponownie jego nabrzmiałą główkę. Kiedy to robiła, wyczuła w jego zapachu coś niesamowitego, nieznanego i całkowicie męskiego. To było uwięzione i uwolniło się przez grubą, żylastą skórę, czarne loczki otaczające jego penisa. Użyła wolnej ręki do ugniatania ich zanurzając się w silnym zapachu podniecenia. Nagle uniósł się lekko i dotknął jej ramienia. Spojrzała na niego.
-Przestań.
-Przestać?- zapytała niepewnie. Wydawało jej się że dobrze sobie radzi. Jego oddech?
-Jest pani świetna, panno Granger- powiedział, po wzięciu kilku gwałtownych wdechów . Rozluźniła się. ?Ale nadszedł czas na ostatnią lekcję. Dreszcz przebiegł przez jej ciało i myśli. To wciąż ją przerażało, ale przerażenie było zakopane pod warstwami przyjemności. W tej chwili chciała czuć jego ciepłą skórę pocierającą o jej ciało, czuć jego członka wypełniającego ją, patrzeć w te bezdenne, czarne oczy i wiedzieć, że pożądanie, które zobaczyła, dotyczy jej. Zaczerwieniła się, siadając na piętach, częściowo zażenowana faktem, że jest tak bardzo wyeksponowana, a częściowo zadowolona z tego jak patrzył na jej ciało, z dzikiego spojrzenia drapieżcy, który odnalazł swoją ofiarę.
-Chodź tu- powiedział. Przypomniał jej się jego nauczycielski ton, a po za tym była zbyt zmęczona, żeby odmówić. Podsunęła się obok niego, kładąc głowę w zgięciu jego ramienia. Jak dziwne było to, że wydawała się tam pasować; jak niemożliwy był fakt, że użył swojego śmiesznego nosa, przesuwając jej twarz, tak, żeby ją pocałować. Jak nieprawdopodobne, że nacisk jego ust budził w niej jakiś niezaspokojony głód. Wsunęła dłoń po karku w jego włosy i wbiła palce w skórę, przyciskając jego usta do swoich, w milczeniu błagając go aby przeszedł do następnej lekcji. Odsunął się, kiedy ją całował, podnosząc się na jednym biodrze, wysuwając się nad nią delikatnie. Była wystraszona. Ale to było też dobre, widzieć światło świec, przesuwające się po jego klatce piersiowej; widzieć jego twarz, bezmyślnie głodną, zasłoniętą czarnymi, długimi włosami; i jego erekcję, sterczącą przed nią z dumą. Dotknęła jego ramienia, przyciągnęła go do siebie i rozsunęła nogi, robiąc między nimi miejsce. Oparł się na kolanach i rękach nad nią, a ona patrzyła mu w oczy, próbując zrozumieć powód niemożliwego. Trzęsła się, ale było w tym tyle strachu ile oczekiwania. Balansował na jednej ręce, podczas gdy druga zniknęła na chwilę. Później poczuła jak ustawia penisa przy jej wejściu.
-Gotowa?- szepnął, a ona przytaknęła.
Kiedy pchnął do wewnątrz, jego twarz wykrzywiła się i wydyszał słowa ?O tak, o kurwa?" nie sprawiając wrażenia jakby mówił. Zabolało, dość mocno- poczuła jakby rozdzierał w niej otwór, ale słowa były balsamem, który złagodził jej ból i powtórzyła je ponownie w myślach. ?O tak, o kurwa?" A w pamięci widziała słodki grymas na jego twarzy i wiedziała, że w końcu zadowoliła go ponad miarę. To była moc. To był triumf. A jeśli nie było jeszcze przyjemności, była swego rodzaju mentalna ekstaza ze względu na to, że on był wewnątrz niej, poruszając się powoli a ona wyginała się w łuk, pozwalając mu na większą swobodę. Wciągał powietrze wypełniając ją a ona uśmiechnęła się gwałtownie i pomyślała, że w końcu wie, o co w tym wszystkim chodzi. Zredukować takiego mężczyznę jak Snape, do westchnień i szlochów? Jaka lepsza magia mogłaby istnieć?
Uderzał biodrami w jej biodra zgodnie z rytmem, który czuła w każdej komórce. Stopniowo tarcie pomiędzy nimi zaczęło rosnąć, aż przerosło ból i mogła podążyć za nim do miejsca pomiędzy ich umysłami, gdzie jedyną rzeczą która istniała, była bolesna przyjemność ich złączonych ciał. Zamknęła oczy, uniosła kolana i skrzyżowała łydki na jego plecach, popychając go głębiej piętami. Wsunął ramiona pod nią i przytrzymał jej ramiona, opierając się jej pchnięciom i kołysał biodrami, przynosząc jej z powrotem podniecenie, które straciła przez ból.
Pochylił głowę i ich policzki przycisnęły się do siebie. Pot spływał pomiędzy ich ciasno splecione, gorące ciała. Jego włosy dostały się do jej ust; mogła posmakować ich ostrego aromatu. Przesuwała dłonie w dół jego pleców, wyczuwając blizny, których nigdy nie widziała i zapamiętywała kontur jego kręgosłupa.
Uniósł się na rękach ponownie, kiedy ich rytm załamał się. Otworzyła oczy. Jego usta były wilgotne i zaciśnięte, oczy miał zamknięte a oddech płytki.
-Hermiono!- zaszlochał, a jej serce wybuchło.
To nie była fala przyjemności, nie jak wcześniej. Po prostu poczuła, że to znalazła, dla niego, drżącego nad nią. Uczucie, gdy był spełniony w jej ramionach, dźwięk jej imienia, przyniosły jej inny rodzaj satysfakcji. Zrobiła to i to było lepsze niż magia, lepsze niż zwycięstwo, lepsze niż cokolwiek.
Patrzyła ze smutkiem, jak on dochodzi do siebie i schodzi z niej. Jego twarz była teraz pusta, ale nie tak częściowo bezmyślna, jak wtedy gdy się kochali, ale wystudiowanie pusta, taka jaką od zawsze znała. Zamknęła oczy i przesunęła się w jego stronę, chcąc przedłużyć uczucie słodyczy jak się da najbardziej. Objął ją ramieniem, a ona leżała cicho, bojąc się, że jeśli się poruszy, on przypomni sobie, tak jak ona zaczynała, w jaki sposób się tu znaleźli i będzie nalegał żeby wyszła.
Słuchała jego oddechu i myślała o tym, co zrobili. Teraz była jego. Nie było drogi powrotnej. Zawahała się, oczekując powrotu paniki, ale nic takiego się nie stało. Wszystko co czuła, to pewne mentalne i fizyczne wyczerpanie, przeszkadzające w myśleniu. Zrobione- pomyślała i, na chwilę, zasnęła.
***
Kiedy się obudziła, zobaczyła, że on leży dokładnie tak jak wcześniej, gapiąc się? ze złością?... w sufit. Popatrzyła na niego z ciekawością. Jego czarne włosy były rozrzucone na poduszce, jego długie, blade ciało całkowicie wyciągnięte, miękki penis otoczony włoskami na udach. Kim jest mężczyzna, którego poślubiłam? Do czego dąży i co kocha? Pomyślała, czując ze zdziwieniem ponownie wzrastające pożądanie; ciepło buzujące w jej żyłach.
-Witam ponownie, panno Granger- powiedział gładko, a ona spanikowała. Jak będą teraz ze sobą rozmawiać?
-Sir.
-Wszystko w porządku?
Czy wszystko w porządku? Nie miała pojęcia.
-Tak.
-Myślisz, że będziesz potrzebowała eliksiru uzdrawiającego?
-Słucham?
-Czy coś cię boli? Czujesz się? potłuczona? Wolałbym nie wysyłać cię z powrotem do wieży Gryffindoru, jeśli będziesz pokryta siniakami.
Wysłać ją z powrotem do wieży. Słowa uderzyły w nią, ale to było zupełnie bezsensowne- W jakie inne miejsce mogłaby pójść? Oczywiście że wróci do wieży. To nie było małżeństwo, to był plan i właśnie wykonali pierwszy krok, nie zabijając się wzajemnie, dzięki Bogu.
-Wszystko w porządku, proszę pana. Ale może powinnam wziąć trochę ze sobą, w razie gdyby coś się pojawiło?
Potaknął i podniósł się. Cieszyła się, że wychodzi, że nie będzie musiała ubierać się przy nim. Zapięła koszulę, wsunęła majtki i przeszła do salonu, gdzie znalazła spódnicę i szkolne szaty złożone porządnie na kanapie. Już zapinała zapinki szaty, kiedy wrócił, na szczęście również ubrany. Podał jej dwie fiolki.
-Wypij tą teraz. To eliksir antykoncepcyjny. Drugi jest zwykłym eliksirem uzdrawiającym.
Potaknęła i otworzyła fiolkę wlewając jej zawartość do ust. Ciecz była lepka i nieprzyjemna. Odwróciła się i schowała drugą fiolkę do torby, która leżała obok, jak pamiątka po dawnym życiu.
-Która godzina?- zapytała.
-Jedenasta- odparł krótko.- Jestem pewien, że Potter i Weasley już się niepokoją. Użyje pani sieci fiuu, żeby wrócić do dormitorium. Prefekt nie powinien wałęsać się po lochach po godzinach.
Więc jego pokoje były w lochach. Zawsze tak sądziła, jednak te pomieszczenia nie były tak chłodne i wilgotne, tak straszne jak oczekiwała.
-Ale jak mogę użyć proszku fiuu? Sieć nie?
-Nasza przysięga, panno Granger. Nie zwróciła pani na nią uwagi? Przyrzekła pani swój dom mnie. Pani pokój jest teraz przedłużeniem mojego. Fiuknie się pani tam bez problemu.
-Dobrze, proszę pana.- Wydawało się nieprawdopodobne, jak szybko powrócili do poprzednich stosunków? i, Boże, Harry i Ron! Jak, na Merlina wytłumaczy gdzie była? I zajęcia! Jutro miała Obronę Przed Czarną Magią. Jak da radę siedzieć obok Harrego i patrzeć na Snape'a bez?
-Profesorze?
-Tak?
-Czy mogłabym? Znaczy? Czy to nie będzie problem, jeśli opuszczę obronę jutro?
-Nie sądzę żeby prefekci powinni opuszczać zajęcia. Tym bardziej pani nie jest taką osobą.
Czy on naprawdę był tak ograniczony? Potrzebowała czasu, żeby przejść nad tym do porządku dziennego, zanim powróci na zajęcia grając rolę jego przerażonej uczennicy.
-Rozumiem, ale ze względu na okoliczności?
-Ze względu na okoliczności tym bardziej powinna pani być na tych zajęciach. Sama pani powiedziała, że musi się nauczyć balansować na linii między światłem a ciemnością. Czarny Pan powrócił i?
-Daj spokój!- wykrzyknęła.- Nikt nie wie o tym lepiej niż ja i, chociaż tego nie przyznasz, mogłabym rzucić sześć różnych uroków na każdego w tej grupie! Nie powiesz na tych nieszczęsnych zajęciach nic czego nie wiem i zdajesz sobie z tego sprawę!
-Minus piętnaście punktów dla Gryffindoru, za użycie nieodpowiedniego języka- warknął.- Wciąż jestem pani nauczycielem, panno Granger.
-Ma pan rację- rzuciła ostro i zdjęła z gzymsu słoik z proszkiem fiuu, odkręcając pokrywkę.- I bardzo doceniam pańską lekcję pieprzenia, profesorze Snape.
-Jeszcze nie dotarło do pani, że musi się pani nauczyć ukrywać uczucia? Reszta naszego życia będzie oparta na tej farsie i musi pani współpracować. Zaczynając od jutrzejszych zajęć z obrony?
Wrzuciła proszek w płomienie i obserwowała, jak robią się zielone. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszała, kiedy wchodziła w nie, był złośliwy ton Snape'a, kiedy mówił:
-Zabiorę kolejne piętnaście punktów? Wydawało mi się, że daje pani lekcje uprawiania miłości...

Drugie życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz