Rozdział 22. Finale

401 52 51
                                    


Śmiech. Jego śmiech.

Po raz pierwszy tak... szczery. Pełny. Zupełnie jakby wyzwolony spod jarzma oficjalnej powściągliwości i nieufności. Tego wszystkiego, co ich dzieliło, a czego do końca nie rozumieli. W czym się zatracili.

Eliandir z bezgranicznym zdumieniem patrzyła, jak oblicze Cullena zmieniło się pod jego wpływem. Zniknęła zawziętość, nieustępliwość, Zamiast wiecznie tlącej się w stalowych oczach złości, zauważyła wręcz chłopięcy błysk.

Pod maską surowego dowódcy krył się zupełnie inny mężczyzna, którego nie znała.

Mythal uchowaj, by już nigdy nie pomyliła się aż tak w stosunku do kogoś.

Wciąż się uśmiechając, Cullen wyciągnął dłoń i delikatnie przesunął opuszkami szorstkich palców wzdłuż linii jej vallaslin. Jego rysy twarzy jakby złagodniały, zaś blizna na górnej wardze nie dodawała już grozy, lecz... kusiła?

Dotyk. Jego dotyk.

Po raz pierwszy tak... niegroźny. Sprawił, że zadrżała, lecz nie z głęboko zakorzenionego lęku, lecz czegoś nowego, co rozchodziło się po jej skórze łaskoczącym, przyjemnym wrażeniem.

Nie poruszyła się, nie uczyniła żadnego gestu. Z mocno bijącym sercem po prostu... patrzyła w te szare, niezłomne oczy i czekała.

Na co?

Nie wiedziała.

Wiedziała tylko, że się tego nie boi. Że tego chce.

Gdy wypowiedział szeptem jej imię, zapomniała, jak się oddycha. Przez szumiącą w uszach krew przebił się jeszcze inny dźwięk, bardziej natarczywy, nie na miejscu.

Czy to możliwe?

W jednej sekundzie powróciła do rzeczywistości. Rozszerzyła oczy w zdumieniu, gdy rozpoznała odgłos.

Ryk jelenia.

Wypełniła ją wręcz bolesna radość. Uśmiechnęła się szeroko do zaskoczonego Cullena, chwytając go obiema dłońmi za wyciągniętą rękę. Ścisnęła lekko, w pośpiechu.

- Wrócił do mnie! - wyrzuciła z siebie, po czym zerwała się z łóżka, chcąc jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz.

Nie dbała o to, że ma na sobie tylko luźną koszulę i cienkie spodnie, jest bosa i nie ma żadnego okrycia, które by ją uchroniło przed chłodem nocy.

Gdy tylko oparła swój ciężar na nogach, przeszył ją spazm bólu, a kolana ugięły się zdradziecko. Stanowczo zbyt długo siedziała na podkulonych nogach. Syknela, bardziej że zniecierpliwienia niż bólu. Zacisnęła zęby i postąpiła kilka chwiejnych kroków, praktycznie wpadając na drzwi. Otworzyła je jednym szarpnięciem i gdy dotarła do schodów, już prawie odzyskała sprawność.

Prawie.

Już miała pokonać pierwszy stopień, gdy poczuła jak ktoś łapie ją za rękę i kładzie sobie na przedramieniu. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i przyjęła pomoc, właściwie uwieszając na silnym ramieniu mężczyzny.

Jeszcze ten jeden raz mogła sobie pozwolić na słabość.

Prawda?

***

Sprowadził ją ze schodów, czując ciepło bijące od jej drobnego ciała.

Stwórco, tak bardzo się starał, lecz nie mógł skupić uwagi na niczym innym, wręcz boleśnie świadom jej obecności. Jej zapachu, przyspieszonego radosną nadzieją oddechu, miękkości srebrzystych włosów, muskających jego odsłonięte ramię, które kurczowo trzymała.

[Dragon Age Inkwizycja] W cieniu szaleństwa ✔︎Where stories live. Discover now