Rozdział I

36 5 3
                                    

-Co to właściwie za miejsce?- Zapytałam, patrząc na drewniane chatki i ogniska znajdujące się w środku lasu.
-Obóz harcerski ,,blackwood". Nie wiedziałem, że w głębi Ciebie znajduje się dusza harcerki. - zachichotał
-znasz mnie dopiero 5 godzin, co ty o mnie wiesz. - wyszłam z samochodu i poszłam po bagaże. Poszedł za mną i otworzył mi bagażnik.
- dużo, wiem że widzisz potwory w lesie- uśmiechał się wyjmując bagaże
-haha, bardzo śmieszne. - Nie było mi do śmiechu, nadal nie pamiętałam co ja tutaj robie.
-to ostatnia walizka - Zamknął bagażnik. I stanął równolegle do mnie.
-słuchaj, z tego co wiem weekendy są tu wolne i można sobie jeździć gdzie sie chce. Jak coś to dzwoń - klepnął mnie dość mocno w ramię i odjechał. Złapałam sie za bolące po jego uderzeniu miejsce i przejechałam po nim ręką. Przykleil mi do ramienia kartkę z jego numerem. Zażenowana wzięłam ciężkie walizy i ruszyłam w stronę schroniska, w którym miałam spać. Kiedy przekroczyłam próg bramy, zakręciło mi sie w głowie tak mocno, że sie zachwiałam. W ostatniej chwili przed upadkiem ochroniła  mnie moja walizka, o którą sie oparłam. Wszystko mi się przypomniało... Przyjechałam tu ponieważ rodzice uważali że za dużo czasu spędzam przy komputerze... nie akceptowali tego że nie lubiłam wychodzić na dwor, ani jak słońce pizga mi w oczy i krzyków dzieciaków z podwórka. Czasami miałam ich dosyć... w sensie rodziców...

Weszłam do środka, nieduże pomieszczenie. Wszystko drewniane: ściany, stoliki stojące po prawej stronie na drewnianej podłodze, drzwi prowadzace zapewne do pokoi w których spały harcerki. Spoglądając przez okno ujrzalam stojących w szeregu ludzi, nastolatków mniej więcej w moim wieku. Przed nimi stała wysoka, dobrze zbudowana drużynowa. Podeszłam do niej ignorując wszystkie spojrzenia dziewcząt i chłopców stojących w szeregu.
-ty jesteś Charlotte prawda? - zapytała drużynowa, była dość ładna, opalone ciało, ciemne blond włosy. Uśmiechała się do mnie.
-tak.-odpowiedziałam bez zaangażowania i obojętna miną.
-lottie, moge ci tak mówić? - jej promienny uśmiech mnie dobijał.
-wole Charlotte.- jej wyraz twarzy troche sie zmienił, jakby zrobiło jej sie głupio.
-em... kora, zaprowadz ją do pokoju, do Sam.
-robi się - chłopak ok. 190 cm, blond włosy, jasna cera, gdzieniegdzie pieprzyki. Uśmiecha się szeroko jakby usłyszał dobry żart. Idzie w moją stronę -idziemy? - patrzył mi w oczy, pochylając się. Przecież wiem że jestem niska, nie musi mi tego pokazywać w ten sposób...
-mhm -odwróciłam sie na pięcie i ruszyłam w stronę pokoi. Po chwili podbiegł i szedł Koło mnie. Mimo krótkich nóg szybko dotarłam do celu. Prowadził mnie przez cienkie korytarze oddzielajace pokoje, wskazywał palcem łazienki. Kiedy dotarliśmy na drugie piętro, chłopak stanął przy drzwiach, zapukał w drewniane drzwi i otworzył je szeroko krzycząc:
- Aparatko, masz nową współlokatorkę. - weszłam do pokoju, rozejrzałam się. Pokój był nie najgorszy, pochyły dach i ciemne zakatki drewnianego pokoju dawały mi nadzieje ze nie będzie tak źle. Po środku pokoju, pod okienkiem w dachu leżały złączone dwie małe szafki nocne, na prawej szafce było pare zdjęć jakichś dziewcząt na plaży. Obok stało małe jednoosobowe łóżko z kocem i multum pluszaków wokół dziewczyny o zielonych oczach, i brązowych lokach dokoła głowy. Siedziała opatulona misiami i krolikami różnego koloru i szczerzyla białe zęby pokazując mi swój aparat. Przy ścianie po jej stronie pokoju znajdowała sie cała oklejona plakatami szafa. Moja strona miała takie same meble, ale nie oklejone kolorowymi pierdołami.
-Hejka! Jestem Nancy ale nazywają mnie aparatka. -świetnie.
-Jestem Charlotte. -minęłam ją i położyłam walizki przy Moim łóżku.
-Lottie, twój mundurek leży na szafce. Przebierz się i dołącz do das, pewnie nie możesz sie doczekać by nas poznać.- zaśmiał się stojąc w drzwiach.
-Charlotte, nie Lottie. A w ogóle to...
-Musze lecieć, pa! -przerwał mi i wyszedł. Spojrzałam na mundurek i wzięłam go niechętnie do ręki. Westchnęłam i przebrałam się.
-Wyglądasz uroczo! - pisknęła Nancy.
-Okropnie - mruknęłam widząc spodnice na moich biodrach. Wzięłam sie w garść i ruszyłam na dół.
Tam czekali przy stolikach na mnie by zjeść wspólne śniadanie. Podeszłam i gdy chciałam usiąść uslyszalam znajomy już głos
-Hej Lottie! Tutaj! Zjedz z nami!
Podeszłam i prawnie rzucając talerzem stolik usiadłam obok jego kolegów.

-Charlotte... -udało mi sie opanować głos.
- Czemu nie może być Lottie?- Zapytał niebieskooki, siedzacy po mojej lewej.
-Nie lubię zdrobień. - Po śniadaniu były poranne ćwiczenia. Dobraliśmy sie w pary. Byłam w parze z jakąś zwykłą niewyróżniającą się dziewczyną. Mówili na nią zegar, Zawsze wiedziała która godzina i co kiedy jest. Było okropnie, same ćwiczenia nie były najgorsze, ale to słońce! W skutek gorących promieni, przedzierajacych się przez parę drzew, zaczął ze mnie kapać pot. Usiadłam na ławce, a obok mnie usiadło parę dziewczyn. Chciały się ze mną w jakiś sposób zaprzyjaźnić, ale wycofały się gdy zauważyły mój entuzjazm że tu jestem i to jak bardzo chce z nimi rozmawiać... . Bzdura, nie chciałam miec z nimi nic wspólnego. Siedziałam sama w cieniu. Był to czas, kiedy każdy mógł robić co chciał na terenie obozu. Jedni grali w piłkę, drudzy byli na ,,placu zabaw" i siedzieli na drabinkach rozmawiając, inni wędrowali po obozie. Siedziałam z zamknietymi oczami próbując odpocząć, ale w tym goracu się nie da. Po krótkiej chwili wstałam i chciałam się przejść. Idąc ścieżką zwróciłam uwagę na drzewa których gałęzie nad moją głową przypominały szpony. Zatrzymałam sie słysząc jak ktoś krzyczy moje imię, odwróciłam się, w tym momencie piłka uderzyła w pień sosny tuż obok mojej głowy. Zrobiło mi się słabo, ale nadał stałam twardo na ziemi. Podbiegli do mnie.
- Nic ci nie jest? - zmartwił się niebieskooki, czyli ten który kopnął piłkę w moją stronę.
-Nie, ale tobie chyba tak - podniosłam piłkę z ziemii i wepchnęłam mu ją w ramiona. Wyszłam z ich grona i pobiegłam do pokoju.
- Wszystko dobrze? - Aparatka również wyglądała na zaniepokojoną.
- Nie, nic nie jest dobrze... -Usiadłam na łóżku.
-Jest ci tutaj aż tak źle?- Było jej chyba smutno, że nie bawię sie tutaj w najlepsze.
- W ogóle nie chciałam tutaj przyjeżdżać.
- Wiec może zrób tak żeby ci się tutaj podobało.
- Niby jak?
- Znajdź najpierw kogoś z kim będzie można rozmawiać. - Nancy była cała rozpromieniona że może mi pomóc.

Usiadłam na podłodze i zaczęłam sie rozpakowywać. Kiedy opróżniłam walizkę, wzięłam się za plecak. Delikatnie wyjęłam szarego laptopa z naklejonym imieniem na klapie, nastepnie czarnego tableta w pokrowcu również z moim imieniem, mp4, słuchawki, radio, mały router Wi Fi, pare zeszytów z przyborami do rysowania i ostatnie moje dwa telefony. Odkładając plecak usłyszałam dziwny grzechot, coś tam jeszcze było. Zajrzałam do plecaka, ten grzechot wydała moja bransoletka... . Dostałam dreszczy. Na pewno jej tu nie chowałam!
- Nancy, grzebałaś mi w rzeczach?
-Nie, dlaczego?
-Nieważne... -zaniepokojona założyłam bransoletkę, pochowałam resztę rzeczy i się położyłam. Zasnęłam.

Obóz tajemnic [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz