|| Rozdział 29 ||

663 51 8
                                    

Josephine

  Abigail rzuciła się na faceta który przyprowadził tu James'a i podcięła mu gardło. Jego ciało upadło, a Carl popchnął James'a.

- Kto to był i co chciał? - spytał, a Abi stanęła między nimi.

- Członek nowego horyzontu. Grupy do której kiedyś należałem.

- Więc co chciał od Abigail? - spytał wściekle Carl.

- Miałam z nimi iść. Gdybym twgo nie zrobila zabili by go - powiedziała dziewczyna, a Carl uderzył chłopaka w twarz.

- Zjawiasz się tu i ciągle sprawiasz jakieś problemy! Nie możesz tu zostać - wykrzyczał uderzając go jeszcze kilka razy. Abigail popchnęła Carl'a na ziemię i wyjęła pistolet.

- Nie ty o tym decydujesz! To mój przyjaciel i nie masz prawa nic mu zrobić - wykrzyczała dziewczyna machając pistoletem przed jego twarzą - Albo cię zabiję!

- Uspokójcie się! - krzyknęlam, a ich oczy skierowały się na mnie - Przyszliście tu, bo mnie szukaliście. To na pewno nie jest wina żadnego z was, więc skończmy ten temat i się opanujmy. Powinniśmy wrócić.

  Gdy to powiedziałam, wszyscy weszli do auta. Carl kierował, a Abi i James usiedli z tyłu. Auto wycofało się i wyjechaliśmy na drogę. Po chwili byliśmy na terenie więzienia.

- Josephine, wyraźnie ci mówiłem, że nigdzie nie możesz chodzić - powiedział Hershel gdy wyszłam z auta, a ja przewróciłam oczami.

- To w tym momencie nie jest ważne. Oni wam wszystko opowiedzą - powiedziałam i powoli zaczęłam isć w stronę budynku. Nowy horyzont? Ciągle nie daje mi to spokoju. Co to za ludzie. Czego chcą? Idąc korytarzem do mojej celi zobaczyłam Daryl'a.

- Gdzie byłaś? - spytał lekko smutny.

- Byłam na spacerze - odpowiedziałam zmieszana.

- Chyba nie powinnaś nigdzie chodzić... Martwiliśmy się.

- Wiem... Po prostu. W sumie nie ważne. Nie wiem po co się martwiliście...

- Bo jesteś jedną z nas. Teraz mieć zaufanych ludzi jest bardzo potrzebne - odpowiedział, a ja spuściłam wzrok.

- Zaufanych? Znamy się ponad tydzień, a wy już mi ufacie? To dziwne, bo czasem nie warto ufać samemu sobie.

- Znalazła się poetka - powiedział, a ja spojrzałam na niego pytająco.

- Nie powinieneś iść do swojej siostry. W tym momencie chyba ma wam wszystkim dużo do powiedzenia, a ty stoisz tu i ze mną rozmawiasz - powiedziałam i ominęłam mężczyznę. Weszłam do celi, położyłam się na łóżku i rzyciłam kulami o ścianę. To co się dzisiaj działo nie do końca do mnie dociera. Zabiłam człowieka, nigdy nie myślałam że to zrobię. Naraziłam członka grupy i mogłam doprowadzić także do jego śmierci...

   Hej! Co myślicie o postawie Abi w stosunku do Carl'a. Czy James rozpierdzieli Cabi? Mam nadzieję że rozdział sie podobał :) Cześć
#MrsRhee

✔ || Just Hold On || The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz