Trochę niewyjaśnionej ciszy. Gdzieś w tle tylko czyjś niespokojny oddech i nierównomierne, głośne uderzenia serca.
Chyba moje.
Świat jakby za mgłą, przed oczami próżnia, na ustach dziwnie obcy dotyk, w głowie pustka.
Nie rozumiałem.
Na szczęście nie musiałem zbyt wiele pojmować, bo moje oczy na nowo dostrzegły wszystkie barwy, a naprzeciw mnie stała najpiękniejsza istota, jaką Bóg ośmielił się zesłać na ziemię, umieścić wśród zawistnych ludzi bez obawy, że ktoś zniszczy jej delikatną urodę ciała i duszy.
Długo nie cieszyłem wzroku moją panią, bo cisnęła mną w Mrocznego Amora.
Możliwe, że trochę przesadziłem z tą delikatnością.
Nie minęło wiele czasu, byśmy wspólnie pokonali antagonistę zrodzonego ze złej woli Władcy Ciem. Zwycięstwo jak zwykle przypieczętowaliśmy żółwikiem.
- To jak, moja pani? Ty, ja, kino, dzisiaj? – spytałem, najbardziej uwodzicielskim tonem na jaki byłem w stanie się zdobyć, a potem puściłem do niej oczko. Dziewczyna tylko się roześmiała i sprzedała mi pstryczka w nos. Zrezygnowana, ale wciąż z uśmiechem na twarzy, pokręciła głową.
- Nie odpuścisz sobie?
- Nigdy.
- No trudno, chyba się z tym jakoś pogodzę. Ale muszę odmówić, mam dzisiaj niesamowicie romantyczną randkę z fizyką i obawiam się, że jeśli ją wystawię, to długo nie pożyję.
- Niech będzie, księżniczko, ale nie ma mowy żebym odpuścił – zaśmiałem się.
- Wesołych walentynek, Chat – odezwała się po chwili namysłu, jednocześnie obdarzając mnie swoim promiennym uśmiechem. Kochałem ten wyraz twarzy całym sercem. Całą duszą. Całym sobą.
Byłyby weselsze z tobą w moich ramionach – pomyślałem, a strunami mojego serca nagle szarpnął smutek.
- Nawzajem, Biedronko – odparłem.
Stałem jeszcze przez chwilę, patrząc jak oddala się ode mnie dziewczyna w czerwonym stroju i zastanawiałem się, kogo może ukrywać zaczarowana maska. Gdy do moich uszu dobiegł charakterystyczny odgłos, oznaczający, że za chwilę na miejscu Czarnego Kota pojawi się Adrien Agreste – zacząłem biec w stronę jednej z pustych ulic pomiędzy kamieniczkami. Lateksowy kostium zniknął w mgnieniu oka, a wyczerpany Plagg natychmiast upomniał się o camembert.
Kiedy udało mi się niepostrzeżenie wejść do mojego pokoju, od razu opadłem na łóżko, przybity śmiechem mojego kwami.
- Masz pojęcie jakie straszne i nieprzyjemne rzeczy, powiedziałeś dzisiaj swojej Biedronce? – chichotał, opychając cię serem.
- Tak cię to śmieszy, tak? – westchnąłem, tuląc poduszkę do twarzy.
- I czym się tak przejmujesz? W końcu dostałeś taką stertę walentynek, od tylu wielbicielek, że możesz losować! – dodał po chwili, najwidoczniej rozbawiony moimi zmartwieniami. Wygrzebał z góry kartek jedną, w kształcie serca, potem rzucił ją na łóżko, a ta zgrabnie wylądowała tuż przed moją twarzą. Niechętnie spojrzałem na zapisane słowa. Zdezorientowany podniosłem się do siadu, trzymając w dłoniach czerwony kawałek papieru.
- Jej, czekaj! Ktoś odpisał na mój wiersz! Przecież go wyrzuciłem – zdziwiłem się i przeczytałem głośno amatorski poemat, podobny do mojego. – Jak słońce włosy lśnią, zielone oczy twe. Tak bardzo poznać twoje najskrytsze marzenia chcę. Walentynką twą pragnę być, niech miłość nasza trwa po wieczność niczym piękny sen, bo twoja jestem ja.
- Aaah, ta która pisze równie przesłodzone dzieła co ty, na pewno jest ci przeznaczona – jęknął z wyraźnym obrzydzeniem Plagg. Nie zwracając uwagi na jego krzywe postrzeganie uczuć, zacząłem błądzić wzrokiem po skrawku papieru, szukając choćby inicjałów autorki.
- Nie podpisała się – stwierdziłem w końcu, nieco załamanym głosem. Gdy nagle jak mała iskra nadziei, wzniecająca pożar szczęścia, na walentynce pojawiła biedronka. Przeszła kawałek drogi pomiędzy starannie zapisanymi znakami, ale chwilę później znów podniosła się do lotu. Pobiegłem za nią aż do okna.
- Myślisz, że jest od Biedronki? – spytałem mojego towarzysza, wciąż śledząc wzrokiem odlatującego owada. Westchnąłem rozmarzony.
- No błagam cię!
Osunąłem się na podłogę, opierając się plecami o zimną szybę. Zignorowałem irytujące wywody Plagga i pogrążyłem się w swoich myślach. Nie byłem pewien, co powinienem sądzić o tym wszystkim, ale jednocześnie nie dopuszczałem do siebie myśli, że autorką wiersza może być ktoś inny niż moja ukochana. Wszystko byłoby prostsze gdyby zostawiła chociaż jakiś charakterystyczny znak. No bo przecież nie nasłała biedronki na mój dom, tylko po to, żebym nie miał wątpliwości. To niemożliwe.
Ale przecież nic nie zdarza się przypadkiem, prawda?
-------------------------------------------
Ha! Jeśli ktoś myślał, że to ff umarło, to (HA) był w błędzie. Dobra, przyznaję, że zmieniłam trochę ogólny zarys (ale fabuła została ta sama, Alice też nie zabraknie, luzik) i zmienił się chyba trochę też mój styl (prawdopodobnie za dużo wierszy się naczytałam)
No i ogólnie chcę to napisać od nowa, żeby było bardziej sensowne. W dodatku od dawna chciałam napisać coś tylko i wyłącznie perspektywą Adriena, bo w większości ff jest taki olewany i jest głównie z perspektywy Mari
A dzisiaj piątek, więc idę się nażreć pizzy, pa
YOU ARE READING
Miraculum | Zagubieni (zawieszone)
Fanfiction>> Chwilowo zawieszone [21.04.2017] << "Być może naszym przeznaczeniem było spotkać się w połowie drogi i złapać za ręce, by iść dalej razem? Ale najwidoczniej, któreś z nas zagubiło się wśród tłumu, nie mogąc odnaleźć właściwego szlaku...