rozdział 3

52 6 44
                                    

Drzwi domu otworzyły się z hukiem.

- Co mnie ominęło?!- krzyknął ktoś.

Tym kimś okazała się moja najlepsza przyjaciółka Juli.

Julietta to niska, pyskata i wredna dziewczyna o bordowo-różowych włosach i szaro zielonych tęczówkach. Zawsze gotowa mnie obronić (chociaż nigdy nie było potrzeby), oryginalna i niezwylke wścibska. Gdy cokolwiek się stanie możesz być pewna, że Jul już dawno o tym wie.

- Nic- powiedziałam zirytowana.

A tyle brakowało! Mogła chociaż udawać, że jej tu nie ma!

Westchnęłam. Dobra, spokojnie. Masz jeszcze na to całe życie.

- Jak się ma moja dzidzia- zapytała modulując przy tym śmiesznie głos.

- Bardzo dobrze. Ale mogłabyś przestać nazywać mnie dzidzią?- zapytał rozbawiony Matt.

Od kiedy Juli dowiedziała się o ciąży twierdzi, że to będzie chłopczyk... i właśnie wtedy Matt dostał tą jakże oryginalną ksywkę.

*retrospekcja*

- To co tam u was, opowiadajcie!- krzyknęła wesoło Jul.

- A nic. No może oprócz tego, że jestem w ciąży, ale tak poza tym to nic- odpowiedziałam. Czekałam aż to przetworzy. Ona zamiast pomyśleć nad tym co powiedziałam zaczęła nawijać.

- Spoko. Wiecie wczoraj spotkałam takiego...- opowiadała tak przez godzinkę lub dwie. Nagle wstała i krzyknęła:
- Muszę lecieć!
I zwiała. Znam ją już tak długo, że wiem, że mogła o czymś zapomnieć.
Ale wiem też jaki ma zapłon. W myślach zaczęłam liczyć.

3..........2..........1...........

Nagle drzwi z impetem wypadły z zawiasów.

- Jesteś w ciąży?!- wrzasnęła.

- Tak, jestem.- Odparłam spokojnie. Nie takie rzeczy Juliet wyrabiała.

- To napewno będzie chłopczyk! Pewnie będzie bardziej mężny niż to coś co trzymasz w domu... no ten jak on tam...

- Matt?

- Dokładnie! Matt jest jak...- zamyśliła się-... jak kurczak!- parskęłam śmiechem.- Ale to prawda! Jest spoko i ogólnie może i jest trochę wojowniczy, ale każdy wie co się robi z kurczakami.

Rozbawiona pokręciłam głową. Matt'owi, który przez cały czas siedział obok nie było do śmiechu. Grobowa mina i błysk w oku mówiły same za siebie.

- A twój malec będzie jak kotek. Są urocze, ale potrafią pokazać pazurki. Stwierdzam więc, że Matt to taki dzidziusiowaty kurczak, a malec to wojowniczy kotek.

- A ty co twierdzisz "dzidziusiu"?- zapytałam Matt'a.

- No wiesz?!- obruszył się.

- No już się nie gniewaj.- dałam mu buziaka w policzek.

Spojrzał na mnie i usadowił na swoich kolanach. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zamruczałam.

- To ja może już pójdę...- i uciekła krzycząc jeszcze:
- Odkupię wam drzwi, cześć!

*koniec retrospekcji*

Do tej pory nie oddała za drzwi. A to były takie ładne drzwi.

- Co cię do nas sprowadza Jul?- spytałam.

- No to oczywiste, że twój mały kociak. Jak się ma? Dalej kopie?

- No pomyślmy. Jestem najpewniej w 6 miesiącu ciąży i pytasz się czy dziecko kopie?! No oczywiście, że tak.- odparłam nerwowo.

Takie "uroki" ciąży. Co chwilę zmienia mi się nastrój. Zresztą to chyba dozwolone dla ciężarnych kobiet, co nie?

Swoją drogą śmieszna sytuacja z tym dzieckiem, bo ani razu nie byłam na usg i badaniach. Nie wiem więc ile ma miesięcy.

Wiąże się z tym dość nieciekawa historia, ponieważ niedługo po tym jak dowiedziałam się o ciąży, na naszą watachę napadli wygnańcy. Alfa kazał walczyć wszystkim bez wyjątku. Nie mieliśmy szans. Było ich zbyt wielu, a nasi sojusznicy z innych watach, nie przyznali się do nas. Nie mieli zamiaru choćby kiwnąć palcem, podczas gdy my pomagaliśmy im jak mogliśmy.

I tak oto "watacha płomiennego serca" zgasła. Niewiele po nas zostało, a żywi uciekli. Luna i alfa zginęli w walce. Znaczy alfa zginął w walce, a gdy luna zobaczyła go całego we krwi, poderżnęła sobie gardło.

Nie przeżyłam tego jakoś szczególnie, ponieważ alfa (jak na alfę przystało) był stanowczy i poważny. Niestety luna nie była lepsza. Zdradliwa szmata bez serca. Kiedyś przyjaźniłyśmy się, dopóki ona nie nagadała dla alfy Rena, że ją pobiłam. Gdyby nie przyjaciele i Matt już dawno bym nie żyła.

Z zamyślenia wyrwał mnie głos:
- Słuchasz mnie?!- łypnęła zirytowana Juli.

- Tak, tak. Wiesz co? Jestem troszkę zmęczona. Może przyszłabyś jutro, co?- spytałam prosto z mostu. Przyzwyczaiłyśmy się, że jedna wywala drugą z domu.

- Dobra kochana.- spojrzała zmartwiona w moje oczy.- To cześć!- rzekła znów przybierając wesoły wyraz twarzy i przytuliła mnie.- Jak coś się dzieje to mów- szepnęła mi na ucho.

- Spokojnie, wszystko jest okej.- uspokoiłam ją i odprowadziłam do drzwi.

*Kilka godzin po wyjściu Jul*

Śpię sobie spokojnie, gdy nagle z objęć Morfeusza wyrywa mne mocny ból. Siadam na łóżku i próbuję głęboko oddychać.

Wdech, wydech, wdech, wydech...

Wstałam powoli, by zejść na dół po szklankę wody.

Nagle czuję pod sobą coś mokrego. Patrzę w dół i krzyczę:

- Matt, wody mi odeszły!!!

...

_______________________________________
Cześć ;*

Akcję czas zacząć! Dwa pierwsze rozdziały były wprowadzające, ale teraz czas na fabułę właściwą!

Swoją drogą Julietta to moja przyjaciółka w realu (Julia). Zdarzenia opisane w książce są podobne do prawdziwych 😉.

Niestety rozdziały nie będą pojawiać się regularnie, chociaż bardzo bym chciała. Może być ich 4 na jeden mesiąc, ale i 15.
Niestety, moim priorytetem jest teraz nauka.
Ale piszę rozdziały gdy tylko mam wolny czas.

Komentarze zawsze mile widziane.

No i cóż więcej napisać, do następnego!

I nigdy cię nie opuszczę...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz