- Tak, zjem- zapewniłam nadającą w telefonie mamę, zdejmując obcasy z obolałych nóg- zamówię sobie pizzę, czy coś. Nie dzwoń za często, poradzę sobie. Pa.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na kanapę, głośno wzdychając. Przeczesałam zmierzwione włosy obiema rękami i zajrzałam do lodówki, wyciągając z niej karton zimnego soku pomarańczowego.
Zegar tykał niespokojnie, zakłócając idealną ciszę, jaka panowała w tych czterech ścianach. Było już naprawdę bardzo późno i nie uśmiechało mi się wychodzić samej do ogrodu, żeby zebrać parasol i krzesła. I tak już przemokły do suchej nitki. Lało, jak z cebra. Po szybach wciąż spływały świeże stróżki wody, ograniczając widoczność za oknem. Co jakiś czas wielkie błyskawice przecinały niebo, jak błyszczące wijące się węże, od których dostawałam dreszczy na zawołanie.
Ściągnęłam szybkim ruchem mokrą bluzkę, która przylgnęła do zmarzniętej skóry i położyłam ją na ziemi, ponownie sięgając po sok. Odruchowo przejrzałam się w piekarniku, gapiąc się na rozmazaną dziewczynę w odbiciu. Odwróciłam wzrok i wskoczyłam na śliski blat, wygładzając starannie czarną spódnicę. Otworzyłam szafkę nad głową, zamieniając sok na butelkę taniego czerwonego wina. Odkorkowałam ją sprawnie i upiłam wielkiego łyka, wycierając usta wierzchem dłoni. Posunęłam się do samego końca blatu, odchyliłam głowę w tył i oprałam ją o ścianę, przymykając oczy. Ściskałam kurczowo butelkę, popijając od czasu do czasu, wcale nie mając na to ochoty.
Nie wiedziałam co właściwie chcę robić. Nienawidziłam siedzieć sama w domu, nawet, jeśli oznaczało to więcej swobody i zero obowiązków domowych, w tym krzyków dorosłych i bezsensowne narzekanie na coś, czego nawet nie zrobiłam. Mimo to często przesiadywałam samotnie noce na kanapie w salonie, zasypiając i pozostawiając na pastwę losu odtwarzające się kolejne odcinki ulubionego serialu. Tak było też dziś.
Impreza skończyła się dobrą godzinę temu, ale wciąż trwał after. Nie miałam jednak na niego ochoty. Wróciłam taksówką do domu, zostawiając głośną muzykę i pijanych znajomych, póki jeszcze sama byłam trzeźwa. Wyszło mi to na dobre. Chłodne powietrze sprawiło, że poczułam się znacznie lepiej i zapomniałam o bólu głowy, który dręczył mnie od rana. Odetchnęłam z ulgą, że rano nie znajdę swoich kompromitujących zdjęć na facebooku, ulatniając się wcześniej.
Machałam leniwie nogami, rozmyślając o ewentualności zabrania kieliszka z szuflady komody w jadalni, kiedy przestraszył mnie nagły dzwonek do drzwi. Nikogo się dziś nie spodziewałam, a już szczególnie o tej godzinie, więc znajome uczucie lęku dało tam gdzieś o sobie znać. Ześlizgnęłam się na podłogę, szukając wzrokiem swojej koszulki. Dzwonek ponowił się. W akcie desperacji zarzuciłam sobie na nagie ramiona miękki koc i spokojnie, bez gwałtownych ruchów podeszłam do drzwi. W jednej ręce trzymałam butelkę wina, do drugiej zgarnęłam długi parasol ojca.
Ostrożnie zerknęłam przez wizjer, rozglądając się uważnie dookoła i wypuściłam parasol, pozwalając mu z hukiem upaść. Natychmiast zaczęłam otwierać wszystkie zamki. Koc zsunął się ze mnie, ale zignorowałam to.
- Hej- powiedziała, słabo się uśmiechając, kiedy otworzyłam- cała ty- wskazała- ubieraj się, bo dopadnie cię jakieś choróbsko.
Zaśmiałam się cicho, opierając się o futrynę drzwi. Zasłoniłam oczy przedramieniem, a ona wyjęła mi wino z ręki, wchodząc do środka.
- Nieźle mnie przestraszyłaś. Skończyło się?- spytałam, zatrzaskując drzwi i poszłam za nią.
- Tak jakby- odparła, odkładając wino z powrotem na blat. Zakorkowała butelkę i włożyła na miejsce.
Podparłam się o oparcie kanapy i skrzyżowałam ręce na piersiach. Obserwowałam ją przez moment, próbując odczytać cokolwiek z dziwnego wyrazu jej skupionej twarzy.
CZYTASZ
NIGHT one shot
Short StoryNajbardziej kojarzyła mi się z nią noc. Czarna, ciesząca nas gwiazdami i długimi rozmowami o chipsie, przypominającym Johny'ego Deepa, spędzona na dachu, na obserwacji naszego własnego domku dla lalek.