Szepty w mroku

86 6 0
                                    


Po kilku godzinach jazdy w zimnych strugach deszczu przestała zwracać uwagę na otoczenie. W jej głowie cała masa informacji, którą przekazali jej zarządca posiadłości w Amarancie oraz głównodowodzący rozbudowanej sieci szpiegowskiej. Informacji, jakie za pomocą poczty pantoflowej trafiały na jej biurko nie można było przecenić. Możni tego świata z rzadka zwracali uwagę na służących, często zapominali, że te jakże użyteczne „urządzenia" mają oczy i uszy, które można wykorzystać. Erendis nie miała skrupułów posiłkować się każdym dostępnym środkiem, by kontrolować knowania i intrygi podległych jej arystokratów. Ktoś w końcu musiał pilnować, by nie porozrywali się na strzępy podczas niekończących się waśni.

Raporty czekające na jej biurku dotyczyły głównie zdarzeń, jakie miały miejsce w rezydencji Denmara oraz awantury, która miała miejsce parę dni potem w domu należącym do jednego z siostrzeńców banna. Wyglądało na to, że nie doceniła Alaina. Ta nędzna kreatura była o wiele bardziej przebiegła niż mogła przypuszczać. Erendis nie sądziła, że ciągle narzekający mięczak pozbawiony kręgosłupa moralnego, posunie się do zaplanowania morderstwa własnego ojca. Najwidoczniej był zdesperowany bardziej niż myślała. Zlekceważyła jego list, który w jakiś sposób stał się zapalnikiem działań dla jego kuzynów. Cousland nie mogła nadal wyjść ze zdziwienia, że dwaj pozostający na wolności siostrzeńcy Denmara odważyli się wykonać śmiały plan. Zastanawiało ją to. Obaj nie byli zagrożeni, ani ich życie, ani ich majątek, nawet gdyby najgorsze miało przytrafić się Alainowi, im nie stałaby się krzywda. Chyba że... chyba że Alain posiadał coś, co pozwalało trzymać ich na smyczy. Jakieś ciemne interesy, niecne uczynki...

Westchnęła przeciągle ocierając deszcz z twarzy. Nienawidziła babrać się w ludzkich brudach. Wszelkie te paskudne, wstydliwe uczynki bliźnich, wszystko to, co zamiatali pod dywan, ukrywali po kątach... wszystko to pozwalało jej zapanować nad tą bandą hipokrytów. Miała tego serdecznie dość, była zmęczona, wypalona. Zastanawiała się, jak ojciec mógł to znosić przez te wszystkie lata?

Bryce Cousland był mistrzem w lawirowaniu między półprawdami świata arystokracji. To on otworzył jej oczy na prawdziwe oblicze ludzi, czynił to z pewnym żalem, tak wcześnie łamiąc niewinność swojej jedynej córki, ale w świecie wielkiej polityki niewinność mogła być zabójcza, a ojciec chciał, by była bezpieczna. Tylko znając reguły gry można było ją wygrać.

Jadący za nią Zevran wydał zduszony okrzyk, gdy z zarośli wyłonił się kudłaty, mokry łeb jego nowego towarzysza. Pies zaszczekał radośnie, po czym, nie bacząc na szerokie kałuże, pognał przed siebie.

Erendis uśmiechnęła się szeroko. Ich nowy pupil był niezwykle interesującym indywiduum, jeśli chodzi o mabari. Nie tylko jego wygląd, ale i charakter znacznie odbiegał od standardów tej rasy, co sprawiało, że jego tresura była nie tylko przyjemnością, ale również wyzwaniem. Do tej pory przekorna bestia przeważnie ignorowała większość poleceń wydawanych przez swojego nowego pana. Nie to, żeby Zev traktował całą tę sprawę poważnie. Pies przejawiał pewne oznaki inteligencji, jak również sporą dozę uporu i krnąbrności. Erendis miała nadzieję, że z czasem zwierzę zacznie zachowywać się bardziej rozsądnie, w przeciwnym razie nie będzie z niego żadnego pożytku.

Zev ze zwykłą sobie nonszalancją okazywał brak zainteresowania kudłatym stworzeniem, przynajmniej przy świadkach, ale Erendis widziała kilkakrotnie, jak elf skrobał wyraźnie zadowolonego psa za kudłatym uchem.

Jakby czując, że myśli Strażniczki krążą wokół niego, zwrócił ku niej oczy.

- Jak długo tak może padać?

Erendis pokiwała głową. Przez cały rok, gdy podróżowali przez drogi Fereldenu, jedyne skargi, jakie słyszała z ust przystojnego antivańskiego Kruka dotyczyły pogody.

Długo i szczęśliwie (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz