Rozdział 11

1K 68 3
                                    

*Kate*


Wpadliśmy na komisariat najszybciej jak to było możliwe. Policjanci patrzyli na nas zdziwieni, chociaż znali nas dobrze. Weszliśmy na kryminalistykę, gdzie czekał na nas ojciec Matta.

- Cześć tato! - wrzasnął Matt. Męższczyzna odwrócił się.

- Matt! Kate! Dobrze, że przyjechaliście. Wielka afera. - zaczął. - Jeden z naszych wyprowadził Parkera z aresztu i obaj wyjechali ...

- Kto? - zapytałam.

- Sprawdzamy...

*Alex*

- Cholera jasna Alex! - wrzasnął Dan. Ciarki przeszły mi po plecach. Ułaskawienie Dana skończyło się z godziną kiedy zniknął Adi. - Mówiłem znajdźcie go.

- A ja co, kurwa detektyw?! - chłopak zbliżył się do mnie i uderzył z całej siły po buzi. Upadłam na ziemie.

- Nie masz prawa tak do mnie mówić! - odparł. - Zapytam jeszcze raz Lockwood. Są tu wasi ludzie?

- Niby czemu mieli by być?!

- Bo jesteś zbyt spokojna jak na sytuacje. plus zniknął Adi. - rzekł.

- Nie wiem co się z nim stało...

Nagle do ciężarówki wpadł jeden z chłopaków Dana.

- Szefie samochód przyjechał. - powiedział cicho.

- Nareszcie. Zapakujcie tą dziwke i jej słodkiego przyjaciela i jedź z dragonem do Victora. Macie jeden dzień by tam dotrzeć. A my znajdziemy Adiego.

Już po chwili związana siedziałam na tyłach najnowszego porche i jechałam w kierunku niemieckiej granicy. Szczerze to nie mogłam się doczekać aż w końcu zobaczę się z Victorem. Było tak wiele do obgadania. Taaa za pewne teraz pomyślisz, że oszalałam, ale chce ci powiedzieć, że wszystko ze mną ok.

ZEMSTA BĘDZIE SŁODKA - to powiedział mi kiedyś Konor.

Siedzieliśmy w moim pokoju w burdelu i oglądaliśmy jakąś beznadziejną komedie romantyczną, kiedy chłopak zaczął marzyć  jakby to było żyć normalnie. Jakby to było mieć ładne mieszkanie, chodzić na lody i wychodzić z małym pieskiem na spacer.

- A byłbyś zdolny żyć takim nudnym życiem, jakim żyją miliony osób? Po tym wszystkim... - zapytałam niepewnie.

Chłopak zamyślił się na chwile.

- Nie - odpowiedział. - Ta praca ma swoje plusy, takie jak kasa, przygoda, czasem relaks. Ale i minusy, bo nigdy nie zapomnę widoku gwałconych dziewczyn czy zabitych kolegów.

- Victor ci to zrobił. - stwierdziłam.

- Wiem... - odparł grzebiąc coś pod łóżkiem. - Dlatego nasza przyszła zemsta będzie słodka.

To wspomnienie wywołało uśmiech na mojej twarzy. Dzięki Konorowi nauczyłam się zabezpieczać. Wiedziałam, że będzie dobrze. I z tą myślą zasnęłam.


Obudził mnie czyjś dotyk. Otworzył oczy, a nad sobą ujrzałam Dragona. Chłopak miał zmartwione oczy i był blady jak ściana.

- Jesteśmy księżniczko. - rzekł cicho. Podniosłam się z fotela i wyszłam z samochodu. Moim oczom ukazał się dobrze znany budynek. Burdel który śnił mi się po nocach. - Przekazuje cię Jacobowi. - odparł. Pokiwałam głową. Nagle przede mną wyrósł mężczyzna, dobrze zbudowany, z łysą głową. Chwycił mnie za rękę i wprowadził do budynku.

Prowadził mnie znanymi korytarzami. Gdzie nie gdzie stały przestraszone dziewczyny. Były ubrane w małe, świecące staniki i krótkie spódniczki tego samego koloru. Przypominały trochę mnie z przed kilku miesięcy. Nagle zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Jacob zapukał. Usłyszałam charakterystyczne - proszę. Weszliśmy do środka. Stanęliśmy przed szefem szefów. Mężczyzną, z którym na spotkanie czekałam bardzo długo.

- Szefie. Przyjechał pański syn z Alex Lockwood i synem Karol...

- Wiem. Zostaw na samych. - przerwał mu. Po chwili stałam już całkiem sama na środku tego wielkiego gabinetu.

- Victorze. - przywitałam się. Mężczyzna zlustrował mnie wzrokiem, po czym podszedł do mnie i chwycił mnie za włosy, zmuszając mnie do klęknięcia.

- Coś ty sobie kurwa szmato myślała! - wrzasnął. - Zapewniam ci co chcesz, a ty buntujesz przeciwko mnie moich własnych synów!

- Konor to nie twój syn - zauważyłam.

- Ale tak go traktowałem.

- Nie moja wina. - odparłam.

- Tylko czyja? - zapytał puszczają mnie.

- Skorzystaliśmy z okazji. - wyjaśniłam wstając. - Tak wyszło. Ale zobacz, jestem. - uśmiechnęłam się.

- Rozbierz się. - rozkazał.

- Ale już? Tak od razu? Nie wolisz najpierw pogadać?

- Niby o czym? - zapytał siadając na stole.

- Może o Konorze, moim dziadku, majątku...

- Masz mi coś do powiedzenia? - zapytał.

- Właściwie tak. Jak długo zamierzałeś go kryć?

- O czym ty mówisz? - zapytał zdziwiony.

- Ten majątek wcale nie jest mój. Znaczy jest, ale jeszcze nie teraz. Bo mój dziadek żyje i co więcej jest gdzie tu, prawda?

- Jak na to wpadłaś? - zapytał po chwili.

- To proste. Kiedy wspomniałeś, że znałeś mojego dziadka, stwierdziłam, że po jego teorytycznej śmierci znalazłbyś moją matkę lub mnie wcześniej by porozmawiać o burdelach i dostać je na własność. Nie zrobiłeś tego bo on nie umarł. Kiedy przepisał mi majątek wkurzyłeś się, twoi ludzie go złapali, a teraz pewnie go gdzieś przetrzymują. A ty chciałeś mnie złapać, żebym to ja mogła przepisać go na ciebie, gdyby mój dziadek nie zmienił testamentu. Jednak okazało się, że jestem też w takim wieku, że spokojnie mogę popracować do ciebie i np nieświadomie podpisać papiery.

- Brawo detektywie. Rozgryzłaś mnie. Co zamierzasz z tym zrobić?

- Pokój, w którym spałam wcześniej jest za pewne wolny. Przenocuje tam. Przepisze na ciebie ten cholerny majątek i nie wydam cię glinom.

- Co za to chcesz? - zapytał.

- Sprowadzisz tu mojego dziadka i pozwolisz nam wyjechać. I dasz spokój Konorowi.


Mało was i to strasznie! Może jakaś mobilizacja?

PORWANA PO RAZ DRUGIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz