Rozdział 3

882 74 5
                                    

— Wstawaj, kochanie. Pamiętasz, że jedziemy dziś do babci? — Otworzyłam oczy, by spojrzeć na budzik. Była dopiero siódma trzydzieści, więc spojrzałam na mamę z pretensją w oczach.

— Wiesz, że jest za wcześnie?

— Mam poważną sprawę. Dzwonili z pracy, w dostawie zaszła pomyłka i winę zrzucają na taką dziewczynę. Pracuje tylko na stażu, więc zarobki nie są zadowalające i współpracownicy myślą, że to ona ukradła pieniądze. — Zignorowałam słowa mamy i okryłam się kołdrą ponwonie. — Jedziesz do babci i zostaniesz u niej do poniedziałku. Do tego tata jak wrócił wczoraj z fabryki to wywrócił się na schodach i ma skręcony nadgarstek.

— Co? Czemu mnie nie obudziłaś? — Informacja ta przywróciła mnie na ziemię.

— Poszłaś spać o dwudziestej, co w twoim przypadku jest dosyć rzadkie, więc pewnie byłaś bardzo zmęczona.

— Byliście u lekarza? — Mama mówiła o tym jak o dzisiejszej pogodzie, co mnie irytowało.

— To znaczy, pan Roten przyszedł i pokierował tatę do dobrego specjalisty. — Mama zazwyczaj do niego przychodziła w sprawie jakichś dolegliwości. —Ubierz się i zejdź na dół na śniadanie.

— Dobrze.

Zwlekłam się z łóżka i wyłączyłam budzik, który miał dopiero zadzwonić. Poszłam do łazienki, która sąsiadowała z moim pokojem. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i umyłam zęby, poczym opuściłam pomieszczenie i udałam się do garderoby. Z szuflady wyciągnęłam świeżą bielizne, a z szafy czarne jeansy oraz bluzę. Włosy zostawiłam rozpuszczone i zeszłam na śniadanie. Usiadłam na swoim miejscu, a mama podała mi kanapki z sokiem malinowym. Zjadłam szybko posiłek i wróciłam do pokoju po telefon, słuchawki i książkę, którą miałam ochotę przeczytać. Ruszyłam z powrotem na dół, kiedy zawołała mnie mama, oznajmując, że musimy już jechać. Ubrałam kurtkę i buty, poczym wyszłam na podwórko, kierując się w stronę samochodu. Kiedy mama zapalała auto przypomniałam sobie o piórze, które wczoraj schowałam. Chciałam go podarować babci.

— Mamo, stój — rzuciłam, odpinając pas. — Zapomniałam czegoś z pokoju.

— Tylko szybko.

Weszłam do domu, nie przejmując się ściąganiem butów. Ciężko się je wiązało, a nie miałam na to czasu. Ruszyłam w stronę pokoju. Na schodach spotkałam się z tatą.

— Wybacz, że nie przyjechałem — powiedział zmęczonym głosem. — Wczorajszy wieczór był zwariowany.

— Nic się przecież nie stało, a jak ręka? — zapytałam, przyglądając się bandażowi.

— Doktor ją unieruchomił, ale kazał mi jechać do szpitala, żeby postawili lepszą diagnozę. — Uśmiechnęłam się smutno. Jego pech nie znał granic, a niestety w jakiejś części przeniósł się na mnie. Nie należałam do najszczęśliwszych osób. Moje szczęście ograniczało się tylko do tego, że to mój numer z dziennika był chętnie wybierany do odpowiedzi.

— Mam nadzieję, że to nic poważnego. — Westchnęłam. — Zobaczymy się jutro. Mama czeka w aucie.

Przytuliłam się do taty, po czym pognałam w stronę pokoju. Nie chciałam się ociągać, a mama wyjątkowo nie znosiła czekać. Wpadłam do mojej sypialni i ku wcześniej wspomnianego pecha zaczęłam szukać pióra. Musiało się oczywiście gdzieś zapodziać. Przecież nie mogłam wyjść z domu bez żadnego problemu. Przejrzałam kilka szuflad, aż przypomniałam sobie, gdzie go odłożyłam. Wzięłam go delikatnie w ręce i mogłam udać się z powrotem do mamy.

Osobliwa HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz